To jasne, że wydaje Ci się, iż Ciebie to nie dotyczy – dopóki tylko czytasz o tym w doniesieniach z policyjnych kronik. Ba, może nawet podśmiewasz się z osób, które padły ofiarą złodziei, bo zrobiły sporo, by ci odwiedzili ich mieszkanie. I nawet nie wiesz, że robisz to samo.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Kto nigdy na Facebooku nie opublikował zdjęcia z wakacji, niech pierwszy rzuci kamieniem. Piotr nie publikował ich znowu aż tak wiele – zazwyczaj wrzucał parę zdjęć raz na dwa dni. I to nie były fotografie z drugiego końca świata. Wszystkie były z kraju, a to z południa Polski, a to ze wschodu. Czy w ten sposób ułatwił złodziejom robotę? Wydaje się to całkiem prawdopodobne. Sprawców się nie zapyta, bo oczywiście ich poszukiwania trwają a wykrywalność tego typu przestępstw nie poraża.
Łatwo się było domyślić, że w mieszkaniu ktoś był. Lub nawet wciąż jest. Dlatego Piotr postanowił nawet nie wchodzić do środka – uznał, że spotkanie z przyłapanym na gorącym uczynku złodziejem może być mało przyjemne. A nawet jeśli przestępcy w mieszkaniu nie ma, to wolałby nie zacierać pozostawionych przez niego śladów. Dlatego pozostał na zewnątrz i wezwał policję.
Do góry nogami
– Pierwszy patrol przyjechał szybko i razem z policjantami wszedłem do środka. Zobaczyłem mieszkanie całe splądrowane. Wszystkie rzeczy były wywalone do góry nogami. Na podłodze leżały wszystkie ciuchy, otwarte były wszystkie szafy, szafeczki i szuflady – opowiada Piotr.
Co dziwne, złodzieje pozostawili m.in. leżący na wierzchu służbowy laptop. Zniknęło co innego – schowane głębiej 2 tys. euro. Te pieniądze Piotr wymienił wcześniej w kantorze i trzymał w domu na kolejny wyjazd. Ale wyjazdu już nie było.
Bo z policyjnej praktyki wynika, iż to nie jest tak, że tylko starsi ludzie trzymają gotówkę w domu. Co więcej, ci starsi raczej nie ułatwiają złodziejom zadania, informując publicznie wszem i wobec, że właśnie są poza domem.
Zapraszamy do plądrowania
Wakacyjne zdjęcia Piotra na Facebooku miały status zdjęć publicznych, a nie skierowanych tylko do znajomych. Czyli obejrzeć mógł je każdy.
Ale bywa jeszcze ciekawiej. Wśród policjantów krąży opowieść o rodzinie, która tuż przed wakacjami zamieściła na Facebooku zdjęcie, na którym pochwaliła się swoim nowym samochodem stojącym przed ich domem. Potem zaś publikowali fotografie z urlopu na południu Europy. Złodzieje łatwo zlokalizowali dom, który właściciele po zastali niemal zupełnie pusty. Wyniesiono z niego prawie wszystko. Ale wcale nie trzeba publikować zdjęcia domu, by pomóc złodziejowi w ustaleniu adresu.
Ostrożnie z Endomondo
– Przypadek, że okradziono kogoś, kto będąc na urlopie zamieszczał zdjęcia na jakimś portalu społecznościowym, to przypadek wręcz akademicki – komentuje dr Paweł Litwiński, członek sekcji prawa własności intelektualnej Instytutu Allerhanda i Rady do Spraw Cyfryzacji. Skąd przestępcy wiedzą, gdzie mieszka ofiara?
Ale to wcale nie oznacza, że należy przestać publikować jakiekolwiek zdjęcia. – To nie o to chodzi, przecież te portale zostały po to stworzone. Tylko trzeba publikować ze świadomością, jak to może zostać przeciwko nam wykorzystane. Klasyczny przykład to publikowanie zdjęć biletów na koncerty: takie bilety mają kod QR, który ktoś może odtworzyć i wejść na koncert na nasze miejsce. A już szczytem nieroztropności jest informowanie, kiedy się wróci z urlopu – podkreśla dr Litwiński.
"Prawo do zapomnienia"
– Nic nas nie ochroni przed nami samymi – tak o konieczności zachowania ostrożności w sieci mówi dr Maciej Kawecki, zastępca dyrektora Departamentu Zarządzania Danymi w Ministerstwie Cyfryzacji i jednocześnie koordynator prac nad krajową reformą ochrony danych osobowych.
I choć szykowane właśnie zmiany prawne nie uchronią internautów przed popełnianiem błędów w sieci, to ułatwią ich naprawienie. Już teraz, dzięki wyrokowi Trybunału Sprawiedliwości w procesie między pewnym obywatelem Hiszpanii a Google, działa "prawo do bycia zapomnianym".
