Widzowie uwielbiają Jana Böhmermanna, ale niemiecki showman ma żart takiego kalibru, że może trafić za to za kratki.
Widzowie uwielbiają Jana Böhmermanna, ale niemiecki showman ma żart takiego kalibru, że może trafić za to za kratki. Fot. YouTube.com/NEO MAGAZIN ROYALE

Przy kalibrze jego poczucia humoru niewinnymi żarcikami wydaje się być najostrzejsza satyra jaką znacie. Jeśli myśleliście, że nie można kpić z polityków ostrzej niż robią to w Polsce Kuba Wojewódzki lub Maciej Sthur, ten człowiek udowodni wam w jakim byliście błędzie. Niemiecki showman Jan Böhmermann swoim dowcipem przekracza granice i testuje wytrzymałość. I robi to nawet za cenę utraty wolności, którą może wkrótce zapłacić za jeden z ostatnich politycznych żartów. Za to właśnie pokochała go stale powiększająca się rzesza widzów.

REKLAMA
Śmiechem na szczyt
Jan Böhmermann to obecnie jedna z najjaśniejszych gwiazd niemieckich mediów. Jego nadawane na antenie ZDF programy "Neo Magazin Royale" i "Schulz & Böhmermann" przyciągają ogromną widownię. I nigdy nie pozostają bez echa. Ten pochodzący z Bremy 35-latek staje się idolem młodych Niemców, do których najlepiej trafia jego skrajnie ostra satyra i przyciąga nowych widzów do swojej stacji.
Ale ta kariera rodziła się w bólach. W latach 90-tych Böhmermann wyjechał do Kolonii, gdzie studiował historię, socjologię i teatrologię. A raczej próbował studiować... Nigdy nie zdobył dyplomu. Wcześniej próbował swoich sił w szkołach aktorskich w Berlinie, Hamburgu i Monachium, ale wszystkie te uczelnie uznawały, że nie ma wystarczających predyspozycji do występowania na scenie. Gdy jakimś cudem dostał się do szkoły teatralnej w Hannoverze, sam zrezygnował, bo już stracił wiarę w siebie.
Zakładając, że brak mu warunków do pracy w teatrze i telewizji zawalczył o pracę w radiu, gdzie szybko ze zwykłego prezentera stał się komikiem. Jednak prawie dwie dekady zajęło mu pięcie się po szczeblach medialnej kariery od lokalnej bermeńskiej rozgłośni aż do dzisiejszej pozycji w ZDF.
Potężnym katalizatorem sławy okazała się audycja, którą 10 lat temu wymyślił dla rozgłośni 1LIVE na trwający wówczas w Niemczech mundial. Był to... "Pamiętnik Lukasa", w którym Jan Böhmermann parodiował piłkarza Lukasa Podolskiego. Co tak wkurzyło urodzonego w Polsce reprezentanta Niemiec, że przez kilka lat ciągał komika po sądach i do dziś jest z Böhmermannem na wojennej ścieżce. Przed laty niechcący pomógł mu jednak zyskać sławę.
On wykpi każdego
Niedawno Janowi Böhmermannowi udało się zyskać rozgłos na wschód od Odry. To on jest twórcą głośnego klipu wyśmiewającego ksenofobię europejskich polityków, którego jedną z bohaterek została premier Beata Szydło. Nagranie stylizowane na teledysk słynnej na całym świecie niemieckiej grupy Rammstein, w którym Böhmermann kpi z "autorytarnych, nacjonalistycznych palantów z pochodniami i widłami" obejrzały na youtubowym kanale "Neo Magazin Royale" już miliony ludzi z całego świata.
Powtórzyło to sukces produkcji sprzed roku zatytułowanej "V for Varoufakis". Böhmermann zakpił wtedy zarówno z fascynacji mediów na całym świecie ówczesnym ministrem finansów Grecji Janisem Varoufakisem, jaki i z samych Niemców, którym wypomniał, że ich gospodarka jest silna za sprawą zbrodni z czasów "dwóch wojen światowych, które prawie wygrali". Przy okazji oberwało się niemieckim rodzinom za rządzącą w nich dwulicowość, a wszystko to Böhmermann okrasił typowymi stereotypami o Niemcach. Ale obraził się mało kto. Oszaleli widzowie zarówno w na świecie, jak i w Niemczech.
