Dzięki hojności Jarosława Kaczyńskiego, kobiety w powikłanej ciąży będą miały 4 tys. zł "trumienkowego" na chrzest i pogrzeb. Warunek: żywe urodzenie.
Dzięki hojności Jarosława Kaczyńskiego, kobiety w powikłanej ciąży będą miały 4 tys. zł "trumienkowego" na chrzest i pogrzeb. Warunek: żywe urodzenie. fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.

Ruch to zdrowie

W czwartkowy wieczór poszłam do Sejmu jako obywatelka RP, uczestniczka Czarnego Protestu, która chciała przyglądać się turboprzyspieszonym pracom PiS nad projektem wypłaty 4 tys. zł dla kobiety za żywe urodzenie po powikłanej ciąży. Celem PiS, który w bliżej nieokreślonej przyszłości obiecuje bliżej nieokreśloną systemową pomoc (zaufajmy!), jest ograniczenie liczby legalnych zabiegów przerwania ciąży.
W sumie "poszłam do Sejmu" nie jest właściwym określeniem - bardziej pasuje "pobiegłam". Dzięki PiS-owi biegłam do Sejmu, bo późnym popołudniem partia nagle stwierdziła, że drugie czytanie projektu rozpocznie się za 20 minut, a nie o 20:00, jak wcześniej planowano. Po jakimś czasie dołączyły do mnie na sejmowej galerii kolejne zziajane kobiety reprezentujące Czarny Protest.
Jak wszyscy dobrze wiedzą, ruch to zdrowie, dlatego serdecznie dziękuję partii Jarosława Kaczyńskiego za dbałość o kondycję kobiet. W końcu PiS powinien się troszczyć o coś więcej, niż tylko nasze macice. Następnym razem postaramy się zawitać w gościnnych, sejmowych progach w czarnych dresach - jogging w sportowych ciuchach jest jednak wygodniejszy. Poza tym będzie to strój adekwatnie odzwierciedlający powagę Wysokiej Izby.

Przepustki do Sejmu, których nam nie zabrano

Pragnę też podziękować PiS-owi za to, że tym razem nie skasował naszych przepustek do Sejmu, tak jak na początku października, gdy pracował nad projektem karzącym kobiety więzieniem za przerwanie ciąży. Teraz weszłam do Sejmu bez przeszkód (podobnie inne kobiety), za co PiS-owi jako obywatelka, a nawet ułamek suwerena, jestem dozgonnie wdzięczna.
Niestety nie zmienia to faktu, że Sejm nadal będzie musiał podać powód, dla którego na początku października nie chciał wpuścić kobiet na obrady nad totalnym zakazem przerywania ciąży. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że pismo do Rzecznika Praw Obywatelskich w tej sprawie złożyłyśmy jeszcze zanim doznałam nawrócenia na linię partii. Mam nadzieję, że moja samokrytyka zostanie przyjęta.

Powrót do przeszłości

Obrady Komisji z udziałem PiS były okazją do pogrążenia się w nostalgii. Wielka, poważna instytucja, jaką jest Sejm, w czarodziejski sposób zmieniła się w sejmowe przedszkole. Szczególne podziękowania należą się posłance Krynickiej (tej od klauzuli sumienia dla fizjoterapeutów), która stroiła grymasy i robiła miny do kobiet z Czarnego Protestu. Nie pokazała co prawda języka, ale przecież wszystko przed nami.
Wprowadziła nas także w świat kultury parlamentarnej zwracając się do jednej z kobiet, która pytała o opiekę okołoporodową, słowami "Czego się drzesz?!". Nagle człowiek cofa się w czasie i czuje się jak niegrzeczne dziecko. Żaden krem przeciwzmarszczkowy nie zrobi dla człowieka tyle, ile wizyta w Sejmie.
Zresztą kobiety mogły się poczuć jak dzieci również dzięki ministrowi Michałowskiemu, który na pytanie o pieniądze na realizację projektu odpowiedział, że po prostu są. Są i już. Po co drążyć. PiS uznał też, że nie musimy zaprzątać swoich niewieścich główek takimi poważnymi kwestiami jak brak 500+ na rehabilitację osób z niepełnosprawnością czy sortowanie ludzi z problemami zdrowotnymi zależnie od momentu postawienia diagnozy.
PiS musi mieć w tym jakiś cel, którego nie jesteśmy w stanie pojąć, nic dziwnego więc, że trzymał swój wiekopomny projekt w tajemnicy jeszcze na 24 godziny przed początkiem prac. Po co społeczeństwo miałoby się tym zajmować? PiS zrobi za nas wszystko i zrobi to lepiej. Nie potrzebuje nawet konsultacji społecznych, bo przecież wie czego potrzebujemy, w przeciwieństwie do nas samych.

Napisz do autorki: anna.dryjanska@natemat.pl