Powstanie poznańskie '56. Demonstranci wiwatują po zdobyciu jednego z czołgów.
Powstanie poznańskie '56. Demonstranci wiwatują po zdobyciu jednego z czołgów. Fot. IPN
Reklama.
Panuje pogląd, że to właśnie w czerwcu 1956 roku rozpoczęła się polska droga do wolności w czasach komunizmu. Dlaczego?
Prof. Paweł Machcewicz: Poznański Czerwiec bardzo przyspieszył i rozszerzył proces destalinizacji w Polsce. Bez tego wybuchu niezadowolenia społecznego rządzący w PRL-u nie zdecydowaliby się później na tak daleko idące ustępstwa i odejście od stalinizmu nie byłoby tak wielowymiarowe oraz głębokie, jak to się niebawem dokonało.
Trzeba oceniać to, co zrobił Władysław Gomułka po powrocie do władzy w październiku 1956 roku, jako w pewnym sensie wymuszone przez gwałtowny wybuch społeczny, krwawo stłumiony, ale będący dla władzy radykalnym memento, ukazującym skalę niezadowolenia społecznego. Było to jednocześnie ostrzeżenie, że do podobnych wybuchów może dojść w innych miastach.
logo
Fot. Zrzut ekranu / Youtube
Ludzie, którzy wyszli na ulice Poznania, mieli ogromny wpływ na przemiany w Polsce. Między innymi na to, że Kościół odzyskał swobodę działania, władza zrezygnowała z kolektywizacji rolnictwa, rozszerzyła autonomię sfery kultury. To stworzyło pewną przestrzeń, dzięki której potem w Polsce mogły się rozwijać ruchy opozycyjne, w szerszym zakresie niż w innych krajach komunistycznych.
Poznań '56 ma ogromne znaczenie - mimo, że protest rozegrał się w krótkim czasie i w jednym mieście, że został krwawo stłumiony i był pozornie przegrany. Oddziaływanie długofalowe było naprawdę wielkie.
Poznański Czerwiec '56 postrzega się jako jedno z kluczowych dla dziejów kraju po 1945 roku wydarzeń, będących ważnym ogniwem w paśmie tzw. polskich miesięcy w PRL-u. Czy to uzasadnione podejście?
P. M.: Jest naturalne, że tworzy się swoisty łańcuch wydarzeń, rozpoczętych przez pamiętne wydarzenia poznańskie. Mamy Czerwiec '56, Marzec '68, Grudzień '70, Sierpień '80. Z drugiej jednak strony w tej perspektywie zatraca się wyjątkowość tego, co miało miejsce 60 lat temu w Poznaniu. To był nie tylko pierwszy bunt społeczny przeciw komunizmowi, ale i najbardziej radykalny, najgwałtowniejszy.
Już nigdy później nie powtórzyła się sytuacja, że ludzie na ulicach wielkiego miasta walczyli z bronią w ręku. Pamiętajmy, że przez wiele godzin w Poznaniu trwało oblężenie gmachu UB przy ul. Kochanowskiego - budynek był ostrzeliwany przez strajkujących z 30 stanowisk ogniowych. Demonstranci zdobyli kilka czołgów, kilka innych podpalili butelkami z benzyną. Doszło więc do czegoś, co można nazwać scenariuszem powstańczym. Uczestnicy strajków zakładali biało-czerwone opaski, ulegano plotkom, że w całym kraju trwa powstanie. Grupy młodych ludzi z bronią w ręku wyruszali na samochodach ciężarowych poza Poznań, aby rozbrajać posterunki milicji.
logo
Fot. IPN
Poznań '56 miał wiele nurtów i warto dostrzegać w nim pewną autonomię, a nie tylko włączać go w ciąg buntów robotniczych. To był jedyny moment w historii PRL-u, gdy doszło do masowych walki z użyciem broni przeciwko władzy komunistycznej. Wydarzenia z Poznania były wyjątkowe, bo w pewnym sensie zamykały rozdział walki zbrojnej o wolność i suwerenność. Można uznać go za ruch insurekcyjny, choć działania rozgrywały się spontanicznie, nie było żadnego planu wywołania powstania. W tym sensie było to ostatnie polskie powstanie, jeśli przez to określenie rozumiemy walki z bronią w ręku przeciwko komunistycznej dyktaturze.
