Jeśli przejmujesz się przemocą wobec Polek dopiero wtedy, gdy sprawcą jest obcokrajowiec, to znaczy że nie chodzi ci ani o ofiary, ani o Polki. To dość oczywista konstatacja.Obcokrajowiec z maczetą nie różni się od Polaka z nożem czy siekierą - dla 150 kobiet rocznie w Polsce efekt jest taki sam: śmierć.
Gdy piszę te słowa, o zabójstwie w Niemczech wiadomo tyle, że sprawca, uchodźca z Syrii, podkochiwał się w Polce. W podobnych okolicznościach dzieje się to u nas. Kobiety zabijane przez mężczyzn to zazwyczaj ich żony, partnerki, koleżanki i dziewczyny, a nie przypadkowe osoby. Różnica polega na doborze narzędzia, którym mężczyzna zadał śmierć bliskiej kobiecie. Do tej pory maczeta kojarzyła się w Polsce raczej z przestępczością krakowskiego półświatka, a nie z przemocą wobec kobiet.
Polscy mężczyźni mordują Polki raczej siekierą, nożem czy gołymi rękami. Jednak z jakiegoś powodu nie wybucha panika moralna, którą obserwujemy w reakcji na mord w Niemczech. A przecież, biorąc pod uwagę skalę zabijania kobiet w naszym państwie, gwałtowne oburzenie powinno się przetaczać przez Polskę średnio raz na dwa - trzy dni. Lecz tak się nie dzieje.
Co ciekawe, media nie informują o tym, że polscy zabójcy byli katolikami, chyba że byli znani z wyjątkowego zaangażowania w Kościół rzymskokatolicki.
W internecie nie ma tysięcy apeli, by dziesiątkować białą, katolicką lub polską dzicz (niepotrzebne skreślić), choć takie wezwania w przypadku obcokrajowców innego wyznania i koloru skóry to norma. A przecież kobiecie nie robi różnicy, czy zarżnie ją biały, czarny, żółty czy brązowy. Warto więc zastanowić się, skąd biorą się różnice w społecznym podejściu do przemocy wobec kobiet w zależności od tożsamości sprawcy.
Zabójstwo w Niemczech jest odrażającym aktem skrajnej przemocy, dla którego nie ma żadnego usprawiedliwienia. Ale tak samo nie ma usprawiedliwienia dla Polaków - katolików, którzy zabijają bliskie sobie kobiety - bo ośmieliły się poprosić o rozwód, bo chcą odejść, bo nie spełniają oczekiwań. Zabójstwo Polki w Niemczech może być okazją do rasistowskiego szczucia (bo przecież zbrodnie Polaków na Polkach to rzekomo tylko efekt zwykłych "nieporozumień domowych", a poza tym same są sobie winne) albo walki z przemocą wobec kobiet.
Niektórzy posłowie już wybrali to pierwsze. Ci sami, którzy razem z biskupami (nie: mułłami) gardłowali przeciwko Konwencji antyprzemocowej, teraz idą po trupie tej kobiety do partyjnego celu. Brakuje jeszcze tylko medialnego show ministra sprawiedliwości, który niedawno odebrał finansowanie organizacjom pomagającym kobietom doświadczającym przemocy.
Społeczeństwo może jednak być mądrzejsze i upomnieć się o to, by kobiety, dla których własny dom to najniebezpieczniejsze z miejsc, bo grozi im śmierć z rąk bliskiego mężczyzny, miały dokąd odejść. By chronić kobiety - wszystkie kobiety - przed przemocą niezależnie od tego, czy sprawca jest Polakiem, Niemcem, czy Syryjczykiem, czy jest biały, czarny czy brązowy. Jeśli przejmujesz się przemocą wobec kobiet dopiero wtedy, gdy sprawcą jest obcokrajowiec, to znaczy, że nie chodzi ci ani o ofiary, ani o Polki. Miej odwagę przyznać choćby przed sobą, że chodzi ci tylko o pretekst do rasistowskiego szczucia.