
Była blokada drogi, były transparenty z polskimi napisami, patriotyczne hasła o Wołyniu i polskich zabytkach, ale samych Polaków zabrakło. Według szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy tę manifestację zorganizowały rosyjskie służby specjalne.
REKLAMA
W środę ostrzelano polski konsulat, na szczęście nikomu nic się nie stało. Także wczoraj doszło do blokady drogi między Lwowem a przejściem granicznym w Rawie Ruskiej. Rzekomo mieli w ten sposób protestować Polacy zaniepokojeni sytuacją mniejszości na Ukrainie. Problem w tym, że pośród protestujących nie było ani jednego przedstawiciela polskiej mniejszości narodowej.
Byli za to ludzie znani lwowskiej policji z tego, że nadużywają środków odurzających i alkoholu. Była też młodzież szkolna, która przyszła sobie dorobić. Jak twierdzą przedstawiciele ukraińskiej policji, każdy z uczestników „polskiej” demonstracji miał dostać około 200 hrywien, czyli równowartość około 30 zł.
Na wschodzie Ukrainy wciąż toczą się walki w rejonie Donbasu, gdzie separatyści próbują oderwać się od Ukrainy i przyłączyć te ziemie do Rosji. W działaniach biorą też udział oddziały rosyjskiej armii, choć oficjalnie rosyjska propaganda temu zaprzecza. Teraz zaczyna coś się dziać na zachodzie Ukrainy, gdzie ktoś próbuje podsycać konflikt narodowościowy między Ukraińcami a mniejszością Polską.
Wczorajsza blokada nie była pierwszym tego typu zdarzeniem. Dwa tygodnie wcześniej w podobny sposób próbowano zablokować drogę do przejścia granicznego w Medyce. Wówczas też protestujących „Polaków” wynajęto. Strona ukraińska utrzymuje, że za tymi prowokacjami stoją rosyjskie służby specjalne.
źródło: tvn24
źródło: tvn24
Napisz do autora: pawel.kalisz@natemat.pl