To był także bunt przeciwko sowietyzacji. Pamiętajmy, że polska armia była dowodzona przez sowieckich oficerów, szkolnictwo i kultura były zrusyfikowane. Dlatego komponent niepodległościowy był znacznie silniejszy w czerwcu 1956 roku niż w trakcie późniejszych buntów społecznych.
Jak Pan wspominał, robotniczy protest w niekontrolowany sposób przekształcił się w polityczny bunt. Przeciwko czemu właściwie strajkowano?
P. M.: W dniach poprzedzających strajk, jeszcze przed wyjściem na ulice robotników, żądania były typowo socjalne i ekonomiczne. Domagano się m.in. zwrotu niesłusznie pobranych podatków, obniżenia norm, podwyżki płac, wypłaty zaległych deputatów. To wszystko decydowało o poziomie życia robotników i ich rodzin. Pamiętajmy, że robotnicza płaca była obliczana na zasadzie akordowej - zależała od ilości przepracowanych godzin, wyrobionych norm.
logo
Fot. IPN
Odpowiedź władz była niezadowalająca, dlatego pracownicy wyszli na ulice. Początkowo dominowały hasła ekonomiczne, ale błyskawicznie – prawdopodobnie w ciągu godziny – pojawiły się postulaty polityczne, niepodległościowe i religijne. Były okrzyki „precz z dyktaturą!”, „precz z ruskimi!”, „chcemy wolnych wyborów!”. Żądano powrotu religii do szkół i uwolnienia prymasa Stefana Wyszyńskiego. Ludzie jako wspólnota zaczęli się radykalizować, stąd rozszerzenie horyzontów programowych strajku.
Nastąpiło zjawisko znane socjologom, także z innych epok, kiedy tłum się radykalizuje, wzrasta temperatura emocji, pojawiają się niekontrolowane plotki, np. o aresztowaniu delegacji robotników, która prowadziła rozmowy w Warszawie.
Czy to była ta przysłowiowa iskra na beczkę prochu?
P. M.: Jedna z wielu. Należy pamiętać, że władza była wyjątkowo bierna, nikt z Warszawy do robotników nie przyjechał. Tłum zajął więc budynki KW PZPR i Miejskiej Rady Narodowej, czyli ówczesne ośrodki komunistycznej władzy w Poznaniu. Nie było oporu. Zaczęto wierzyć, że władza się rozsypała, a zwycięstwo jest bliskie. Powstańcy zajęli więzienie przy ul. Młyńskiej, gdzie spodziewano się uwolnić rzekomo aresztowaną delegację.
Oczywiście żadnego uwięzionego robotnika tam nie zastano, ale dalej wypadki potoczyły się już błyskawicznie. Tym bardziej, że strajkujący mieli już przy sobie broń. Rozpoczęli oblężenie gmachu UB – znienawidzonego symbolu komunistycznych represji. Pokojowa demonstracja zaczęła się przekształcać w rewolucję.
logo
Fot. IPN
Na ulicy pojawiają się czołgi, początkowo żołnierze nie stawiają oporu. Po południu do Poznania wkroczyło wojsko już z rozkazami tłumienia buntu. Pojawiły się pogłoski, że o ile wcześniej przyjechali Polacy, teraz to Sowieci przebrali się w polskie mundury. Była to nieprawda, choć polskimi żołnierzami dowodził sowiecki gen. Wsiewołod Strażewski.
Człowiek, który staję się cząstką tłumu, podlega zupełnie innym emocjom. Częściowo zawiesza racjonalne rozumowanie. Zaczyna odczuwać entuzjazm, euforię. Jestem w stanie to zrozumieć, bo uczestniczyłem w manifestacjach „Solidarności” w latach 80.
Na ulice wyszedł ok. 100 tys. tłum. Ale strajkowali nie tylko robotnicy. Kto jeszcze przyłączył się do protestu?
P. M.: Zaczęło się to jako protest robotniczy, ale bardzo szybko do pochodu przyłączali się przedstawiciele innych grup społecznych. Bardzo wielu było studentów, a nawet niepełnoletnich uczniów. Na zdjęciach z protestów widać często bardzo młodych ludzi - byli zarówno wśród zabitych, jak i aresztowanych. Największą grupą wśród ofiar byli jednak młodzi robotnicy.
logo
Fot. IPN
Początkowo jednak liderami byli robotnicy starszego pokolenia, jak np. Stanisław Matyja. W momencie, kiedy tłum się radykalizuje, na pierwszy plan wysuwają się dużo młodsi pracownicy, a także młodzież szkolna i akademicka.
