Jak nie taśmy PSL, to sprawa Amber Gold. Teraz wybuchła polityczna awantura o siedzibę IPN. Trwa dyskusja nad formą Instytutu. Nadal utrzymywać kosztowny IPN, czy lepiej go zmodernizować? Znaleźć mu siedzibę to jedno, ale czy jest on nam w ogóle potrzebny, zwłaszcza na taką skalę?
Gdy spółka Ruch podjęła decyzję o sprzedaży wieżowca przy ulicy Towarowej w Warszawie, czyli budynku, który wynajmował IPN rozpętało się nie lada zamieszanie. Doniesienia o 17 milionach złotych, które Instytut zainwestował w remont, rozbudowę sieci teleinformatycznej, tajnej kancelarii oraz o zaległych 42 milionach złotych czynszu (plus odsetki), jakie IPN był dłużny Ruchowi, tylko dolały oliwy do ognia. Sytuacja pokazała finansową lekkomyślność.
Spisek?
Środowiska prawicowe krytykują rząd za to, że nie potrafi zapewnić IPN-owi siedziby, oburzają się także na głosy o "zlikwidowaniu w białych rękawiczkach" lub całkowitym zmodernizowaniu Instytutu. Do całej sytuacji dorobiona została oczywiście teoria spiskowa. Według niej pozbawienie IPN-u siedziby ma być swoistą zemstą za działalność lustracyjną i wyjawianie prawdy o "korzeniach III RP".
Instytut zrzuca odpowiedzialność na resorty Skarbu za to, że nie ma dla nich nowej siedziby oraz finansów, za to, że okroili budżet Instytutu. Ministerstwa piłeczkę odbijały tłumacząc, że nie mają obowiązku organizować Instytutowi nowej siedziby. Tę napiętą sytuację zdaje się odciążać Ministerstwo Skarbu. Minister Mikołaj Budzanowski proponuje, by Instytut przeprowadził się na ulicę Dominikańską, co zapewni stałą siedzibę instytucji "na sto lat". Drugą propozycją jest siedziba Agencja Rozwoju Przemysłu przy ulicy Wołoskiej.
Jednak sytuacja skłania do refleksji. Dla młodych ludzi IPN to relikt przeszłości. Procesy lustracyjne ich nie obejmą, dodatkowo niewiele obchodzą. Jednak prawo nadal wymaga, by osoby urodzone przed 1 sierpnia 1972 roku, starające się o funkcję publiczną złożyły oświadczenie lustracyjne. Dodatkowo w grę wchodzą ogromne koszty, jakie instytucja pochłania. Krytycy IPN-u pytają też, czy siedziba musi być w centrum miasta, w 12-piętrowym budynku?
Niepotrzebna lustracja
– Dużym problemem i obciążeniem działalności IPN-u są procesy lustracyjne. Pochłaniają mnóstwo pieniędzy i czasu, a nie są zbyt skuteczne. Od dawna nie udało się złapać poważnego kłamcy lustracyjnego – mówi Wojciech Czuchnowski, publicysta "Gazety Wyborczej". – Należałoby się zastanowić, czy nie trzeba zlikwidować biura lustracyjnego – zaznacza. Dodaje, że PO miała w 2008 roku pomysł, by zlikwidować ciąg lustracyjny, to pomniejszyłoby IPN. – To byłby dobry krok, niestety PO wycofała się z tego projektu – kwituje.
Zaznacza też, że w ciągu lat poprawiła się działalność IPN-u w dziedzinie naukowej i wydawniczej. – Nie ma już skandali takich jak z książką o Lechu Wałęsie, rzadziej używa się archiwów w celach politycznych, choć odstępstwem od tego jest przykład generała Ścibora-Rylskiego – mówi Wojciech Czuchnowski. Tłumaczy, że wystarczyło, by zasłużony generał powiedział coś wbrew środowisku prawicowemu i znalazły się w IPN obciążające go materiały. To niekończąca się opowieść.
Dodaje, że IPN jest bardzo rozbudowaną instytucją. Poddaje w wątpliwość zasadność takiego postępowania. – W samej Warszawie zajmuje pięć nieruchomości, w bardzo korzystnych punktach miasta. Dodatkowo Instytut ma duży budżet i narzekanie na niego jest niestosowne – mówi publicysta. Sama nazwa instytucji jest według niego niewłaściwa. W IPN przechowywane są między innymi akta bezpieki. – Pamięć Narodowa to nie tylko akta, ta nazwa ją obraża – dodaje Wojciech Czuchnowski. – IPN powinien działać jak zwyczajne, uporządkowane archiwum, bez zbędnej ideologii – kwituje publicysta.
Stajnie Augiasza
Co do istotności IPN-u dla Polski nie ma wątpliwości dziennikarz RMF FM, Konrad Piasecki. – To w jakiej formie Instytut ma funkcjonować jest dyskusyjną kwestią. IPN jest jednak potrzebny – mówi Piasecki. Z kilku powodów. Tłumaczy, że archiwa zgromadzone w IPN trzeba gdzieś przechowywać. Mają one nie tylko lustracyjne, ale także historyczne i naukowe znaczenie. – Mam wrażenie, że trochę przegrywamy bitwę o historię. Trzeba budować świadomość historyczną, skierować ją na zdroworozsądkowe tory – mówi dziennikarz. Dodaje, że nie ma w Polsce innej instytucji, które te obowiązki mogłaby przejąć. – IPN ma wypracowaną własną markę, działa skutecznie – przekonuje Konrad Piasecki.
Ale czy potrzebna jest nam lustracja? Albo czy nie lepiej, by archiwum IPN przenieść pod Warszawę, w mniej kosztowne miejsce, a jego zbiory udostępniać w wersji elektronicznej? Według dziennikarza takie działanie zrobiłoby więcej złego niż dobrego. – Proces lustracji będzie wygasał w naturalny sposób, młodszych roczników nie obowiązuje powinność złożenia wniosku lustracyjnego. Za 5-10 lat lustracja umrze śmiercią naturalną, nie ma sensu podejmować raptownych ruchów – tłumaczy.
Dodaje też, że przeniesienie archiwum w inne miejsce niosłoby za sobą wielkie koszty. – Trzeba by wybudować magazyn, przewieźć kilometry dokumentów, jakie IPN posiada, potem przenieść je na nośniki cyfrowe. Należy pamiętać, że w IPN są teczki, których nikt jeszcze nie sprawdzał. To zadanie przypominające czyszczenie Stajni Augiasza – kwituje Konrad Piasecki.
Zostawcie IPN!
Podobnego zdania jest Michał Szułdrzyński, publicysta "Rzeczpospolitej". – Istnienie IPN-u warunkuje ustawa. Jeszcze nie zdążył sprawdzić wszystkich złożonych oświadczeń lustracyjnych. Dodatkowo IPN pełni rolę edukacyjną oraz prokuratorską. IPN jest oskarża za zbrodnie popełnione przed 1989 rokiem – mówi publicysta. Dodaje, że forma Instytutu będzie się z biegiem lat zmieniać. Trzeba jej znaleźć nową siedzibę i dać czas na rozwój w swoim tempie.