Prof. Jan Miodek często przypomina o długiej historii kobiecych "końcówek"
Prof. Jan Miodek często przypomina o długiej historii kobiecych "końcówek" fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta
Reklama.
prof. Jan Miodek
fragment recenzji naukowej

Wrocławskie językoznawczynie stworzyły pierwszy w dziejach polskiej leksykografii słownik, który gromadzi wyłącznie nazwy żeńskie, w lingwistyce określane jako feminatywa. (...) To imponujące dokonanie leksykograficzne Agnieszki Małochy-Krupy i jej zespołu, czyli Katarzyny Hołojdy, Patrycji Krysiak i Marty Śleziak, wychodzi naprzeciw współczesnym sporom o feminizację języka.

Słownik ukazał się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego. Na okładce, przedstawiającej głowę kobiety z profilu, umieszczone są wybrane żeńskie nazwy: m.in. filantropka, freelancerka, monarchini, gastrolożka i bogini. Mieszanka tradycji i nowoczesności.
logo
To pierwszy słownik nazw żeńskich w Polsce fot. wuwr.com.pl
Kontrowersje wokół kobiet w języku
Skąd kontrowersje wokół żeńskich końcówek? Historycznie rzecz ujmując żeńskie formy były przecież powszechnie stosowane jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym. Przykład? Kobiety z tytułem doktorskim powszechnie tytułowano doktorkami. Potem jednak po żeńskich nazwach przejechał się PRL, który wylansował manierę nazywania kobiet po męsku.
Dziś konserwatyści językowi zaciekle walczą z żeńskimi nazwami, choć to właśnie oni powinni być ich najwytrwalszymi rzecznikami. Tę rolę wzięły jednak na siebie środowiska równościowe, które tłumaczą, że równie absurdalne jak nazywanie kobiet po męsku, byłoby odwrócenie sytuacji i mówienie o mężczyznach per pielęgniarka lub nauczycielka. Jakoś trudno sobie wyobrazić drugi wariant (co nie znaczy, że nie jest możliwy). Dlaczego?
Męska końcówka – to brzmi dumnie?
Dlatego, że mężczyźni mają wyższy status społeczny niż kobiety. Kobiety stosujące wobec siebie męskie nazwy, mogą mieć nadzieję, że będą traktowane poważniej. Niekoniecznie muszą marzyć o byciu "jednym z chłopców", po prostu czują, że jako radca, fundator czy akademik brzmią poważniej niż radczyni, fundatorka i akademiczka. Mężczyźni z żeńskimi końcówkami byliby obiektem niekończących się drwin, bo równaliby do ludzi o niższej pozycji społecznej.
"Słownik nazw żeńskich polszczyzny" jest więc nie tylko kolejną publikacją naukową, lecz także nobilitacją żeńskich nazw, które w seksistowskim społeczeństwie podlegają degradacji semantycznej właśnie dlatego, że kobiety mają gorszą pozycję w społeczeństwie niż mężczyźni. Stanie się solidnym argumentem m.in. dla tych wikipedystek i wikipedystów, którzy muszą toczyć nieustające boje ze zwolennikami męskiego, PRL-owskiego porządku w polszczyźnie. Czas robi swoje – już przyjęła się "posłanka", która na początku lat 90-tych budziła u niektórych rozbawienie. Podobnie będzie z innymi żeńskimi nazwami, które dziś w niektórych uszach brzmią dziwnie.

Napisz do autorki, nie autora: anna.dryjanska@natemat.pl