Jarosław Kaczyński mógł nie zdać do ostatniej klasy?
Jarosław Kaczyński mógł nie zdać do ostatniej klasy? Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
"Pracowałem przez wiele lat w 'Lelewelu', liceum ogólnokształcącym na Żoliborzu. Uczęszczali tam m.in. bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy. Ale nie skończyli tej szkoły. Odeszli po przedostatniej X klasie w okolicznościach kuriozalnych" – zaczyna swoją relację Jaczewski.
Do tych "kuriozalnych" zdarzeń doszło w 1966 roku. Lech zdał do ostatniej klasy w Lelewelu, a Jarosław... szykował się do repetowania klasy. "Jeśli dobrze pamiętam, miał oceny niedostateczne z języka polskiego i angielskiego. Decyzją rady pedagogicznej miał powtarzać klasę".
Stołecznym kuratorem był wtedy Jerzy Kuberski, później członek KC PZPR i minister oświaty. Według relacji Jaczewskiego Kuberski dosłownie wyciągnął za uszy Jarosława do XI klasy.
"Wtedy do dyrektora 'Lelewela' pana Nikodema Księżopolskiego – pedagoga bezpartyjnego i niespotykanie praworządnego (czasem aż do przesady), zatelefonował Kuberski. I mówi: – Dyrektorze tam u was jednego z bliźniaków nie promowaliście. Ja ich znam. To są bardzo dobrzy chłopcy. Proszę to naprawić i drugiego też promować. Dyrektor zdumiał się: – Panie kuratorze, ja nie znam przepisu prawnego, który by mnie upoważniał do arbitralnej zmiany decyzji rady pedagogicznej. – A co mi pan dyrektorze opowiada! Zwołajcie na jutro o godz. 15 radę pedagogiczną, ja przyjadę i sprawę załatwimy – zażądał Kuberski" – pisze Jaczewski.
I jak twierdzi, na tej radzie był. Nauczyciele jednak postawili się Kuberskiemu, który w Lelewelu nie załatwił nic. Ale nie poddał się – jak pisze Jaczewski, "załatwił Jarosławowi przeniesienie do innego liceum i... promocję".
"Z niemałym zdumieniem dowiedzieliśmy się po wakacjach, że – mimo ocen niedostatecznych – kontynuuje on naukę w klasie maturalnej. Rodzice zabrali z "Lelewela" także Lecha, ale w jego przypadku nie było nic zdrożnego. Zastanawialiśmy się później w szkole. z jakiego powodu kurator i ważny działacz PZPR mocno nadwyrężył swój autorytet w sprawie promocji Jarosława. Słyszałem różne opinie, ale nie będę się nimi dzielił, bo nie mam pewności. A może ktoś dokładnie wie i wyjaśni?" – podsumowuje Jaczewski.
Jego relacja wywołała burzę na Facebooku. Wpis doczekał się około dwóch tysięcy reakcji i udostępnień. Ale póki co nikt tamtych wydarzeń nie potwierdził.