Tysiąc samochodów w tydzień - export fur Polen - to hasło wielkiego targowiska samochodowego w Emsburen
Tysiąc samochodów w tydzień - export fur Polen - to hasło wielkiego targowiska samochodowego w Emsburen Autowelt Emsburen

– Upada mit o porządnych Niemcach. Dziś o dobry samochód z udokumentowanym przebiegiem łatwiej w Polsce niż za Odrą – tak Marcin Gawarecki, współwłaściciel AutoAuto.pl, największego autokomisu w Polsce, komentuje dane z rynku samochodowe z Niemiec. Co trzeci pojazd wystawiany do sprzedaży ma cofnięty licznik – wynika szacunków niemieckiego automobil klubu ADAC.

REKLAMA
Jeszcze gorsze świadectwo wystawia Niemcom ubezpieczyciel TUV. W jego ankietach aż 44 proc. sprzedających i kupujących zetknęło się z problemem cofania licznika. Typowe auto od Niemca: diesel, 5 do 7 lat z przebiegiem 100 tys. kilometrów, dobrze wyposażone, do tego tańsze niż w Polsce. Dla tysięcy polskich kierowców to marzenie. Jak się okazuje, mało realne, bo co trzecie auto w Niemczech ma cofnięty licznik.
Majster-picer
Przy tej aferze szwindel Volkswagena to pikuś. Sami Niemcy są przerażeni skalą oszustw. ADAC wylicza, że manipulacje liczników powodują straty rzędu sześciu miliardów euro rocznie. To kwota, jaką handlarze zagarnęli bezprawnie żądając za zajeżdżone samochody wyższych cen niż wynikałyby z uczciwie wyliczonej wartości rynkowej. Nie trudno zgadnąć kim są „naiwne ofiary”. Oprócz samych Niemców kupujących używane auta, to Polacy, którzy są ich największymi importerami. Co roku sprowadzamy z zachodu 800-900 tys. aut, w większości właśnie z Niemiec. Z takich placów jak ten, gdzie sprzedaje się tysiąc aut tygodniowo.
Marcin Gawarecki, który handlem używany mi samochodami zajmuje się ponad 10 lat, mówi, że "tanie samochody od niemieckich emerytów" praktycznie nie istnieją: – Cudów nie ma. Auto w dobrym stanie i z dobrym wyposażeniem będzie kosztować w Niemczech więcej niż w Polsce – mówi. – Z daleka omijam wszelkie prywatne oferty. Jeśli kupujemy auta w Niemczech, to tylko od dużych firm leasingowych i samych dealerów, gdzie kupując wiele egzemplarzy możemy negocjować ceny. Rynek profesjonalnego handlu jest nadzorowany przez organizacje konsumenckie, a te za fałszowanie przebiegu grożą bardzo wysokimi karami finansowymi – dodaje.
Na dowód upadku legendy niemieckiego rynku opowiada jak sam o mało się nie naciął. – To był niespełna 3-letni mercedes klasy S z przebiegiem 100 tys. kilometrów. Tajemnica okazyjnej ceny wyszła przy pierwszym sprawdzeniu historii serwisowania. Auto tak naprawdę miało 390 tys. kilometrów i jeździło non-stop jako lotniskowa taksówka – opowiada Gawarecki i wzrusza ramionami nie dziwiąc się przekrętowi: – Z uczciwym przebiegiem jest niesprzedawalne.
logo
Niezasłużenie wyśmiewamy polskich "przedsiębiorców", najpierw licznik cofa niemiecki właściciel memytutaj.pl
Typowy Mirek
Do tej pory wydawało się, że to Polacy są mistrzami cwaniakowania. Ileż hejtu i drwin zebrał Gustaw Brzeziński z Kielc. Przypadkowo sfotografowany na giełdzie, stał się niechcący bohaterem internetu i niekończącej serii memów: Typowy Mirek-handlarz, przedsiębiorca. Tymczasem pionierami psucia niemieckiego rynku są zawodowi handlarze z pochodzenia Turcy i Jugosłowianie. To oni są wynalazcami patentów korygowania nawet najbardziej zaawansowanych technicznie liczników. Im też przypadłaby nagroda „samochodowego antynobla” za odkrycie i zastosowanie na masową skalę szpachli z opiłkami metalu. Taką "naprawę" trudno wychwycić badaniem zwykłym magnetycznym miernikiem. Tak naprawdę polscy handlarze aut są pierwszymi naiwniakami w łańcuszku ofiar, co pokazuje historia olsztyńskiego taksówkarza.
Pan Mieczysław chciał nabyć do jazdy Mercedesa. Od polskiego importera kupił 12-letnie auto z przebiegiem 180 tys. km. Mały przebieg, bo Niemiec wszędzie ma blisko – brzmiało typowe tłumaczenie handlarza. Kilka miesięcy po transakcji przydarzyła się awaria systemu klimatyzacji. Wizyta w autoryzowanym serwisie ujawniła, że z historii serwisowej auta wynika, iż przejechało ono grubo ponad 350 tys. km.
– Zgłosiłem oszustwo na policję , chciałem uzyskać zwrot zawyżonej ceny w stosunku do wartości tak zużytego auta – opowiada w rozmowie z naTemat. Po analizie dokumentów okazało się, że to Niemiec pierwszy sprzedał auto z licznikiem cofniętym do 250 tys. km. Do tego wymienił na nowsze przednie fotele i kilka innych zużytych elementów wnętrza. Tak przerobiony Mercedes wyglądał lepiej niż wskazywał stan licznika. Dlatego polski sprzedawca cofnął licznik o kolejne 70 tys. km. Co ciekawe, oszust zwrócił część pieniędzy, a taksówka jeździ do dziś.
Mit porządnych Niemców
Serwis "Deutsche Welle" cytuje ekspertów domagających się stanowczej walki z „picerami”. Policja proponuje zaostrzenie kar - z jednego roku obecnie do 5 lat więzienia. ADAC chce wprowadzenia przez producentów bardziej zaawansowanych chipów w autach gromadzących dane o ich przebiegu. Podobnie jak w Polsce powstał Bezwypadkowy.net, także w Niemczech tworzą się spontanicznie społeczności wymieniające się danymi o prawdziwych przebiegach samochodów.
Picowanie osiągnęło już takie rozmiary, że największy niemieckojęzyczny portal ogłoszeniowy AutoScout24 donosi, że szósty rok z rzędu rosną średnie ceny używanych pojazdów (np. średnia cena 10-letniego auta 10 468 euro.). Jak ma nie drożeć, skoro wszystkie to bezwypadkowe, bez draśnięcia, „igły” z niewielkim przebiegiem. Tak, jakby w Niemczech nie zdarzały się kraksy i wypadki.
Ale Polacy i tak będą je kupować. Nikt w Europie tak bardzo nie kocha używanych samochodów jak my. To miłość z rozsądku, bo za nowe samochody płacimy często drożej niż w Zachodniej Europie. A obowiązkowe przeglądy w drogich autoryzowanych stacjach to prostu rozrzutność. Wolimy więc wierzyć w "niepalącą emerytkę", która dojeżdżała do kościoła, oraz Niemca, którzy płacze jak sprzedaje.

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl