Najlepsza uczelnia ekonomiczna w Polsce od lat zmaga się z deficytem. Wydaje więcej, niż zarabia. Do tego musi spłacać horrendalnie drogi, supernowoczesny budynek przy Alei Niepodległości. Przedstawiciele Szkoły Głównej Handlowej zapewniają, że finanse uczelni wychodzą na prostą. Jednak ślady po kłopotach finansowych zostaną jeszcze na lata.
W zeszłym roku deficyt Szkoły Głównej Handlowej, wraz z poprzednimi latami, przekroczył 20 milionów złotych. Pracownicy i studenci zaczęli się zastanawiać, czy ich alma mater grozi los Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie. Dziekani kolegiów pytali rektora o sytuację uczelni. Już wtedy trwało wdrażanie programu naprawczego. Jednak nie było jeszcze widać jego efektów. Teraz jest inaczej – zapewniają władze szkoły.
– Wprowadzony dwa lata temu nasz plan poprawy finansów uczelni działa i przynosi efekty. Zakładaliśmy likwidację deficytu z końcem 2013 roku, ale wiele wskazuje na to, że uda się to już na koniec tego roku – ujawnia w rozmowie z naTemat rzecznik Szkoły Głównej Handlowej, Marcin Poznań. – Działamy na obu frontach: oszczędności i przychodów. W ubiegłym roku wzrosły przychody z działalności badawczej. Zwiększamy też ofertę płatnych kierunków studiów w języku angielskim i studiów podyplomowych – mówi rzecznik.
Koszty działania uczelni zmniejszono przede wszystkim przez cięcia w administracji – zwolniono część obsługi technicznej, wynajęto firmy zewnętrzne, które są po prostu tańsze. Obcięto też budżet promocyjny i zmniejszono koszty rekrutacji nowych żaków. – Na pewno jednak nie będziemy oszczędzać na jakości kształcenia. Mamy świetnych zdolnych studentów oraz bardzo dobrą kadrę naukową i to się nie zmieni – zapewnia Marcin Poznań.
Działania o tyle słuszne, co spóźnione. Gdy wybuchł kryzys finansowy, spadła liczba studentów płatnych kierunków. Firmy wstrzymały doszkalanie swoich pracowników. Jednak w ślad za spadkiem dochodów nie poszło obniżenie kosztów. Uczelni ciążyły też koszty Budynku C, który stał się symbolem finansowych problemów uczelni. Ukończony w 2006 roku budynek kosztował 50 milionów złotych. Duży w tym udział podziemnego parkingu, który sam ustawia pojazdy na miejscach. Zostawiamy samochód na platformie, która odwozi go później na wolne miejsce, a później przywozi do wyjazdu.
– Kredyt na nowy budynek to rzeczywiście spory koszt, ale to była bardzo potrzebna inwestycja. Do spłaty pozostało nam jeszcze około 8 milionów złotych, rocznie to ponad 3 mln dodatkowego obciążenia dla budżetu uczelni. Kredyt spłacimy w 2014 roku i na pewno będzie to duża ulga dla naszych finansów – przewiduje rzecznik Szkoły Głównej Handlowej. O dziwo pomimo sporych deficytów w kolejnych latach te 8 milionów to jedyny dług uczelni. Straty z poprzednich lat są ukryte przez odliczenie ich od tzw. fundusze zasadniczego, czyli oszacowanego majątku uczelni.
Jednak wrażenia studentów są inne. – Zbilansowany budżet to nie wszystko. Zostaje dług i koszty jego obsługi, a to spowolni rozwój uczelni – mówi Piotr Filip Micuła, redaktor naczelny Niezależnego Miesięcznika Studentów SGH "Magiel". Zresztą studenci już cierpią. – Kilka lat temu zlikwidowano dodatkowy rok nauki języków obcych. Kiedyś trwała ona trzy lata, dziś dwa. Ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego płaci tylko za część i jeśli uczelnia chce realizować rozszerzony program, musi płacić za to sama. Dla SGH to był za duży ciężar finansowy – tłumaczy.
– Kocham tę uczelnię, dlatego z tym większym żalem obserwuję jak obecne władze nie radzą sobie z problemami. Teraz zmienił się rektor i jego współpracownicy, więc jest nadzieja, że ktoś wreszcie to opanuje – dodaje Micuła. Do uczelnianych legend przeszły niekończące się remonty schodów przed Budynkiem Głównym SGH. Studenci porównują je do barejowskiego "Misia".
– Odkąd tutaj studiuję wejście było zamknięte chyba pięć razy. Przecież te remonty też kosztują. Jednak jeszcze gorszy jest przerost zatrudnienia. Zwolnienie profesora z polskiej uczelni graniczy z cudem. Są więc tacy, którzy nawet nie pojawiają się już na SGH. Mam nadzieję, że wreszcie się to zmieni – dodaje.
To chyba jedyna szansa, by położyć kres popularnym żartom. Komentatorzy kpią, że pokaźny deficyt jest słabą wizytówką uczelni, która przecież kształci ekonomistów. Sami studenci też przestaną obawiać się, że ich uczelnia splajtuje przed obroną pracy magisterskiej.