Marcin jest studentem piątego roku prawa, pochodzi z Wrocławia, w Warszawie chce robić aplikację. W ramach zainteresowań odwiedził Trybunał Konstytucyjny i zobaczył w praktyce, jak wygląda praca tego organu po PiS-owskim przetrąceniu karku. W szczególności jego uwagę zwrócił "popis" sędziego Muszyńskiego. – Tak nie powinien działać Trybunał, to instytucja zbyt dużej wagi dla państwa – mówi w rozmowie z naTemat.
Historia opublikowana na blogu Marcina roznosi się po Twitterze od wczorajszego wieczora. Jego autor, Pan Yeti, a właściwie jak ustaliliśmy student z Wrocławia, który pozostaje anonimowy, relacjonował swoją wizytę w Trybunale Konstytucyjnym.
Rozprawa, którą miał obserwować, ale ostatecznie do niej nie doszło, dotyczyła finansowania zadań nakładanych przez Sejm i rząd na gminy. "Wniosek był tworzony od 2012 roku, a złozony w roku 2014, zatem niewątpliwie nie była to antypisowska akcja kogokolwiek. Po prostu po latach zlecania zadań samorządom bez przekazywania odpowiednich środkow na ich wykonywanie, samorządy chciały wreszcie powiedzieć stop" – pisze.
Stanowiska rządu i Sejmu zostały jednak dostarczone wnioskodawcom w typowym dla PiS tempie – czyli na ostatnią chwilę. Były one na tyle obszerne i niespójne, że wnioskodawcy wnieśli o przełożenie rozprawy o 2-3 miesiące, aby się z nimi zapoznać.
Czego jednak nie potrafili zrobić wnioskodawcy, bardzo łatwo przyszło sędziom TK. A w szczególności Mariuszowi Muszyńskiemu, który został wyznaczony do rozpoznania sprawy na mniej niż dobę (!) przed rozprawą. I co? Znany z ostrego języka sędzia poradził sobie w jeden wieczór, bo był gotowy do orzekania. "Okazuje się, że Mariusz Muszyński nie tylko potrafi niesamowicie tweetować oraz orzekać bez statusu sędziego. Mariusz Muszyński jest też jakimś mistrzem szybkiego czytania" – pisze Marcin.
Niedowierzający wnioskodawcy wnieśli o wyłączenie sędziego Muszyńskiego. Odpowiedź? Sędziowie najpierw odrzucili wniosek o odroczenie rozprawy, a wniosek dot. Muszyńskiego miał zostać rozpatrzony w trakcie rozprawy. Wnioskodawcy przestraszeni, że Trybunał szybko odrzuci wniosek, wycofali go na dwie minuty przed wyjściem składu orzekającego na rozprawę.
O kulisy niedoszłej rozprawy zapytałem obecnego na sali autora blogowego wpisu.
Skąd się Pan tam wziął?
Jestem studentem prawa ostatniego roku, szukam więc pracy w Warszawie, bo tu chcę robić aplikację. Interesuję się samorządem terytorialnym, a że sprawa miała duże znaczenie dla samorządu, przeszedłem się na rozprawę.
I co Pan tam zastał?
Stojąc pod drzwiami sali słyszałem wymianę informacji pomiędzy samorządowcami i ich pełnomocnikiem a panią sekretarz z TK.
Co wynikało z tej wymiany informacji?
Dokładnie to, co opisałem (na blogu – red.). Wnioskodawcy otrzymali stanowisko Sejmu w ubiegłym tygodniu oraz – tu nie mam pewności – rządu zdaje się już w poniedziałek. Złożyli więc wniosek o odroczenie rozprawy, by móc się ustosunkować. Ponadto, ze względu na zmianę składu orzekającego, złożyli wniosek o wyłączenie pana Muszyńskiego, który do składu został dobrany wczoraj, z argumentacją, że nie miał możliwości zapoznania się ze sprawą.
Żaden z sędziów nie uznał, że obecność w składzie orzekającym Muszyńskiego to jednak przesada?
Nie wiem jak odnosili się do tego poszczególni sędziowie, bo wniosek o odroczenie został rozpoznany na naradzie. Sędziów nie widziałem ani z nimi nie rozmawiałem, pani sekretarz komunikowała treść ich decyzji.
A jak wypowiadał się poseł Mularczyk (był przedstawicielem Sejmu – red.)? Pisał Pan, że unikał konkretów. Nie wiedział, z czym przyszedł?
Nie wiem, czy wiedział. Natomiast rozmawiał z samorządowcami i mówił, że rozumie co do niego mówią, natomiast nie odpowiadał na ich pytania prawie w ogóle.
Jakaś osobista refleksja? Na blogu pisał Pan o "afrykańskich standardach".
Moja refleksja jest chyba taka, jak każdej osoby mającej jakąś wiedzę prawną: tak nie powinien działać Trybunał Konstytucyjny. To instytucja zbyt dużej wagi dla państwa, by sprawy były rozpoznawane przez ludzi wyznaczonych do nich na dzień przed, bez szans na zapoznanie się z istotą sprawy i dokumentami.