"Potrzebna krew!! Prześlij proszę znajomym. Pilne!!!". Dramatyczna prośba o pomoc okazała się być cynicznym spamem
Oskar Maya
13 stycznia 2017, 14:22·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 stycznia 2017, 14:22
Od kilku dni taki "łańcuszek" krąży po Facebooku. Dostało go kilkunastu moich znajomych, trafił także do mojej skrzynki. Pierwszym odruchem jest puszczenie go natychmiast w obieg. – Dałam się oszukać. Przepraszam za zamieszanie, zaliczyłyśmy wtopę z tą wiadomością o poszukiwaniu krwi – mówi w rozmowie z naTemat Joanna Narożniak, rzecznik prasowy
Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie, która sama uwiarygodniła w sieci wiadomość.
Reklama.
"Potrzebna jest krew dla dziecka chorego na białaczkę. BRh – to bardzo rzadka grupa. Kontakt Marzena Czyz (515 250 700) Bardzo pilne !!! Dramatyczny apel matki szukającej pomocy dla chorego dziecka po raz pierwszy pojawił się w 2015 roku. Teraz "łańcuszek"nagle powrócił i zawirusował setki skrzynek mailowych.
W większości przypadków wiadomość pochodziła od znajomych, osób wiarygodnych przyjaciół, którzy przesyłali informacje dalej. Mail został uwiarygodniony także przez Joanna Narożniak, rzeczniczkę prasową Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemologicznej w Warszawie. – Dostałam wiadomość od mojej szefowej – mówi nam Narożniak.
Wątpliwości pojawiły się bardzo szybko. Część dziennikarzy, którzy otrzymali SMS-a lub maila od rzeczniczki, zwracało uwagę na podejrzaną konstrukcję apelu. A także prośbę o udostępnienie, co zawsze powinno być sygnałem ostrzegawczym: "W wypadku prawdziwych apeli o krew nie podaje się raczej numeru telefonu. Wystarczy imię i nazwisko osoby potrzebującej krwi oraz nazwa szpitalu, w którym leży" – zauważa jedna z dziennikarek.
"Już jakiś czas temu widziałam ten apel i postanowiłam sprawdzić go w Google, bo jestem honorowym krwiodawcą i wydało mi się dziwne, że podany jest numer telefonu, a nie ma danych dziecka ani nazwy szpitala. Okazało się, że ktoś postanowił utrudnić pracę agentce ubezpieczeniowej"– dodaje kolejny dziennikarz.
– Przepraszam za zamieszanie. Tak, to jest nieprawdziwa informacja, po prostu spam. Ktoś wykorzystał fakt, że rzeczywiście biorę udział w podobnych akcjach charytatywnych. W ubiegłym roku w ten sposób udało nam się zebrać pieniądze na operację na chłopca chorego na nowotwór mózgu. W tym przypadku, możliwe, że chodzi o kradzież danych. W każdym razie następnym razem poważnie się zastanowię, zanim w ogóle otworzę taką wiadomość – mówi w rozmowie z nami Joanna Narożniak.
"Myślę że to nie wtopa bo sms był od koleżanki której ufam może też nie wiedziała. Ja mam odruchy serca, jeśli inni kpią z tego ich sprawa pozdrawiam i dziękuję bardzo za pomoc" –napisała z kolei Maria Pawlak, dyrektor WSSE w Warszawie.
Okazuje się, że sytuacje nie jest w zupełności fikcyjna. Dwa lata temu na oddział Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie trafiła chora na białaczkę dziewczynka. Pilnie potrzebowała tzw. masy granulocytarnej, jednego ze składników krwi. Sytuacja była na tyle dramatyczna, że rodzina rozsyłała apel za pośrednictwem SMS oraz maila. Dawca szybko się znalazł. Niestety, znalazł się też dowcipniś, który przerobił wiadomość i postanowił zabawić się ludzkim nieszczęściem oraz gotowością do działania wielu osób.
Pozytywnym aspektem tej historii jest fakt, że podana w informacji grupa krwi BRh, jest rzeczywiście jedną z najbardziej rzadkich. Więc jeśli ktoś zdecydował się zostać dawcą, to krew na pewno się jeszcze przyda.
Napisz do autora: oskar.maya@natemat.pl
Reklama.
Magdalena Oberc, rzecznik Szpitala Dziecięcego w Krakowie
Niestety, ktoś przerobił wiadomość, dopisał fikcyjne imię i nazwisko, dane pani Marzeny. Rodzice chorej dziewczynki wielokrotnie mówili, że nie znają tej kobiety, że wiadomość stała się łańcuszkiem. Sprawy nie udało się zatrzymać ( wyp. dla "Gazety Wyborczej" z 2015 roku).