Krzysztof Mieszkowski, dyrektor teatru we Wrocławiu, apeluje o zdrowy rozsądek przeciwników spektaklu "Śmierć i Dziewczyna"
Krzysztof Mieszkowski, dyrektor teatru we Wrocławiu, apeluje o zdrowy rozsądek przeciwników spektaklu "Śmierć i Dziewczyna" Fot. Kornelia Głowacka-Wolf / Agencja Gazeta
Reklama.
Z relacji mediów wynika, że przed teatrem zgromadziła się Krucjata Różańcowa, inne osoby zaś blokowały wejście. Protestującymi byli również uczestnicy ostatniej akcji palenia kukły Żyda. I mimo że dzięki interwencji policji widzowie obejrzeli "Śmierć i dziewczynę", to sprawa ma ciąg dalszy.
Dyrektor placówki przyznał, że przeciwnicy spektaklu obrzucili dom jego matki jajkami i pomidorami. Mieszkowski, który poza działalnością artystyczną zajmuje się polityką i jest posłem Nowoczesnej, nie kryje oburzenia. Zapowiada, że będzie walczyć o odwołanie ministra kultury, Piotra Glińskiego. Zaapelował przy okazji o zdrowy rozsądek wszystkich, którzy tak żarliwie bojkotowali sztukę. – Nie stwarzajcie sytuacji, która za chwilę będzie nie do przezwyciężenia – powiedział.
Wcześniej w rozmowie z Gazetą Wyborczą powiedział, że nie można być obojętnym wobec tego, co się stało. – Ruchy populistyczno-narodowe zawsze uruchamiają się w czasie kryzysu liberalnej demokracji. W Sejmie mamy reprezentację narodowców – przekonywał. – Autorytaryzm już teraz staje się normą. To niezwykle groźne dla nas wszystkich. Wszyscy, którzy wierzą w wartości europejskie i demokratyczne muszą w tej chwili zmobilizować się i wspólnie zastanowić, jak przywrócić normalne reguły codziennego życia – dodał Mieszkowski.
Sam Ryszard Petru także zabrał głos, mówiąc: "Zaczyna się od słów, a potem kończy się rzucaniem jajkami, pomidorami, a po jajkach i pomidorach przychodzą cegłówki (...), a potem są marsze, które już niczego nie słuchają i rzucają wszędzie ". Na "Śmierć i dziewczynę" kupił dwa bilety i zaprosił... Glińskiego – chce dowiedzieć się, czy rzeczywiście artystyczne wydarzenie, jak twierdzi, uderza w tradycyjne wartości teatru.
Jak pisaliśmy w naTemat, kontrowersje obrońców czystej sztuki wzbudziła nie sama sztuka, ale zaangażowanie do niej aktorów porno z Czech. Ich zadaniem było uprawianie seksu na scenie. Reżyserka tłumaczyła, że nie powinno to dziwić czy szokować, bo język "Śmierci i dziewczyny" jest "wchodzi za skórę, jest obsceniczny, pełen wulgarności i nienawiści".

Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl