Flagę można nosić. Byle z szacunkiem
Flagę można nosić. Byle z szacunkiem fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta

News poranka: były sędzia Trybunału Konstytucyjnego złożył doniesienie do prokuratury. Chce, by ta zajęła się firmami, które zasypały rynek biało-czerwonymi gadżetami. Decyzja wpisuje się w szereg ataków, które w ostatnim czasie na euro-patriotów (w innej wersji: "grillowych patriotów") przypuściła część polityków i publicystów. Nic dziwnego – ledwie odzyskaliśmy od frakcji cmentarno-smoleńskiej prawo do posługiwania się barwami narodowymi, już daliśmy jej pretekst, by nam to prawo odebrać.

REKLAMA
W weekend na Twitterze komentatorzy prześcigali się w przyznawaniu kto i ile pomiętych flag wyciągnął ze śmietnika. Zbezczeszczone barwy narodowe stały się dowodem oskarżenia. Po pierwsze "lemingów", które obrandowały się na biało-czerwono", po drugie koncernów, które im te biało-czerwone produkty dostarczyły. Bo ze zdjęciami upadłej biało-czerwonej nie sposób polemizować. To niezbywalny dowód na to, że nie umiemy być patriotami.
"Dumę narodową to się buduje instytucjami – MPW, Muzeum Historii Żydów, dorobkiem nauki. A nie "Polską jest OK". Czas to sobie powiedzieć" – napisał Łukasz Mężyk. Wyrok zapadł. Praw do flagi pijany Rychu, Czesiek z Otwocka i Kaśka z pomalowaną na biało-czerwono buzią już nie mają. Bastion obroniony.
Ale czy na pewno? Euro-patriotom przyjdzie na pomoc ustawa, która mówi: "Każdy ma prawo używać barw Rzeczypospolitej Polskiej, w szczególności w celu podkreślenia znaczenia uroczystości, świąt lub innych wydarzeń". Każdy. Nie tylko pan Warzecha, pan Mężyk, pan Witwicki. W celu podkreślenia znaczenia wydarzeń. Nie tylko 11 listopada, 3 maja i rocznicy smoleńskiej. Także święta ulicy, czy piłki nożnej. I dalej: "flagę państwową Rzeczypospolitej Polskiej można umieszczać w innych miejscach niż wymienione w ust. 1 i 2". Czyli nie tylko w urzędach i szkołach. Ale też na plecach Cześka, buzi Kaśki i czepku, który Rychu wyjął z czipsów.

Art. 137. § 1. Kodeksu Karnego

Kto publicznie znieważa, niszczy, uszkadza lub usuwa godło, sztandar, chorągiew, banderę, flagę lub inny znak państwowy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. CZYTAJ WIĘCEJ

Oczywiście wszystko musi odbywać się z poszanowaniem dla barw. I tu zaczyna się problem euro-patriotów. Fakt bowiem pozostaje faktem: Euro pokazało, że nie umiemy obchodzić się z narodowymi barwami. Po przegranym meczu biało-czerwone flagi także do mnie powiewały już nie tylko z samochodów i pleców kibiców, ale też smętnie przewalały się po asfalcie, zwisały z drzew i ogrodzeń. Dla porównania – przez cały czas trwania piłkoszału, w Warszawie nie widziałam sponiewieranej ani jednej flagi greckiej czy rosyjskiej.
Czy to jednak powód, by przeciwko "grillowym patriotom" wytaczać ciężkie działa, a koncerny straszyć prokuraturą? Nie wydaje mi się. Marki, które postanowiły wykorzystać narodowe barwy podczas Euro, dały nam nasze, biało-czerwone symbole do ręki. Upowszechniły je. Za darmo. Bez milionów przeznaczonych na instytuty pamięci, czy historyczne muzea. Sprawiły, że sto tysięcy Polaków w strefie kibica i miliony przed telewizorami i telebimami, podnosząc dumnie głowy, robiły to pod biało-czerwonym szyldem. Sprawiły, że przestaliśmy się naszych narodowych barw wstydzić.
Nie przypominam sobie, by podobne efekty przynosiły akcje prowadzone przez osoby i ugrupowania, które chętnie zobaczyłyby koncerny przed sądem. Nie przypominam sobie także, by ci, którzy dziś tak chętnie krytykują używanie polskich barw narodowych, mówili głośno o tym, co należy z nimi zrobić po wykorzystaniu.
Ja wszystkim, którzy z dumą machali flagą podczas meczu, proponuję, by – podobnie jak autorzy gigantycznej biało-czerwonej, rozwiniętej na meczu z Czechami – na wszelki wypadek schowali ją dziś do szafy. Niech tam (oczywiście złożona i wpakowana w worek chroniący przed zniszczeniem) oczekuje na następną okazję. 1 lub 15 sierpnia albo 7 września, kiedy reprezentacja Polski zagra swój pierwszy mecz w eliminacjach Mistrzostw Świata 2014.