Rząd PiS obiecywał pomoc finansową dla rodziców, ale że aż tak "pójdą na rękę", nikt się nie spodziewał. Okazuje się, że wystarczy być rodzicem jeden dzień w miesiącu, żeby moc skorzystać z programu Rodzina 500+. Resztę czasu dziecko może spędzić w placówce opiekuńczej.
Na początku musimy przytoczyć przepis z ustawy o wspieraniu rodzin i rodzin zastępczych. Artykuł 93 mówi wyraźnie, że placówki wychowawcze muszą umożliwić kontakty z rodzicami i innymi osobami bliskimi, chyba że sąd postanowi inaczej. W praktyce oznacza to, że dyrektor domu dziecka nie ma prawa odmówić wydania zgody na wizyty dziecka w domu biologicznych rodziców. Mogą je zabrać na jeden dzień albo na weekend, niektórzy biorą je nawet na wakacje.
Podtrzymywanie więzi rodzinnych
– Chyba że to była taka patologia, że sąd stwierdzi, że trzeba odciąć kontakty z rodziną dla dobra dziecka – wyjaśnia Marcin Lewandowski, kurator i dyrektor domu dziecka w Lubieniu Kujawskim. – Oczywiście muszą być spełnione odpowiednie przesłanki. W domu musi być "pełna lodówka”, ciepły kąt i łóżko dla dziecka, jeśli będzie miało nocować poza ośrodkiem. Rodzice nie mogą w tym czasie pić, brać narkotyków...
Zwykle przed zgodą na wizytę przeprowadzany jest wywiad środowiskowy. Przyjeżdża dyrektor ośrodka, wychowawca, kurator i kilka innych osób. Gdy jednak wszystkie przesłanki zostają spełnione, dom dziecka nie ma wyjścia. Gdy mimo wszystko nie zgodzi się na wyjazd, rodzicom przysługuje droga odwoławcza do starosty.
– Można zaryzykować stwierdzenie, że w zależności od placówki, taki sposób kontaktów z rodziną utrzymuje od 20 do 50 proc. dzieci przebywających w ośrodkach wychowawczych – zaznacza Lewandowski. – Należy pamiętać, że jakieś 95 proc. podopiecznych to są sieroty społeczne, odebrane rodzicom z powodu niewydolności opieki wychowawczej. Często rodzice są alkoholikami, rzadziej narkomanami. Czasem nieletni trafiają do domu dziecka w trybie interwencyjnym z powodu choroby rodzica, ale gdy tylko ustają przesłanki do trzymania go w ośrodku, dziecko wraca do domu.
Pieniądze się należą tak czy siak
Czy rodzice, których dzieci przebywają w domach dziecka, dostają na nie pieniądze w ramach programu "Rodzina 500+"? Logika podpowiada, że nie, świadczenie powinno przepadać wraz z dzieckiem. Chyba że...
– Wysłaliśmy w tej sprawie zapytanie do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Chcieliśmy wiedzieć, co się dzieje z pieniędzmi w przypadku, gdy nasi wychowankowie spędzają w domu rodzinnym weekend, albo choćby jeden dzień – mówi mój rozmówca. Odpowiedź, jaka przyszła z ministerstwa,zjeżyła mu włosy na głowie.
Okazuje się, że w takim przypadku według MRPiPS świadczenie powiino zostać rodzicom wypłacone. Sama kwota jest niepodzielna i nieproporcjonalna, wypłaca się tylko 500 zł na dziecko albo nic. – Innymi słowy, wystarczy, że rodzic na jeden dzień weźmie dziecko z placówki opiekuńczej do domu i już mu się należą pieniądze od rządu. My wychowamy, nakarmimy, ubierzemy, wyślemy w świat, a oni mają pięć stów więcej w portfelu – żali się dyrektor domu dziecka w Lubieniu Kujawskim.
To tylko wykładnia ministerstwa, w ostatnich słowach pisma pojawia się stwierdzenie, że Departament Polityki Rodzinnej informuje, że wyżej wyrażone poglądy nie są wążące dla organu, MRPiPS nie jest bowiem uprawniony do dokonywania wiążącej wykładni ustaw. – To dziwne – mówi Katarzyna Pieńkowska, naczelnik wydziału prasowego Urzędu Miasta w Warszawie. – Według mojej wiedzy artykuł 6. ustawy o pomocy aństwa w wychowaniu dzieci "Program Rodzina 500+” mówi wyraźnie, że świadczenie nie przysługuje rodzicom dzieci umieszczonych w instytucji zapewniającej całodobowe utrzymanie albo w pieczy zastępczej – mówi Pieńkowska. Z rzecznikiem MPRiPS nie udało się nam skontaktować.
– Nie wie lewica, co czyni prawica... Cały ten system jest postawiony na głowie. A ja, szczerze mówiąc, zaczynam tracić wiarę w sens naszej pracy – mówi Marcin Lewandowski. – Już zdarzyło mi się rozmawiać z kobietą, która nie widzi sensu w odbieraniu dziecka z domu dziecka. Boję się, że wkrótce masowe będzie ich oddawanie – dodaje.
Trzymanie dziecka w domu się nie opłaca
Wspomniana matka nie chce powrotu syna do domu z powodów finansowych. Jak twierdzi dyrektor Lewandowski, jest to dla niej kompletnie nieopłacalne. – Syn ma 17 lat. Dostawałaby na niego 500 zł jeszcze przez rok. A potem? Tymczasem my zadbamy o niego dłużej, zapewnimy edukację, ułatwimy start w dorosłe życie – wylicza. – Przy takim podejściu matki, my dla tego chłopaka jesteśmy rzeczywiście lepszą opcją. A 500 zł nie przepadnie, wystarczy, że odwiedzi matkę w jej domu raz w miesiącu – dodaje.
W tym przypadku pieniądze byłyby wypłacane jeszcze przez rok. Jednak w przypadku młodszych wychowanków placówek opiekuńczych proceder może trwać latami. W mediach opisywano już przypadki, gdy rodziny chciały zabrać z domu dziecka swoje pociechy, bo liczą na wypłaty "500+". –Chyba, że wykładnia ministerstwa jest błędna, w końcu sami napisali, że nie jest wiążąca – śmieje się Lewandowski.
Kobieta mogłaby wystąpić do sądu o oddanie dziecka. Może to zrobić także dyrektor domu dziecka, w którym przebywa chłopiec. – Przynajmniej raz na pół roku badamy każdy przypadek osobno i sprawdzamy, czy zachodzą przesłanki do powrotu dziecka do domu. Obawiam się, że teraz już nikt o to nie będzie występował. Bo i po co? – pyta retorycznie mój rozmówca.
Post scriptum
Po publikacji niniejszego tekstu na stronie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pojawiła się informacja dotycząca przyznawania pieniędzy dzieciom "urlopowanym" z placówek opiekuńczych do domów rodzinnych. W myśl interpretacji przepisów, jaka pojawiła się na stronie MRPiPS tylko tym rodzicom przysługuje świadczenie, których dzieci opuściły placówkę za zgodą sądu. W przypadku, gdy zgody udzielał dyrektor na przykład domu dziecka świadczenie nie przysługuje.