Nowo ujawnione nagranie dowodzi, że Waldemar Kuczyński miał rację, gdy niespełna dwa miesiące po katastrofie twierdził, że jej przyczyną były naciski polityczne na pilotów.
Nowo ujawnione nagranie dowodzi, że Waldemar Kuczyński miał rację, gdy niespełna dwa miesiące po katastrofie twierdził, że jej przyczyną były naciski polityczne na pilotów. screen YouTube.com
Reklama.
Po blisko sześciu latach od występu u Tomasza Lisa oraz ujawnionym właśnie przez TVN24 nowym nagraniu z ostatnich 38 minut lotu do Smoleńska okazuje się, że Kuczyński miał rację.
TVN24
opublikował nagranie ostatnich 38 minut lotu do Smoleńska

To nagranie z kabiny prezydenckiego tupolewa pozwala bardziej precyzyjnie odtworzyć ostatnie chwile tragicznego lotu Tu-154M do Smoleńska. Jest połączeniem trzech ścieżek dźwiękowych: z mikrofonu i radia dowódcy, drugiego pilota i mikrofonów w kabinie. (...) Napisy powstały na podstawie opublikowanego przez wojskową prokuraturę stenogramu (...) Czytaj więcej

Publicysta przypomniał na Twitterze, że tuż po emisji programu stał się obiektem nagonki zwolenników partii Prawo i Sprawiedliwość.
– Obrzucono mnie górą pisowskiego łajna – pisze Kuczyński.
– Ja uważam, że źródło tej katastrofy nie mieści się ani w kwestiach technicznych, ani w sztuce pilotażu. (...) Główna przyczyna sprawcza mieści się w sferze polityki i psychologii. Ta główna przyczyna sprawcza to nie jest ta, która spowodowała ostateczne roztrzaskanie się tego samolotu, tylko ta, która spowodowała, że nie podjęto decyzji o nielądowaniu, tylko że przeciwnie, rozpoczęto manewr lądowania mimo, że warunków do lądowania nie było - mówił w 2010 r. Kuczyński.
– Uważam, że główną przyczyną była bardzo mocna i powszechnie znana nie tylko w tym kokpicie, ale w całej Polsce, wola prezydenta, żeby być na czas w Katyniu i odbyć tam bez najmniejszych zakłóceń tę imprezę. I wszystko przebiegało w samolocie normalnie dopóki nie doszła do głowy państwa wiadomość, że warunki panujące w Smoleńsku mogą uniemożliwić lądowanie. Uważam że w tym momencie w tym samolocie załamał się normalny system kierowania statkiem powietrznym – podsumował publicysta.
logo
Nowe nagrania w lepszej jakości pokazują presję, jakiej byli poddani piloci, podczas lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska. screen tvn24.pl
Z kolei Marek Magierowski, w 2010 roku dziennikarz "Rzeczpospolitej", prezentował inną opinię. – Jedna rzecz została dowiedziona bezspornie, a mianowicie, że nie było bezpośredniego nacisku prezydenta Lecha Kaczyńskiego na to, by w każdych warunkach piloci lądowali w Smoleńsku. (...) Mimo, że wielu publicystów i ekspertów widzi w tych stenogramach ewidentną winę prezydenta Lecha Kaczyńskiego, to moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie – mówił w czerwcu 2010 roku Marek Magierowski, obecnie rzecznik prasowy prezydenta Andrzeja Dudy.
Jak pisaliśmy kilka dni temu w naTemat, piloci poinformowali szefa protokołu dyplomatycznego, że "prawdopodobnie nic z tego nie będzie", ale na to usłyszeli: "będziemy próbować do skutku". Do lądowania zachęcała także jeszcze jedna osoba postronna, prawdopodobnie dowódca Sił Powietrznych. Na cztery minuty przed uderzeniem w ziemię załoga Jaka-40 jeszcze raz połączyła się z tupolewem i poinformowała, że widoczność to zaledwie 200 metrów. Ostatnie sekundy prezydenckiego lotu do Smoleńska wyglądały tak:

- 400 metrów - mówi nawigator.

- Ktoś tu zawinił - dodaje inny głos.

- Mówisz do widzenia - mówi drugi pilot.

- Nieee, ktoś za to beknie - dodaje dowódca.

- Pomysły! - kwituje dowódca sił powietrznych. Czytaj więcej

źródło: TVN24
Waldemar Kuczyński pisze, że na nagraniach słychać wszystko (a więc, że była to katastrofa, a nie zamach) i nie przebiera w słowach, by skrytykować pomysł ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej.
Kilka dni temu Paweł Deresz oświadczył, że nie zgadza się na ekshumację ciała żony. Osobom chętnym do wykopywania zwłok poradził ekshumację prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Napisz do autorki: anna.dryjanska@natemat.pl