Pod przykrywką przygotowań do Światowych Dni Młodzieży i szczytu NATO rząd przepchnął przez parlament ustawę antyterrorystyczną. Ale część zmian nie zacznie działać przed tymi imprezami. Zostaną wprowadzone po nich. A ustawa daje rządzącym wiele uprawnień, które mogą zostać wykorzystane przeciw przeciwnikom władzy. Nie tylko władzy PiS, także każdej kolejnej.
Ustawa antyterrorystyczna powoli staje się faktem. Przeszła przez Sejm, Senat jak na "izbę refleksji" przystało, przyjął ją bez jakichkolwiek poprawek. Nie przeszły nawet zmiany redakcyjne proponowane przez sejmowych prawników. Wszystko po to, by ponownie nie musiał się nimi zajmować Sejm.
Notariusz
Ustawa trafiła więc na biurko Andrzeja Dudy, a prezydent podpisał ją w środę po południu. I choć niektórzy naiwnie liczyli, że to on jest naszą jedyną nadzieją, postąpił tak, jak oczekiwał tego prezes. I to pomimo apelu Rzecznika Praw Obywatelskich, by przed podpisaniem odesłał ją do Trybunału.
Szczytem niezależności Andrzeja Dudy byłoby wysłanie jej do Trybunału Konstytucyjnego w ramach tzw. kontroli następczej, czyli już po podpisaniu. Prezydent tego nie zrobił. Ale nawet jeśli tak by się stało, Beata Szydło nie opublikowałaby wyroku. Trzeba się więc pogodzić z tym, że ustawa wejdzie w życie w najbliższą środę, czyli 7 dni po podpisaniu. Co więc w niej jest?
Blokada internetu
Przede wszystkim potężne zmiany dotyczące internetu. Sąd będzie mógł na 30 dni zablokować serwis internetowy, który uzna za zagrożenie dla bezpieczeństwa. Raz będzie mógł przedłużyć blokadę o trzy miesiące. W połączeniu z innymi ustawami (m.in. o policji) mamy większe ograniczenie wolności niż w przypadku umowy ACTA, która wyprowadziła na ulice tysiące ludzi.
Istnieje niebezpieczeństwo, że sędziowie będą szli na rękę służbom tak, jak idą w przypadku tymczasowych aresztów i bez głębszej analizy będą wydawać decyzje o blokadzie stron. Blokowanie Twittera przez reżimy dotknięte Arabską Wiosną w najgorszej sytuacji może się powtórzyć u nas.
Brak kontroli
To oczywiście najbardziej skrajny scenariusz, ale kiedy dyskutuje się o takich ustawach, należy rozważać właśnie je. Bo u rządzących, niezależnie z której opcji, prędzej czy później pojawi się pokusa, by użyć narzędzi pierwotnie przeznaczonych do walki z terroryzmem.
Tak jak USA PATRIOT Act, czyli ustawę antyterrorystyczną przyjętą przez USA po zamachach na WTC. Oczywiście Stany są narażone na ataki jak żaden inny kraj, ale władze zbudowały ogromny i niezwykle zaawansowany technicznie system inwigilacji.
Potężne ABW
Także w Polsce powstanie rozbudowany system wymiany informacji między służbami. Punktem, w którym wszystkie nitki będą się spotykać będzie ABW. Jej szef podlega premierowi, w imieniu którego działa koordynator ds. służb specjalnych. Dzisiaj to wiceprezes PiS Mariusz Kamiński.
Jeszcze bardziej ograniczono zakres wolności cudzoziemców. Ich będzie można śledzić bez jakiejkolwiek zgody sądu nawet trzy miesiące: podsłuchiwać, śledzić, pobrać DNA i odciski palców. Nie będzie żadnej kontroli nad tym, jakie informacje zbiera ABW i co z nimi robi. Nikt też nie będzie mógł zweryfikować, czy szef ABW miał podstawy do wpisania kogoś na listę osób prowadzących działalność terrorystyczną.
Zakaz zgromadzeń
Potężnym narzędziem w rękach władz będzie też możliwość wprowadzenia zakazu zgromadzeń po ogłoszeniu trzeciego lub czwartego stopnia zagrożenia terrorystycznego. W ustawie nie określono jakie przesłanki będą musiały być spełnione, by podnieść alert terrorystyczny.
Co więcej, jeśli zgromadzenie się odbędzie, władza będzie mogła nasłać na protestujących wojsko. Tak przewiduje projekt rozporządzenia, który już czeka na wejście w życie ustawy. Decyzję o wsparciu policji przez armię będzie podejmował minister spraw wewnętrznych i minister obrony narodowej. Dotychczas robił to prezydent na wniosek premiera, co chociaż w przypadku kohabitacji zapewniało przynajmniej szczątkową kontrolę poczynań rządu. Już jej nie będzie.
Zadanie dla następców
Poza tym sporo jest mniejszych zmian, które zwiększają władzę służb. Chociażby taka, że będą mogły też korzystać z prywatnych mieszkań czy samochodów, jeśli uznają, że pomoże im to w prowadzeniu działań. Nie ma jednak ani słowa o odszkodowaniach dla właścicieli.
Niebezpiecznie duże uprawnienia służb, a przede wszystkim brak jakiejkolwiek kontroli nad nimi to poważne zagrożenie dla naszej prywatności. Pretendenci do objęcia rządów po PiS powinni zadeklarować, że zaraz po wygranych wyborach zmienią najbardziej kontrowersyjne przepisy. Obawiam się jednak, że nie tylko z radością przejmą to narzędzie, ale jeszcze będą próbowali je poszerzyć przy najbliższej możliwej okazji.