
Beata Szydło i Mateusz Morawiecki dumnie wypinali piersi ogłaszając podpisanie umowy na budowę fabryki silników Mercedesa. Ale kontrakt to w istocie zasługa ludzi z Platformy Obywatelskiej.
REKLAMA
Banalne stwierdzenie o wielu ojcach sukcesu znowu znalazło zastosowanie. Premier Beata Szydło i wicepremier Mateusz Morawiecki nie przepuścili okazji, by ogrzać się w blasku fleszy przy okazji podpisania umowy z Mercedesem. Firma zbuduje na Dolnym Śląsku fabrykę silników, w której nawet 1,5 tysiąca osób. Kolejne kilka tysięcy ma znaleźć zatrudnienie u podwykonawców.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości przedstawiali tę inwestycję jako dowód zaufania wielkiego zachodniego biznesu. I przekonują, że inwestorzy nie tylko nie boją się nowej władzy, ale wręcz radzi sobie ona lepiej, niż poprzednicy. To fakt, że pod koniec rządów PO uciekła nam inwestycja Jaguara, bo wicepremier Janusz Piechociński zbyt wcześnie pochwalił się nią w mediach i osłabił naszą pozycję negocjacyjną.
Ale Platforma nadrobiła tamtą wpadkę właśnie negocjacjami z Mercedesem. Bo to jeszcze za rządów PO się one zaczęły. A dokładnie w lipcu 2015 roku – opisywała kilka miesięcy temu lokalna "Gazeta Wyborcza". Początek negocjacji to więc 100-procentowy udział PO.
Po wyborach negocjacje na szczeblu rządu przejęła oczywiście ekipa PiS, ale na szczeblu lokalnym sprawą nadal zajmowała się PO. Bo partia rządzi nie tylko w samorządzie województwa, ale i w mieście. Według lokalnych mediów burmistrz miasta Emilian Bera był przymierzany do startu w wyborach parlamentarnych z list PO. Z kolei starosta powiatu jaworskiego Stanisław Laskowski był łączony z PSL.
Jednak kluczową rolę w negocjacjach odgrywał polityk PO Rafał Jurkowlaniec, szef Legnickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. A właściwie były szef, bo ekipa PiS odwołała go, gdy dopięto szczegóły kontraktu. Oczywiście PO nie należy się całość zasług, lecz ich część. Nie wygląda jednak na to, by politycy PiS zdobyli się na dostrzeżenie tego faktu.
Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl

