
Biznes to biznes, dlatego trudno dziwić się temu rozdwojeniu jaźni. Film "Smoleńsk" jest murowanym hitem kin z prawdopodobną 2-milionową publicznością. Kto nie schyli się po spore pieniądze z jego pokazywania?
Nina (Beata Fido), dziennikarka pracująca dla dużej komercyjnej stacji telewizyjnej, próbuje dowiedzieć się, jakie były powody katastrofy. Tropy prowadzą między innymi do dramatycznej wyprawy Lecha Kaczyńskiego do ogarniętej wojną Gruzji, której celem było powstrzymanie inwazji wojsk rosyjskich na Tbilisi w sierpniu 2008 roku. Z każdą kolejną godziną dziennikarskiego śledztwa Nina przekonuje się, że prawda jest o wiele bardziej złożona, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Kulisy zarabiania na polskich filmach ładnie pokazał Piotr Zygo, prezes Vue Movie, spółki dystrybuującej filmy. W podziale zysków kinom przypada około połowa ceny biletu (w Heliosie to 22 zł w weekendy, a najtaniej 14 zł ze wtorki). Jeśli na każdy z seansów przyjdzie 100 osób, co jest szacunkiem bardzo ostrożnym dla najgorętszej politycznej premiery, to kinowe medium Agory wzbogaci się o pół miliona złotych już po pierwszym weekendzie. Przy milionie widzów mająca 24-procentowy udział w rynku sieć kin nabije na kasę 2,8 mln zł.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