Co interesujące, komuniści nie uznawali robotników za winowajców zajść, wspominając o „prowodyrach” i „chuliganach”. A jaka była prawda?
P. M.: W Poznaniu praktycznie nie doszło do aktów wandalizmu, rabunków sklepów itd. Mówienie o chuliganach jest zatem oczywiście nieprawdziwe. Tak jak wspominałem, inspiratorami byli robotnicy - najpierw starszego pokolenia, potem ich młodsi koledzy.
To był ruch masowy, do którego przyłączał się każdy, kto tylko chciał. W protestach mogli brać też udział ludzie, których propaganda komunistyczna przedstawiała jako mających problem z prawem. Trzeba jednak pamiętać, że ówczesny wymiar sprawiedliwości było wyjątkowo represyjny.
logo
Edward Ochab - pierwszy sekretarz KC PZPR w okresie marzec-październik 1956. Fot. Wikimedia Commons
Kto pierwszy zaczął strzelać?
P. M.: Wszystko wskazuje na to, że pierwsze strzały - tak wynika z dostępnych źródeł - padły z gmachu UB. Funkcjonariusze bezpieki też czuli się zagrożeni, a nie mogli przecież liczyć na pobłażliwość tysięcy demonstrantów. Naprzeciwko stał częściowo uzbrojony tłum przekonany, że w obleganym budynku znajdują się aresztowani robotnicy. Tłum nienawidzący tej zbrodniczej formacji, odpowiedzialnej za represje okresu stalinowskiego.
Po zajściach władza rozgłaszała, że skłonna była do ustępstw...
P. M.: Dobrej woli nie było. Gdyby jeszcze kilka godzin wcześniej - około godz. 10, spełniono postulaty strajkujących, a także przyjechał z Warszawy premier Józef Cyrankiewicz bądź nawet któryś z ministrów, tłum być może rozszedłby się do domów. Ale Biuro Polityczne KC PZPR, widząc w proteście kontrrewolucję, podjęło decyzję o obronie systemu za wszelką cenę. Wojska wkroczyły do Poznania jako do wrogiego miasta. Używano broni maszynowej, nie chroniono cywilów. Stąd tak spory bilans ofiar.
Czy była wtedy szansa na rozprzestrzenienie strajków w innych miastach?
P. M.: Wojsko zostało użyte szybko i brutalnie, przez co zastraszano mieszkańców innych miast. Ale tylko czasowo, bo do masowych demonstracji dochodziło już po kilku miesiącach – w październiku 1956 roku. Pacyfikacja okazała się skuteczna, ale tylko na krótki czas.
logo
Fot. IPN
29 czerwca Józef Cyrankiewicz grzmiał w radiu o "odrąbywaniu rąk" wichrzycielom, ale niedługo – po zmianie władzy – Władysław Gomułka mówił już o słusznie protestujących robotnikach. Z czego wynikała tak diametralna zmiana w ocenie Poznańskiego Czerwca '56?
P. M.: Na ósmym Plenum KC PZPR w październiku 1956 roku Gomułka przyznał rację robotnikom jako reprezentantom słusznego ruchu przeciw nieprawościom systemu. Z jednej strony w to wierzył, przecież był więźniem stalinizmu i czuł się politykiem skrzywdzonym. Jego przemówienie miało jednak w sporym stopniu rozładować ogromnie wzburzone nastroje społeczne. Jesienią 1956 roku Polska była na skraju rewolucji. w całym kraju. Nastroje były takie same jak na Węgrzech, gdzie wybuchło powstanie.
Warto pamiętać, że wojska sowieckie szły na Warszawę 19 października z Pomorza Zachodniego i Dolnego Śląska i dopiero po pięciu dniach wróciły do swoich baz. W tym czasie przez setki miejscowości przetoczyły się antysowieckie demonstracje. Popierano Gomułkę, postrzeganego jako polityka zdecydowanie antystalinowskiego.
Aby zapanować nad tymi rozchwianymi nastrojami obiecywał odejście od starej polityki, zapowiada nowy model stosunków polsko-sowieckich, bardziej partnerski. Oddaje hołd robotnikom Poznania, uwalnia większość aresztowanych, wstrzymuje procesy. Ale potem wycisza temat, zapada kurtyna milczenia, które trwa... 25 lat. Pierwsze społeczne, niezależne obchody Poznańskiego Czerwca miały miejsce dopiero w 1981 roku.
logo
Fot. IPN
Poznański Czerwiec '56 uznaje się za drugie – po wydarzeniach w NRD z 1953 roku – powstanie wolnościowe w krajach bloku wschodniego. Czy rzeczywiście oba zrywy były do siebie podobne?
P. M.: Tak, jest bardzo wiele analogii. Zaczęło się od postulatów robotniczych, skończyło się na głoszeniu haseł wolnościowych i interwencji wojskowej. Na ulice Niemiec Wschodnich wyjechały czołgi Armii Czerwonej, choć wojsko sowieckie zachowywało się wtedy bardziej powściągliwie niż polskie wojsko w Poznaniu. W NRD doszło do zamieszek w kilkudziesięciu miejscowościach, ale bilans strat był niższy niż w stolicy Wielkopolski. W Niemczech Wschodnich zginęło ok. 50 osób, w Poznaniu było więcej ofiar śmiertelnych w ciągu jednego dnia. To pokazuje zaciętość walk i brutalność środków, jakimi posłużyła się ówczesna władza.
Nie ma Pan wrażenia, że wydarzenia poznańskie nie są głęboko osadzone w świadomości Polaków? W skali kraju pamięta się je w mniejszym stopniu niż późniejsze zrywy społeczne, choć znacznie mniej krwawe od tego sprzed 60 lat.
P. M.: To wynika m.in z tego, że walki w Poznaniu miały miejsce w jednym mieście. W grudniu 1970 roku strajkowano w wielu miastach na Wybrzeżu, w czerwcu 1976 roku - nie tylko w Radomiu, ale i Ursusie czy Płocku. Latem 1980 roku, wraz z powstaniem "Solidarności", narodził się ruch ogólnospołeczny.
logo
Fot. IPN
Wydarzenia po 1956 roku były mniej dramatyczne, ale tradycję tych protestów - począwszy od 1976 roku utrwaliła rodząca się właśnie opozycja. Komitet Obrony Robotników, który powstał na wieść o strajkach i represjach, przekazał Polsce i światu informacje o tym buncie, a następnie pielęgnował o nim pamięć. Czerwiec '76 stał się kamieniem węgielnym opozycji demokratycznej w PRL-u.
Po Poznańskim Czerwcu było zupełnie inaczej. Wydarzenia sprzed 60 lat miały ogromne znaczenie dla zmiany Polski, ale nie było środowiska, które mogłoby przenosić opozycyjną tradycję na inne formy działania.
Dla mieszkańców Wielkopolski, a szczególnie poznaniaków, Czerwiec '56 to jednak kluczowy element zbiorowej pamięci.
P. M.: Wielokrotnie jeździłem do Poznania i zawsze miałem poczucie wyjątkowo silnej pielęgnacji pamięci o tych wydarzeniach. Ta pamięć jest przekazywana głównie w rodzinach. Tak samo jest z powstaniem wielkopolskim, które – choć zwycięskie – poza Wielkopolską nie do końca jest obecne w pamięci zbiorowej Polaków.
logo
Fot. IPN
Trzeba jeszcze wiele zrobić, jeśli chodzi o naszą świadomość historyczną. Doświadczenia lokalne muszą być mocniej obecne w wymiarze centralnym, ogólnopolskim. One często miały ogromne znaczenie dla tego, co się działo w całej Polsce. Tak było właśnie w przypadku powstania poznańskiego.
W czym tkwi zatem wyjątkowość Poznańskiego Czerwca '56?
P. M.: Wyjątkowe jest to, że to z jednej strony był to pierwszy z wielkich buntów robotniczych, które w kolejnych dekadach wstrząsały PRL-em. Z drugiej jednak – to był koniec drogi radykalnej, insurekcyjnej. Ostatnie powstanie. Nigdy później na ulicach polskich miast nie doszło do wielogodzinnych walk między przedstawicielami władzy a uzbrojonym tłumem, domagającym się wolności.
Patronem cyklu Czerwiec ‘56 jest Urząd Miasta Poznania.