Wspomniane kary finansowe będzie nakładać nowa instytucja: Prezes Urzędu Ochrony Danych osobowych. A mają być one naprawdę wysokie i dotkliwe nawet dla takich gigantów jak Google czy Facebook: w zależności od rodzaju naruszenia prawa mają wynosić maksymalnie od 2 do 4 proc. światowego obrotu lub od 10 do 20 mln euro. Ale to i tak jest pocieszenie dla tych, którzy w porę zorientują się, że za dużo danych ujawnili na portalu społecznościowym.
Piotr, którego mieszkanie zostało splądrowane pod jego nieobecność, nie sądzi, aby to jego zdjęcia z Facebooka przyczyniły się do odwiedzin złodziei. – Biorę pod uwagę taką wersję, ale przyczyn upatrywałbym raczej gdzie indziej. Mieszkam w starej kamienicy blisko centrum Warszawy, w której nie ma żadnego monitoringu. To może być zachętą dla złodziei, aby okazji poszukać właśnie tutaj, bo w nowych blokach kamery są już normą. Wśród mieszkańców jest coraz mniej starszych osób, które się znały od lat i w sumie miały oko na to, co się dzieje na klatce. W ich miejsce wprowadzają się nowi lokatorzy, którzy pozostają anonimowi – tłumaczy.
Z policyjnych danych wynika, że liczba kradzieży z włamaniem z roku na rok spada. W 2016 r. odnotowano 77 tys. tego typu przestępstw, rok wcześniej 91 tys., a na przykład jeszcze w roku 1999 aż 369 tys.! Coraz lepiej wypada też wykrywalność – w zeszłym roku wyniosła ona 34 proc. w porównaniu z ok. 20 proc. jeszcze kilkanaście lat temu.
Reklama.
Udostępnij: 426
Piotr
okradziony, gdy był na urlopie
Na trzytygodniowy urlop pojechałem w drugiej połowie czerwca. Ale to nie było tak, że wyjechałem i nie było mnie w domu cały czas – robiłem sobie taką objazdówkę: a to na parę dni w góry, a to na jakiś czas na wschód. W międzyczasie wracałem na chwilę do domu, żeby się ogarnąć i przeprać ubrania. No i już pod koniec urlopu wpadłem do domu wieczorem, wkładam klucz do zamka w drzwiach i... Cały zamek umieszczony pod klamką upada mi na ziemię.
Piotr
Przyszli policyjni technicy z psem tropiącym. Pies tropu nie podjął. Oni bardzo skrupulatnie zabezpieczyli ślady. A jednocześnie opowiadali, jak bardzo zmieniły się w ostatnich latach metody działania złodziei i ich zainteresowania. Włam, żeby wejść na moment, zabrać cokolwiek i szybko spieniężyć, to już przeszłość. Teraz włamywacze to ludzie, którzy dysponują świetnym sprzętem i potrafią sobie poradzić cichutko nawet z atestowanymi drzwiami antywłamaniowymi. No i interesuje ich przede wszystkim gotówka oraz biżuteria.
dr Paweł Litwiński
członek Rady do Spraw Cyfryzacji
Publikujemy na przykład zdjęcia dziecka na placu zabaw przed blokiem albo jak nam się brama garażowa zacięła. Dla złodzieja to jest kwestia odpowiedniego zestawienia informacji. A już najwygodniejsze dla złodziei jest Endomondo. Na mapie, którą publikujemy, widać, że zawsze wracamy do tego samego punktu. To jasne, że tu jest nasze mieszkanie.
dr Maciej Kawecki
Zastępca Dyrektora Departamentu Zarządzania Danymi w Ministerstwie Cyfryzacji
Bywa, że udostępniliśmy jakieś niekorzystne dla nas zdjęcia w sieci, a po pewnym czasie chcemy, by one zniknęły z serwisów. Samo usunięcie jakichś danych z portalu źródłowego to nie wszystko, bo zdarza się, że pojawiają się w one wynikach wyszukiwania. Dlatego można żądać, aby i serwisy którym dane udostępniliśmy i wyniki wyszukiwania i wszelkie inne strony na których zdjęcie z naszymi danymi zostało jakkolwiek udostępnione nie gromadziły dalej tych usuniętych danych. Po wprowadzeniu reformy ochrony danych osobowych będzie tak, że jeśli administrator danych nie usunie, to narazi się na ogromną karę finansową. Jak szybko muszą usunąć te zdjęcia? Jak najszybciej. Niezwłocznie! Od razu po otrzymaniu skargi! Bo to my decydujemy, jak długo chcemy utrzymywać w serwisie społecznościowym nasze zdjęcia. Musimy jednak pamiętać o jednym: nie każdy przestrzega prawa. Nawet w 100 proc. skuteczny system ochrony danych osobowych nie zagwarantuje nam 100 proc. przestrzegania prawa przez wszystkie podmioty. Pierwszy buforem bezpieczeństwa jesteśmy więc my sami i musimy uważać co, w jakim zakresie i gdzie udostępniamy.