
Otworzył drzwi i wyszedł z klatki. Chwilę potem podbiegło do niego dwóch mężczyzn. Powalili go na ziemię i zaczęli się z nim szamotać. Nie jest to opis kadru z filmu sensacyjnego, ale relacja z zapisu miejskiego monitoringu w Kołobrzegu. Ofiarą tego zajścia padł ksiądz, który chodził po kolędzie, a łupem miała być saszetka z pieniędzmi z kopert, które mieszkańcy tradycyjnie wręczają duchownym. Myślisz, że to wyjątek? Okazuje się, że bycie księdzem to "zawód" podwyższonego ryzyka. – Strach wyjść w sutannie na ulice. Plucie i wyzwiska to nasza codzienność – mówi nam proboszcz jednej z praskich parafii w Warszawie.
Historia zaatakowanego księdza z Kołobrzegu nie jest niczym nadzwyczajnym. Podobne napaści zdarzają się regularnie i dotyczą nie tylko duchownych, ale i parafii, które systematycznie stają się atrakcyjnym celem dla drobnych rabusiów. Co jakiś czas w prasie pojawiają się krzykliwe nagłówki, które informują o kolejnym napadzie na księdza, skradzionej hostii czy włamaniu do kościoła.
Kiedyś szacunek, dzisiaj wyzwiska
O tym, że ksiądz może nie mieć łatwego życia i każdego dnia musi się mierzyć ze stereotypem księdza: pedofila, sybaryty i rozpustnika, najlepiej wiedzą sami duchowni. Ks. Rafał Pastwa przyznaje, że swoisty ostracyzm przedstawicieli kleru nie jest zjawiskiem marginalnym i staje się udziałem wielu osób noszących na co dzień sutannę. – Bycie księdzem jest trudne – mówi bez ogródek. I tłumaczy, dlaczego złodzieje biorą księży na celownik.
Dlaczego księża są napadani, a parafie okradane? To dosyć łatwo wytłumaczyć. Panuje powszechne przekonanie, że księża opływają w luksusy i żyją na wysokiej stopie. Kościół kojarzy się z bogactwem. Takich złodziejaszków nie obchodzi to, że zdecydowana większość duchownych żyje na przeciętnym poziomie. Kościół pokazuje się jako miejsce przepychu. Tymczasem ksiądz poza samochodem, często bardzo przeciętnym i kupionym na kredyt, nie ma tak właściwie nic. Ludzie nie orientują się najczęściej jak wyglądają finanse księdza i wychodzą z błędnego założenia, że jest majętny.
Sutanna oznacza kłopoty
O problemie rozmawiamy też z proboszczem jednej z warszawskich parafii. Jak mówi, nie chce występować pod nazwiskiem, bo i tak już wystarczająco musi się użerać z nienawistnikami. Czy on również dostrzega problem dyskryminowania księży? – Nie tak powinno brzmieć pytanie. Ja bym raczej zapytał, dlaczego tak niewielu księży wychodzi na ulice w sutannach. Zastanawiała się kiedyś pani nad tym? Nawet jeśli nie, to powiem, że nasza codzienność nie jest kolorowa – przyznaje.
Kiedy wychodzi się na ulice w sutannie, można mieć bez mała pewność, że zawsze znajdzie się ktoś, kto opluje albo zwyzywa, że "pedofil", "złodziej", itd. O podobnych przypadkach mógłbym opowiadać bez końca. Sam również ich niejednokrotnie doświadczyłem, więc problem znam od podszewki. Żeby to tylko na ulicach tak było, ale i w naszej kancelarii zdarzają się takie przypadki. Niepokojące jest to, że to zjawisko się nasila. Jest na to przyzwolenie społeczne. Dzisiaj, proszę mi wierzyć, niektórzy zakładają sutannę z duszą na ramieniu i zachodzą w głowę, co zaraz zrobi ktoś idący z naprzeciwka. I czy ktoś się za nami ujmie?
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl
