Magia liczb
Szymon Hołownia
04 sierpnia 2012, 17:02·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 04 sierpnia 2012, 17:02Magia liczb - powiada profesor Józef Baniak o wynikach swoich badań dotyczących życia erotycznego księży. Magia to precyzyjnie dobrane słowo.
Dobrze, że pan profesor się odezwał. Dzięki temu mamy wreszcie jasność, że bijące po oczach liczbowe wyimki z wałkowanego od tygodnia tekstu o celibacie nie mówiły prawdy. Podane statystyki nie dotyczą bowiem wcale - jak nam obwieszczano - "polskich księży". Profesor Baniak wcale nie stworzył bowiem próby reprezentatywnej, a kwotową. Choć raczej chyba losowo - kwotową. Bo niektórych księży wylosował, niektórych sam sobie wybrał na podstawie "siatki informatorów" oraz "dostępu do danych wszystkich księży w Polsce" (żadne wielkie mecyje - nazywa się to "Spis Duchowieństwa", kosztuje kilkadziesiąt złotych), a niektórzy zgłosili się oni do niego sami i w ten sposób - jak mówi profesor - byli "w jakiś sposób losowi". A może nie tyle "w jakiś sposób losowi", co niepewni, zagrożeni i w miłosnych tarapatach i dlatego właśnie szukający kontaktu z badaczem? Gdy obwieścimy badanie o kradzieży rowerów, kto się do nas zgłosi - ci którym ukradli, czy ci którzy jeżdżą w spokoju?
Rozmawiałem ze znajomymi socjologami, zwracają uwagę, że profesor nie wyjaśnia jakie wyniki osiągnął w części losowej próby, jakie w części kwotowej. Nie mówi - co bardzo ważne dla wiarygodności badań - jak kontrolował odmowy wzięcia udziału w ankiecie, ile było tych odmów, jakie były powody? Być może jest o tym mowa w publikacji, sprawdzę to. Pewne jest to, że nikt dotąd badań profesora nie zweryfikował. Są więc one jedynie jakimś przyczynkiem do oceny zjawiska, a nie owo zjawisko opisują. Wniosek? Póki co choć wszyscy "mają poczucie", nikt nie może twierdzić, że 60 proc. polskich księży ma kochanki.
Ba, nie wiadomo też co tak naprawdę te wyłuskane ze swojej grupy przez prof. Baniaka 60 procent ma. Albo miała. Bo tak: w odpowiedzi pierwszej profesor Baniak powiada "60 proc. księży w skali badań jest w związkach z kobietami". W odpowiedzi drugiej: "60 proc. z przebadanych przeze mnie księży jest lub BYŁA w związkach z kobietami". Nie ma znaczenia, czy ktoś miał pryszcz pół wieku temu, czy ma go teraz - zdaniem nauki wciąż jest w kategorii "posiada zmiany skórne"?
Wyzierające spod księżowskich sutann zakrzywienie czasoprzestrzeni to jedno, drugie - o co my tak naprawdę pytamy? Co to znaczy, że ci księża są (byli) w związkach z kobietami? Mieszkali razem? Jak długo musieli ze sobą być, żeby do tej kategorii się załapać? Erotyczny incydent to już w tych badaniach związek? Bo wtedy okazałoby się, że profesor Baniak odkrył grzech. A związek bez seksu - to jeszcze nie związek? A dlaczego nie? A może badany tak myślał? Wtedy okazałoby się, że profesor Baniak odkrył męsko - damską przyjaźń.
Kursu magii liczb ciąg dalszy. Profesor mówi: "wskaźniki odnoszą się do przebadanych przeze mnie osób, nie muszą odnosić się do całej populacji. Ale dają solidne podstawi, by uświadomić sobie skalę zjawiska. Problem istnieje i rośnie". "Te badania wciąż nie są zakończone, ciągle je aktualizuję, powiem nawet że są już nieco nieaktualne, bo to zjawisko wciąż się nasila". Skąd wiadomo?
I skąd u bezstronnego naukowca stwierdzenia o "zastraszaniu przez mściwych pryncypałów", "zamiataniu pod dywan"? Oraz szereg innych frapujących eklezjologicznych diagnoz. Profesor wyjaśnia na przykład, że (wszyscy?) klerycy w (którym?) seminarium mają obecnie albo problem z doktryną, albo z celibatem. Tertium non datur. Nie chcę burzyć naukowej koncepcji, ale gdyby tak może poszerzyć siatkę informatorów o kogoś innego niż frustratów i plotkarzy? Cudne są (profesor dalej słucha plotek, czy rozpytał kardynałów?) refleksje o tym, że Kościół nie dopuszcza zniesienia celibatu bo boi się nepotyzmu i tego, że żony księży zaczną rozporządzać kościelnym majątkiem (uciekną z dzwonem?). Ale absolutną perłą w ustach poznańskiego luminarza jest zdanie, które wpisuję do sztambucha: "Kościół to instytucja totalna, która wprowadza swoim wiernym zmiany światpoglądowe". Wow.
Teoretycznie można by było triumfować, że w kraju w którym mamy tak gorąco wierzących ateistów, tak rozemocjonowanych ale niewydolnych argumentacyjnie antyklerykałów, jedyne badania na temat relacji księży poza celibatem nie wnoszą do sprawy nic, lub bardzo niewiele. Nie ma jednak powodów do radości. Bo to, że ci którzy ogłaszają się naszymi ideowymi przeciwnikami póki co znacznie bardziej głośni niż rzetelni, nie zmienia faktu, że kłopoty które oni próbują nadmuchać do rozmiarów plagi, jednak są. I nawet jeśli ich skala jest radykalnie inna, mogą być ciekawym przedmiotem analiz i wniosków dotyczących ludzkiej psychiki i duchowości.
Pewnie jeszcze nie raz znajdą się mistrzowie, którzy zamiast poprzestać na rzetelnym opisie pogmatwanych ludzkich losów, zmienią reportaż w manifestację i zaczną - skoro już się rozpędzili - znosić celibat, reformować papiestwo i sakramentologię, my jednak powinniśmy nieustannie wałkować w Kościele pytanie: co robić, żeby jak najmniej było w nim ludzi, w których życiu celibat równa się samotność, a tych, którzy po święceniach zdecydowali się jednak iść inną drogą nie poddawać ostracyzmowi. Nie trzeba znosić celibatu, ani wznosić postulatów że Kościół winien płacić byłym księżom dożywotnie renty. Wystarczy (czasem bardzo trudny) szacunek dla aktu ludzkiej wolności (nawet jeśli oznacza on złamanie danego słowa), a u tych co odchodzą: uświadomienie sobie, że z każdym wyborem wiąże się też odpowiedzialność i to nie fair próbować zwalać ją na innych.
Jeśli się za to nie weźmiemy, musimy być gotowi na to, że w badaniach profesora Baniaka wskaźniki księży mających kochanki przekroczy niebawem sto procent.