
– Jeździmy na łatwe laski do Kaliningradu – mówili nam wprost młodzi gdańszczanie. Okazuje się jednak, że to zjawisko ma swego rodzaju lustrzane odbicie wśród kobiet z Obwodu Kaliningradzkiego i dziś właśnie temu postanowiliśmy się bliżej przyjrzeć.
Dziewczyny tu są mądre i zaradne. Uczą się, próbują robić biznesy, ale ilu się uda wybić i żyć godnie? By żyć godnie kobiety tu zawsze musiały patrzeć za dobrym mężczyzną. Wciąż na pierwszym miejscu w tutejszym niewypowiedzianym rankingu dobrego męża są oficerowie, albo ustawieni urzędnicy, ale dziewczyny zobaczył też swoją szansę w Trójmieście.
Dla większości z nich każde takie poszukiwania to jednak inwestycja nie tylko niepewna, ale i kosztowna. Rosjanki swoje poszukiwania kandydata na tego, u boku kogo można "żyć godnie" urządzają nie między regałami hipermarketów, a najczęściej w sopockich klubach. Nie mogą więc wrócić tym samym autokarem, który relatywnie tanio wiezie je z Kaliningradu do Trójmiasta na weekendowe zakupy. A nocleg nawet w kiepskim hostelu to spory wydatek dla kogoś, czyj miesięczny budżet to równowartość niespełna 1 tys. zł.
Jedzie się paczką koleżanek i łączy się przyjemne z pożytecznym. Bogatsi od nas jeżdżą na zakupy do Polski nawet co tydzień własnymi samochodami, ale kogo nie stać, ten jedzie autokarem. Takim, co nie tylko zawiezie, ale też obwiezie po marketach. My nim jedziemy wtedy w jedną stronę, zrobimy zakupy dla rodziny i jedziemy do hostelu, gdzie bierzemy jeden pokój na spółkę. To tanio wychodzi. Gorzej jest z powrotem, bo nie zawsze się da załapać na powrót takim tańszym autokarem i trzeba jechać rejsowym, albo pociągiem...
– A jak już dojedziemy do hostelu, to robimy się i idziemy na miasto. Jak się odpowiednio dziewczyny z Rosji zakręcą w dobrym klubie, to po pół godziny już ktoś drinka postawi. Jak się na Ukrainie zaczęło, to tyle mówili, że Polacy na nas będą cięci, a oni na punkcie rosyjskich kobiet szaleją. Tylko szkoda, że większość wcale nie taka konserwatywna, jak o was mówią i chciałaby szybko taką przelecieć i już... – ubolewa nasza rozmówczyni.
Nieco mniej kolorowy pejzaż Polski po przejęciu władzy przez PiS niezwykle martwi tymczasem Dianę. Ta 26-latka od września jest bowiem zaręczona z gdańszczaninem i obawia się, że wkrótce trudniej może im przychodzić podróżowanie między domami w Polsce i Obwodzie Kaliningradzkim.
O tym, że mały ruch graniczny się skończy wielu jest u nas przekonanych. My martwimy się jednak, że wasza nowa władza zacznie mi robić problemy z osiedleniem, albo z pracą.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl