Czytam tekst Roberta Mazurka w najnowszym „Uważam Rze”, modelując głos jak Krystyna Czubówna. Usiłuję się śmiać z alfabetu leminga jego autorstwa, ale po lekturze robi mi się smutno. Na tych sucharach można połamać sobie zęby.
Mazurkowi lemingi pomyliły się z nuworyszami. Z lanserami, bezmyślnymi dorobkiewiczami. Bo jaki związek z poglądami politycznymi ma niby upodobanie do złej literatury a la Paulo Coehlo? Czy wyłącznie elektorat PO wykupuje z księgarni czytadła w stylu „Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam”? Czy tylko sympatycy rządu Donalda Tuska usiłują szpanować stołowaniem się w sushi-barach lub piciem kawy w papierowych kubkach?
Obawiam się, że ostrze tej szydery może dosięgnąć czytelników „Uważam Rze”. Zakładam, że wielu spośród nich robi zakupy w IKEI („świątyni lemingów”), martwi się o swój kredyt, zaciągnięty we frankach szwajcarskich, a w weekendy uprawia nordic walking. Redaktor Mazurek, siląc się na dowcip, obraża własny elektorat. Bo nastawieni bardziej prawicowo obywatele miewają równie zły gust, co centrusie i lewacy. W tym i nie tylko w tym Polacy się jednoczą.
Czytaj też: Tygodnik portretuje lemingi, jako głupki ze wsi. Ułóżmy razem alfabet moherów [Waszym zdaniem]
Ciekawe, czy Robert Mazurek wyrugował sushi ze swojego menu. Czy bojkotuje modę na smartfony, a zamiast espresso po posiłku lubi sobie zaparzyć „kawę plujkę”. A nawet jeśli Mazurek kieruje się tymi absurdalnymi zasadami, to czy jest to faktycznie przejaw jego poglądów na świat, objaw jego przynależności do takiej, a nie innej frakcji politycznej? Czy tylko kaprys, jednostkowy wybór, ewentualnie – przebłysk czułości na trendy?
Przysłowiowa słoma z butów wyjść może także mieszczuchowi. Wyborca PiS-u może lubować się w prozie Coehlo, tak jak wyborca PO może kochać „Kamienie na szaniec”. Przybyli do stolicy mieszkańcy niewielkich miast niekoniecznie zabijają się w wyścigu do kariery w korpo (za słownikiem Mazurka: „miejsce pracy, gdzie na szczęście prawie wszyscy też są ze wsi”). Świat nie jest czarno-biały, jak wizje w redaktorskiej głowie oraz przekaz płynący z okładki „Uważam Rze”. Dzisiaj, w geście protestu przeciwko tym bzdurom, namawiam wszystkich „wieśniaków” , żeby zjedli wieczorem „gnoczczi” i popili „czianti”. Po sucharach na śniadanie, mam ochotę na konkretną kolację. Wypijmy za to, żeby niektórym minęły urojenia i kompleksy.