Minister Joachim Brudziński nie bardzo chce zabierać głos w sprawie nazistów i symboli "SS" 1 maja w Warszawie.
Minister Joachim Brudziński nie bardzo chce zabierać głos w sprawie nazistów i symboli "SS" 1 maja w Warszawie. Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta
Reklama.
Nacjonalistyczny pierwszomajowy pochód zaczął się na Placu Zamkowym i wiódł Traktem Królewskim. Jego uczestnicy skandowali hasła "Praca, naród, sprawiedliwość", a niektórzy na koszulkach mieli emblematy "SS". Marsz skończył się jednak wcześniej, bo zablokowali go przy ulicy Świętokrzyskiej antyfaszyści. Nie obyło się bez interwencji policji.
Skoro propagowanie ustrojów totalitarnych jest w Polsce zabronione, dziennikarze zapytali ministra spraw wewnętrznych, dlaczego policja nie aresztowała tych ludzi, którzy nosili symbole "SS", formacji uznanej za zbrodniczą? – Co się dzieje z tymi "prawdziwymi Polakami" od hasełek z 11 listopada? – napisał na Twitterze Jacek Czarnecki z "Radia ZET".
Na odpowiedź ministra Joachima Brudzińskiego nie musiał długo czekać. – Chętnie odpowiem, tylko czekam na Pana i innych dziennikarzy pytania, o innych idiotów z wczoraj, tych którzy eksponowali symbole komunistyczne. Niektórzy nawet rwali się do bicia Pana kolegów dziennikarzy za to, że mieli na sobie koszulki z patriotycznymi symbolami – napisał na Twitterze minister spraw wewnętrznych.
Ministrowi może się wydawać, że skutecznie odbił piłeczkę, nie odnosząc się do faszystowskiej symboliki na marszu narodowców. Warto zatem przypomnieć szefowi MSWiA, że jego zadaniem jest ścigać osoby zarówno propagujące komunizm, jak i nazizm.
Majowa reakcja Joachima Brudzińskiego jest zupełnie odmienna od tej, jaką zaprezentował w styczniu, tuż po powołaniu na ministerialne stanowisko. Wówczas pozytywnie zaskoczył szybką deklaracją po emisji materiału "Superwizjera" o polskich nazistach świętujących urodziny Adolfa Hitlera.
Źródło: "Fakt"