
Znali się dobrze, choć rzadko mieli okazję rozmawiać. Zanim trafili do Legionów, współpracowali na innej niwie. Późniejszy oponent marszałka był oficerem austro-węgierskiego wywiadu wojskowego, pracując w tzw. Biurze Ewidencji (K-Stelle). Placówka miała swoje komórki w różnych miastach na ziemiach polskich. To właśnie tym kanałem Zagórski po raz pierwszy zetknął się z Piłsudskim. Początkowo nie osobiście, a za pośrednictwem meldunków tajnego agenta, trafiających na biurko oficera.
Piłsudski i jego ludzie świadczyli zatem odpłatnie, niewątpliwie z patriotycznych pobudek, austriackiemu Sztabowi Generalnemu (a potem prawdopodobnie również niemieckiemu) rozmaite usługi o szeroko rozumianym szpiegowskim charakterze. (...) O tej współpracy Piłsudskiego i jego współtowarzyszy oficerowie ekspozytur wywiadowczych Sztabu Generalnego, Polacy w armii Austro-Węgier, tacy jak: Józef Rybak, Jan Hempel, Oswald Frank, meldowali Zagórskiemu. Wtedy też jako pilny oficer Sztabu Generalnego zapoznawał się z systematycznie nadsyłanymi meldunkami Józefa Piłsudskiego o sytuacji w Przywiślańskim Kraju.
Przedstawiłem Piłsudskiemu i Sławkowi konieczność stworzenia na terenie Galicji sieci kontrwywiadu i użycia do tego celu działaczy PPS i Strzelca. Obaj zgodzili się na to. Zorganizowali oni w istocie doskonałą sieć kontrwywiadu i dali mi pełną możliwość do rozpracowania sieci wywiadowczej ochrany oraz rosyjskiego wywiadu wojskowego. Wszelkie materiały i informacje dostarczali osobiście. (...) Niezależnie od sieci kontrwywiadu w Galicji, Piłsudski i Sławek zorganizowali sieć wywiadu politycznego na terenie Kongresówki również opartego na PPS. Wywiad ten znowu na pośrednictwem Piłsudskiego i Sławka, którzy dostarczali mi osobiście materiały, dał mi całkowitą możność dokładnego ujęcia w ewidencję sytuacji politycznej w Królestwie tak w odniesieniu do ludności, ugrupowań politycznych, jak też władz rosyjskich.
Niedługo później drogi Zagórskiego i Piłsudskiego się rozeszły. Ten pierwszy, jako szef sztabu Komendy Legionów, był jego przełożonym. To przesądziło o konflikcie. Przyszły marszałek, a wtedy zaledwie brygadier, miał swoją wizję rozwoju sił zbrojnych. Zagórski widział w nim patriotę, ale wskazywał na jego wojskowe dyletanctwo, a nawet warcholstwo. Sam był przecież doświadczonym oficerem, to on grał często przysłowiowe "pierwsze skrzypce".
Jak czytamy w najnowszej książce poświęconej zagadkowym losom przeciwnika Piłsudskiego pt. "Sprawa generała Zagórskiego" (autor - Andrzej Ceglarski), rozpoczęła się zakrojona na szeroką skalę operacja niszczenia fizycznych dowodów jego agenturalnej przeszłości. Ludzie Naczelnika opanowali archiwa, wynosili co tylko się dało.
Pragnę jednak zauważyć, że po objęciu władzy przez Piłsudskiego w 1918 roku, wydelegowany został do Krakowa do przeglądnięcia tego archiwum (archiwum K-Stelle - red.) mjr Ścieżyński (Mieczysław Ścieżyński - red.), przebywający obecnie w Anglii. Celem tej lustracji było oficjalne ujawnienie materiałów obciążających oficerów K-Stelle, między innymi mnie. W stosunku do mnie nic nie znaleziono, przeciwnie, Piłsudski darzył mnie przyjaźnią (...). Jak mówiono jednak chodziło w rzeczywistości o usunięcie materiałów kompromitujących Piłsudskiego i jego najbliższych współpracowników.
Mogę panom śmiało i z zupełnym spokojem powtórzyć te dumne warunki: (...) Dajcie mi broni! Pieniędzy od was nie chcę, będę żył w kraju, ze swej ojczyzny, żadnych politycznych warunków nie przyjmuję, bo i wy ze mną w układy nie wchodzicie. (...) Nie szedłem na żadne w jakimkolwiek stopniu upokarzające warunki.
Piłsudski, przygotowujący przewrót polityczny, rozpoczął kontrofensywę. Celem było przypięcie adwersarzowi łatki zdrajcy. Rozgłaszano nawet, że ten, za czasów legionowych, donosił na niego Austriakom! – czytamy w książce Ceglarskiego.
Wszystko okrywała tajemnica, wiadomo jednak, że Piłsudskiemu bardzo zależało na zniszczeniu archiwów. Czyżby chciał zmusić generała do ich przekazania? Jeśli nawet, nie osiągnął celu. Zagórski nie godził się też na wyjazd z kraju, a taki mu zapewne proponowano. Musiał zostać zlikwidowany? Autor "Sprawy generała Zagórskiego" nie ma wątpliwości. Sanacyjni oficerowie zdolni byli zrobić naprawdę wiele na osobisty rozkaz marszałka.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl