Antoni Macierewicz i teczki to... nierozłączna para. Tym razem - jak sugeruje "Gazeta Wyborcza" - miał nimi uderzyć w premiera i jego ojca.
Antoni Macierewicz i teczki to... nierozłączna para. Tym razem - jak sugeruje "Gazeta Wyborcza" - miał nimi uderzyć w premiera i jego ojca. Fot. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Reklama.
Jak sugeruje "GW", ostatnią deską ratunku, jakiej miał chwytać się Antoni Macierewicz w celu utrzymania się na stanowisku ministra obrony narodowej, były groźby ujawnienia kompromitujących materiałów, które - jakby inaczej - były w posiadaniu ówczesnego szefa MON-u. – Oczywiście zrobiono to w określonym stylu, bez dopowiedzenia, o co dokładnie chodzi, tylko z informacją, że mogą się ukazać kompromitujące materiały z akt SB i Stasi i że można to powstrzymać – mówi rozmówca "Wyborczej".
Jednak opisywana w "Wyborczej" szarża ministra Macierewicza przyniosła skutek odwrotny do zamierzonego. O wymachiwaniu "kwitami" miał się dowiedzieć sam prezes Jarosław Kaczyński. – Informację o kwitach na Morawieckich prezes odebrał jako groźbę i szantaż. Wkurzył się i uznał, że Macierewicz robi się niebezpieczny – twierdzi kolejne źródło. Co prawda, do końca nie wiadomo, co miałoby znajdować się w teczkach Morawieckich, jednak wiadomo, że zarówno SB jak i niemieckie Stasi przez lata fabrykowały dokumenty mające świadczyć o współpracy Kornela Morawieckiego (wówczas szefa "Solidarności Walczącej") z terrorystyczną lewicową Frakcją Czerwonej Armii (RAF). Co do Mateusza Morawieckiego urodzonego w 1968 roku, prawicowe media wysuwały już oskarżenia o bycie "osobą zabezpieczoną", co jednak nie ma nic wspólnego z potencjalną współpracą z SB.
Według "GW" na dymisję Macierewicza mieli także naciskać amerykańscy przedstawiciele z Kwatery Głównej NATO. To wszystko w z powodu fatalnej współpracy z polskim ministerstwem i obstrukcji działań, jaką Antoni Macierewicz wprowadzał we współpracę polskiej armii i struktur Sojuszu.
źródło: wyborcza.pl

AKTUALIZACJA: