Wraz z wprowadzaniem nowej dyrektywy unijnej dotyczącej sprzedaży, dystrybucji i spożycia wyrobów tytoniowych stracą również e-papierosy – przez rosnącą grupę ekspertów uważane nie tylko za zdecydowanie mniej szkodliwe niż tradycyjne, lecz także pomagające w wyjściu z nałogu. Na jakie zmiany muszą przygotować się e-palacze?
Inhalatory nikotyny to rynek wart 1,5 mld złotych
Choć papierosy elektroniczne to stosunkowo nowy produkt, do jego używania przyznaje się już blisko 1 milion Polaków. Aby zrozumieć, skąd wynika ich domniemana niższa szkodliwość, należy wyjaśnić, na czym tak naprawdę polega ich „elektroniczność”.
Po naciśnięciu przycisku na obudowie urządzenia umieszczona wewnątrz grzałka zwiększa temperaturę i sprawia, że liquid (wkład) zaczyna parować. Uwalniana jest wtedy nikotyna i aromat, które mieszają się z parą wodną i trafiają do płuc użytkownika.
Różnica we wpływie na zdrowie wynika z dwóch podstawowych faktów: e-papieros zawiera nikotynę, wodę, glikol propylenowy lub glicerynę (albo mieszaninę tych związków) oraz maksymalnie kilkaset innych składników, z których śladowa ilość jest szkodliwa. W przypadku tradycyjnych papierosów mówimy o ponad 5000 elementów, z czego blisko 400 szkodliwych jest dla zdrowia. Po drugie – e-papieros jedynie podgrzewa substancję właściwą, nie zachodzi więc proces spalania, odpowiedzialny za uwalnianie niezdrowych substancji.
Nowelizacja ustawy regulującej rynek tytoniowy, wymuszona przez unijną dyrektywę, obejmie również segment e-papierosów. Do tej pory nie istniały konkretne zapisy limitujące dostęp do e-papierosów i akcesoriów nieletnim (choć producenci często sami wprowadzali ograniczenia sprzedaży) ani odnoszące się do działań reklamowych. Wraz z nowym, unijnym prawem e-papierosy zostają całkiem dosłownie zrównane z tymi tradycyjnymi – zakaz sprzedaży tych produktów osobom poniżej 18. roku życia, zakaz reklamy, zakaz dystrybucji przez internet oraz zakaz używania w miejscach publicznych to najważniejsze obostrzenia.
Zwykły papieros = e-papieros?
Ten ostatni zapis nie widnieje w dyrektywie unijnej, ale zaproponowana przez Ministerstwo Zdrowia nowelizacja prawa krajowego postanowiła pójść o krok dalej. Stawianie znaku równości między zakazem zmuszania do biernego palenia papierosów tradycyjnych a „wapowaniem” pary wodnej, niezawierającej dwutlenku węgla ani nikotyny, wywołało najwięcej kontrowersji.
Kwestia wpływu e-papierosów na zdrowie nie jest wciąż jednoznacznie rozstrzygnięta, choć większość badaczy skłania się ku opinii, że ich szkodliwość jest daleko mniejsza niż w przypadku papierosów tradycyjnych. – Aktualny stan wiedzy na temat tych produktów pozwala stwierdzić, że są one o wiele bezpieczniejsze niż konwencjonalne papierosy, bo nie zawierają żadnych związków rakotwórczych, metali ciężkich. Problem w tym, że zawierają nikotynę, czyli substancję uzależniającą – wyjaśniał prof. Andrzej Sobczak z Zakładu Szkodliwości Chemicznych i Toksykologii Genetycznej Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu.
Do podobnych wniosków doszło Public Health England (wydział rządowego Departamentu Zdrowia), które pod koniec 2015 r. opublikowało raport (źródło), z którego wynika, że e-papierosy są o 95% mniej szkodliwe niż ich tradycyjne odpowiedniki. W dokumencie wysunięto także ostrożne przewidywania, że waporyzatory mogą stanowić dobry środek w walce z nałogiem. Do przemawiających na korzyść e-papierosów wniosków doszedł również zespół greckiego kardiologa dra Konstantinosa Farsalinosa, który zbadał wpływ tych urządzeń na układ krążenia oraz osoby trzecie, niewdychające pary wodnej bezpośrednio, ale przebywające w „e-zadymionym” pomieszczeniu. Okazało się, że że palacze e-papierosów wypadli tak jak ludzie niepalący, a powietrze w pokoju, w którym 5 osób „wapowało”, było tak samo czyste jak inne przestrzenie w budynku.
Dym czy para wodna – zakaz to zakaz
Dlaczego więc zakazywać spożycia e-papierosów w miejscach publicznych?
Być może problem jest podobny do tego, który generuje marihuana medyczna – przytłaczająca liczba badań i przypadków eksperymentalnego leczenia potwierdza, że środek ten powinien być dopuszczony w celach leczniczych, ale tak długo, jak długo tematem zajmują się politycy z określonym światopoglądem (niezależnie, czy na szczeblu krajowym, czy europejskim), a nie naukowcy i lekarze, tak długo możemy zapomnieć o rozsądnym prawodawstwie.
„Dziennik Gazeta Prawna” poinformował niedawno, że być może chociaż w jednym rząd pójdzie na rękę producentom e-papierosów – mianowicie dopuści używanie „elektronicznych inhalatorów nikotyny” w miejscach publicznych. – Zbyt duże restrykcje mogą być przeciwskuteczne – miał nieoficjalnie przyznać jeden z polityków pracujących nad ustawą.
Zakaz ich używania w miejscach publicznych był inicjatywą własną ministerstwa. – Takich zapisów nie narzuca dyrektywa unijna – precyzuje dr Łukasz Balwicki z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, cytowany przez „DGP”.