Zapach czuć już przy wjeździe. A dym widać z oddali. Smog unosi się wszędzie, gdy tylko jest niższa temperatura. Czuć chemią, bo mieszkańcy palą, czym się da. Nie tylko, oczywiście, tutaj, na całych połaciach południowej Polski maja ten problem. Ale w Kalwarii Zebrzydowskiej koło Wadowic jest prawdziwy dramat. Tu na niewielkiej przestrzeni znajduje się mnóstwo zakładów szewskich i stolarskich. Do pieców trafiają gumowe podeszwy, sklejki, klej... Jak przekonać tych ludzi, by przestali nimi palić?
To miasteczko pokazuje, jak trudno walczyć z mentalnością ludzi w naszym kraju. Z ich przyzwyczajeniami, niewiedzą i potworną upartością pt. ”Zawsze tak robiliśmy i nic nie zmienimy”. Od kilku czy kilkunastu dni dosłownie każdego dnia lokalne media grzmią o smogu, który unosi się nad Krakowem, nad Śląskiem, nad Podhalem. O tym, jak nie sposób oddychać, nie widać błękitnego nieba, nie widać nic praktycznie. Czytamy o maskach, które – niczym w Chinach – ludzie zaczynają zakładać na twarz. I tak niemal co roku o tej samej porze. A w tym roku nawet jakby gorzej.
Nawet dym ma inny kolor
Dlatego spójrzmy na Kalwarię Zebrzydowską – miasteczko, w którym mieszka raptem około 5 tys. mieszkańców. Znane z sanktuarium oo. bernardynów, a także zagłębia meblarskiego i obuwniczego. Co drugi dom tutaj to tapicer, stolarz czy szewc. Taka tradycja od lat, z tego żyje większość ludzi. I od lat z tego powodu nad miastem wisi smog. – Proszę pani, tu się pali resztki mebli, odpady z butów, kleje. Tu się nie da wjechać, tak czuć chemią! – słyszę od jednego z przedsiębiorców, który do Kalwarii przyjeżdża tylko służbowo. Mówi, że smog krakowski w porównaniu z kalwaryjskim to naprawdę nic. – Tu nawet dym z kominów ma jakiś inny kolor. Czasami zapach jest nie do zniesienia – mówi.
I właśnie tutaj grupa mieszkańców powiedziała ”Dość”. Na ulicach pojawiły się nekrologi i plakaty skierowane do ”trucicieli”. A w najbliższą sobotę będzie obchodzony Dzień Czystego Powietrza. Przez miasto przejdzie kondukt żałobny, który zakończy się pogrzebem Czystego Powietrza właśnie.
Przecież stać ich na piece
Szaleni ekolodzy? Wielu mieszkańców puka się w głowę, śmieje im się w twarz. Mówi o oszołomach. Niektórzy rzucają, by dać im pieniądze na gaz, to przestaną palić odpadami. Albo, że skoro zatrudniają ludzi, to coś im się od gminy należy. Są też tacy, którzy utrzymują, że nie wiedzieli, iż takich odpadów palić raczej nie należy.
Katarzyna Madej Baran, jedna z założycielek powstałej w ostatnich tygodniach inicjatywy ”Płuca Kalwarii” jest zaskoczona. Jak mówi, w Kalwarii są duże zakłady, duże fabryki, które również palą odpadami. Ich właściciele to ludzie raczej zamożni, mają też piece gazowe, więc o co chodzi? Nie stać ich na oddanie odpadów? Są skupy, które za 1 kg skórzanych odpadów biorą po 40 groszy...
– Kalwaria Zebrzydowska jest specyficznym miastem, bo u nas ludzie nie palą tylko śmieciami. Palą też odpadami produkcyjnymi, co powoduje, że w mieście nie da się oddychać od listopada do kwietnia. Są takie miejsca, gdzie wolałabym nie wysiadać z samochodu. Albo takie, przez które nie da się przejechać w nocy, taki smog wisi nad okolicą. Ciemno, mgła i piekący w gardło dym. Jest tragicznie – mówi naTemat.
Strach jest, ale odzew duży
Gdy razem z innymi mieszkańcami postanowiła wreszcie coś zrobić, przyznaje – bała się. Ale miała już dość. – Bałam się reperkusji. Prowadzę galerię wyposażenia wnętrz w Kalwarii, żyję tutaj. Codziennie o tym myślę. Ale dobro wyższe wzięło górę – mówi.
O tym smogu mówiło się od lat, tylko wszyscy się bali. Mała społeczność, był strach przed oskarżeniami o donosicielstwo. Gdy jednak ”Płuca Kalwarii” zaczęły działać, zaraz powstał też ”Kalwaryjski Alarm Smogowy”. A w mediach społecznościowych zaczęli aktywizować się inni mieszkańcy. Pojawiły się naciski na Urząd Miasta, który do tej pory niewiele w tej kwestii zrobił.
Każdego dnia dostajemy po kilka zdjęć i próśb o interwencję. ”Proszę pani, u nas palą. Nie da się oddychać. Proszę przyjechać, coś zrobić” – piszą mieszkańcy. Jest duży odzew, nasza inicjatywa zaczyna żyć własnym życiem – cieszy się Katarzyna Baran. Na lokalnym portalu Nasza Kalwaria ktoś napisł: ”Ul. Zjednoczenia jest zasmrodzona. Wiem, bo nawet prania nie można normalnie wywiesić na pole, ponieważ śmierdzi i wszystko się na nim osiada!”.
Dużo nowotworów, ludzie muszą wiedzieć
Łatwo nie jest. Dlatego skupiają się głównie na uświadamianiu ludzi. Przygotowali 5 tys. ulotek, które mają trafić do większości domów. Mocnych, z maską gazową i hasłami ”Nie truj”, a także informacjami o tym, że w Kalwarii bardzo dużo osób choruje na nowotwory. Szykują też akcje edukacyjne w szkołach. Już zgłosiły się pierwsze chętne placówki, by zorganizować u nich warsztaty dla uczniów.
– Nasz cel to uświadamianie mieszkańców, bo z nimi jest największy problem. To oni stanowią większość trucicieli. Postanowiliśmy nimi wstrząsnąć, trzeba przeorać ich mentalność – mówi otwarcie Mieczysław Login. Sam mieszka w Kalwarii od niedawna, przeprowadził się tu z Krakowa. I od razu poczuł, że coś z tutejszym powietrzem jest nie tak.
– Zorientowałem się, że uruchomiając swoje stolarnie stolarze rozpalają je na początek odpadami, które gromadzili. To było nie do zniesienia. Po siódmej rano w lecie nie dało się otworzyć okna – mówi. On też walczy dziś o czyste powietrze w Kalwarii, ale przyznaje, że łatwo nie jest.
Plakaty są zrywane, ale oni są uparci. Jak mokre dni przeminą, będą znowu wieszać. I walczyć. W przyszłym roku Kalwaria Zebrzydowska ma mieć własną stację badania zanieczyszczenia. Może wtedy ludzie dostaną namacalne dowody, jak bardzo jest źle.
W ostatnich latach obserwujemy w gminie Kalwaria w znaczny wzrost zachorowań u dzieci na astmę oskrzelową, alergię i białaczkę. Aktualna liczba pacjentów onkologicznych z gminy Kalwaria Zebrzydowska to ok. 800 osób (40 % z samego miasta Kalwaria).