To dlatego ZDF przymykała oko i finansowała następne produkcje Jana Böhmermanna. Nawet tak kontrowersyjne, jak "Ich hab polizei", które na pierwszy rzut oka zdawało się być dowcipnym hymnem pochwalnym dla niemieckich mundurowych (a zwolennikom AfD, PEGIDA i NPD bardzo spodobało się przedstawienie przestępców jako ludzi o wyraźnie bliskowschodnich rysach...). Nie przeszkodziło mu to jednak, by nagranie przepleść licznymi przytykami pod adresem policji, między innymi za jej brutalność.
Wolność ponad wszystko
Kiedy Janowi Böhmermannowi zarzucają, że zbyt często przesadza i hołduje najprostszym gustom, odpowiada on, że wolność satyry jest dla niego najwyższą wartością. A miliony fanów zaraz stają w jego obronie, krytykując "chorą poprawność polityczną".
Jednak za jedną z ostatnich satyr niemiecki showman może zapłacić jak za wszystkie wcześniejsze razem wzięte. Kilka dni temu w swoim programie wygłosił bowiem pewien wierszyk o Recepie Tayyipie Erdoğanie, w którym nie tylko stwierdził, iż przywódca Turcji morduje Kurdów, ciesząc się przy okazji dziecięcą pornografią. Ważnego sojusznika rządu w Berlinie dodatkowo opisał jako "kozojeb...".
Choć wolność słowa ma w Niemczech wielkie znaczenie, ZDF szybko usunęło nagranie z tym występem ze swoich stron. A po kilku dniach Böhmermannem zainteresowała się prokuratura z Moguncji, gdzie drugi kanał niemieckiej telewizji publicznej ma siedzibę. Uznano, że mogło dojść tam do przestępstwa.
Powód? Art. 103 niemieckiego kodeksu karnego, w którym mowa tym, że kto znieważa głowę obcego państwa zagrożony jest karą pozbawienia wolności do lat trzech. Jeśli to przestępstwo jest umyślne, maksymalna kara to nawet 5-letni pobyt w zakładzie karnym. A Böhmermann przed odczytaniem utworu poświęconego Erdoğanowi sam stwierdził, że zaraz zrobi coś, co jest w Niemczech zakazane.
Jan Böhmermann rozwścieczył w ten sposób jednak nie tylko prezydenta Turcji, ale i kanclerz Niemiec. To na wieść o jej złości prawdopodobnie podjęto decyzję o szybkim usunięciu nagrania ze stron ZDF i podjęciu walki z kopiami powracającymi na fanowskich profilach na YouTube. Poirytowanie Angeli Merkel nie dziwi, bo zaraz po programie poświęconym Erdoğanowi musiała ona dzwonić do Ankary, by osobiście przepraszać tamtejsze władze.
Śledczy z Moguncji już rozpoczęli wstępny etap postępowania, a Lukas Podolski nie powstrzymał się od wykpienia znienawidzonego showmana, że "robienie żartów kosztem innych kiedyś wróci jak bumerang". Pikanterii jego odwetowi dodaje fakt, iż obecnie gra on w tureckim Galatasaray.
Cała nadzieja w Merkel
Być może skórę Böhmermannowi ostatecznie uratuje jednak Angela Merkel. Nawet jeśli nie uda się powstrzymać prokuratorów przed sformułowaniem aktu oskarżenia, to w sądzie decydującym o łagodnym podejściu do komika faktem może okazać się to, że władze Turcji nie wniosły skargi. A ponoć właśnie przed tym uchronił Böhmermanna telefon Merkel do Ankary.
logo
Po programie Böhmermanna na temat prezydenta Turcji w sieci zostały tylko zrzuty ekranu zrobione przez fanów komika... Fot. Twitter.com
Niemiecki rząd w ten sposób podratował jednak też własny wizerunek w oczach obywateli. Zmagającej się z oskarżeniami o rozpętanie kryzysu migracyjnego kanclerz nie jest potrzebna afera, w której zarzucą jej ograniczanie wolności słowa i przesadną polityczną poprawność. Szczególnie, że przed zniknięciem na odsiadkę Jan Böhmermann zdążyłby zapewne boleśnie odegrać się na władzy. Gabinet Merkel wolał zapewnić sobie trochę świętego spokoju. Przynajmniej do czasu, aż Böhmermann nie wywoła nowego skandalu...

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl