Na początku nie wierzyłem w to, co zobaczyłem. Potem przeczytałem to raz jeszcze i nadal nie uwierzyłem. Rafał Trzaskowski przekonał się dzisiaj, czym jest piątek 13-ego, bo zniechęcił do siebie jakieś sto tysięcy warszawiaków. I pokazał przy okazji, jak bardzo nie rozumie, co się dzieje. Jego pretensjonalny wpis stał się smutnym hitem.
W Warszawie niepisowski kandydat ma z automatu wyborczą przewagę. Rafał Trzaskowski ma szansę zostać prezydentem stolicy, ale co jakiś czas usilnie robi coś, by te przewagę stracić. Wygląda to jak sportowy handicap, by wyrównać szanse z Patrykiem Jakim. Właśnie popisał się po raz kolejny czymś, co go od tego stanowiska oddala.
Przy okazji 10. rocznicy śmierci Bronisława Geremka postanowił podzielić się na Facebooku wspomnieniem legendarnego polskiego profesora, którego miał okazję poznać. I nie byłoby w tym nic złego, w końcu profesor Geremek zasłużoną postacią był, gdyby nie sposób, w jaki Trzaskowski to zrobił.
PiS nie wymarzyłby sobie lepszego prezentu, by pokazać (po raz kolejny), że "Platforma to oderwani od polskiej rzeczywistości kolesie". Trzaskowski koncertowo się podłożył, a Patryk Jaki i jego sztab mogą otwierać szampana – prawdziwego z Szampanii, nie żadnego podrabianego za dyszkę z Biedronki. Prawda, panie Rafale?
Przeczytajcie to sobie na głos, gwarantuję, że "zyskuje". Pokazałem na szybko ten wpis dziesiątce warszawskich znajomych, którym w teorii zdecydowanie bliżej do PO niż PiS. Zrozumienie dla Trzaskowskiego? 0, zero, null, nic. Łapali się za głowę, szerzej otwierali usta, a za chwilę wybuchali śmiechem. Rozumieli wpis, nie rozumieli za to motywacji.
Przejdźmy przez ten wpis po kolei, bo po prostu co zdanie, to lepiej. Naprawdę nie wiem, który fragment jest moim ulubionym. Jest tutaj tyle pretensjonalnego złota, pokazującego, jak Trzaskowski nie rozumie realiów, że nie wiem, od którego zacząć.
Czy od tego, że studiował – bardzo standardowy przedmiot – pt. cywilizacja europejska, czy od tego, że robił to na kolegium. I to nie byle jakim bo europejskim. Nie tam żadne uniwerki czy polibudy dla plebsu. A może to, że już wtedy "od małego" uczył się po francusku?
Albo ten moment, w którym niby to Trzaskowski pokazuje, jak to jest blisko ludzi, bo jego "ówczesny francuski nie pozwolił na oratorskie opisy". Uwaga: ówczesny, bo dzisiaj pewnie jest już biegły. Hehe, że niby taki nieprzygotowany urwis przypadkiem dostał dobrą ocenę.
Poniższy cytat początkowo jawił mi się jako najlepszy z całego wpisu.
Potem znów mrugnięcie okiem do wyborców, że niby – hehe – jest taki jak wszyscy, bo zrozumiał tę książkę dopiero po 10 latach. Jednak chwilę później nadjechało nadęcie i pretensjonalność najwyższych lotów.
Czytam to i oczami wyobraźni widzę Trzaskowskiego, który siedzi we fraku, z cygarem w ustach, w swoim zamku pośród średniowiecznych obrazów, otoczony antycznymi rzeźbami. W jednej ręce czyta eseje (po francusku), a drugą przygrywa sobie na pianinie. Gdzieś w tle krząta się służba i pyta mości pana, czy może mu jakoś pomóc.
On pogardliwie spogląda i ignoruje pytanie. Wstaje, przechadza się po pokoju i kątem oka zerka za okno na warszawski plebs, który jak czyta, to Greya, jak studiuje, to "głoduje". Francję widział co najwyżej w filmie i kojarzy ją tylko z wieżą Eiffel'a, a obrazy ostatnio oglądał na języku polskim w liceum, gdy nauczycielka kazała im je interpretować.
Kurtyna
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Rafał Trzaskowski naprawdę w ten sposób myśli. I nie rozumie zapewne, dlaczego to było tak bardzo złe. Wierzę, że jest inaczej i gdy dzisiaj wieczorem przeczyta sobie to raz jeszcze cicho pod nosem, zrozumie, co tutaj nie wyszło. Żeby powstrzymać PiS i Patryka Jakiego przed dorwaniem się do Warszawy, musi odrobić lekcje i powalczyć dużo bardziej.
Super, jeśli u władzy będą osoby oczytane, wykształcone i światowe. Trzaskowski bez wątpienia jest jedną z nich i to jego, a nie Jakiego, potrzebuje Warszawa. Ale trzeba czuć nastroje społeczne i mieć trochę instynktu samozachowawczego.
PS Są też plusy całej sytuacji. Niezawodni internauci, którzy wiedzieli co z tym zrobić. Równie dużo złota jest właśnie w komentarzach.
Pamiętam, że referowałem credo Edgara Morina z „Penser l’Europe”. Czułem się, jakbym zdawał egzamin życia u biblijnego patriarchy z obrazów Rembrandta.
Rafał Trzaskowski
"Kiedy w 2015 roku wręczałem Edgarowi Morinowi nagrodę na szczycie ministrów europejskich Trójkąta Weimarskiego w Paryżu, miałem nieodparte wrażenie, że z obrazów zawieszonych na ścianie pałacu przy Quai d’Orsay spogląda na mnie lekko rozbawiony profesor. A jednak warto było czytać Morina".