Janusz Korwin-Mikke szokuje. Nie tylko poglądami, ale często językiem, który stosuje. Choć zawsze o premierze pisze "Jego Ekscelencja", a o posłach "Wielce Czcigodny", bez skrępowania używa słów "debil" czy "idiota". Kiedyś terminy naukowe, dziś inwektywy. O zmieniającym się języku rozmawiamy z profesorem Jerzym Bralczykiem, językoznawcą z SWPS i UW.
Janusz Korwin-Mikke od dawna używa takich słów jak "debil" czy "idiota", argumentując, że to pojęcia stosowane w psychologii i medycynie. Tak było też wczoraj w programie "Tomasz Lis na żywo".
Rzeczywiście takie terminy jak "debilizm", "imbecylizm" czy "kretynizm" to pojęcia medyczne, określające stopień niepełnosprawności umysłowej. Na ich używanie w przestrzeni publicznej możemy patrzeć dwojako. Ich stosowanie wobec osób pełnosprawnych, ale głupich, to ich dyskredytowanie i obrażanie. Znając zabarwienie, jakie te słowa mają dzisiaj, ich używanie w dyskusji publicznej może być uznawane za obrażanie.
Korwin-Mikke używa takich słów umyślnie, żeby wzbudzić dyskusję. Nawet odwraca kwestię, zarzucając, że osoby używające słowa "debil" w tym popularnym znaczeniu obrażają niepełnosprawnych. I może nawet mówiąc o "igrzyskach dla debili" Korwin-Mikke nie ma niczego złego na myśli, tylko rzeczywiście konkurs dla osób upośledzonych umysłowo, nie chce nikomu dopiec. Jednak wiedząc, jak to słowo jest odbierane, ma świadomość, że sprowokuje tym ludzi. I chyba na tym mu zależy.
Jeśli lekarze nie stosują już tych określeń, to my również nie powinniśmy. Używając różnych słów zawsze musimy mieć świadomość, jak one zostaną odebrane. Szczególnie będąc osobami publicznymi.
Takie słowa jak "debil" czy "imbecyl" stały się pejoratywne. Z drugiej strony niegdyś dostalibyśmy w twarz za powiedzenie o kobiecie per "dziewczyna". Dlaczego słowa zmieniają swoje znaczenie?
Naturalne jest, że język się zmienia. Jednak częściej następuje jego pejoratywizacja, a nie melioryzacja. To znaczy słowa częściej nabierają obraźliwego znaczenia, niż w drugą stronę. Sztandarowym przykładem tego drugiego procesu jest słowo "kiep". Niegdyś bardzo wulgarne określenie oznaczające kobiecy srom. Teraz już nie ma takiego wydźwięku i jest raczej postrzegane jako archaiczne określenie jako osoby niemądrej czy łatwowiernej.
Źródło tych zmian leży w używaniu konkretnych słów przez użytkowników języka. Sam pan pewnie zauważył, że słowa takie jak "idiota" czy "debil" przez bardzo częste ich używanie straciły już tak mocno obraźliwy charakter. Teraz są często uznawane za nieco familiarne czy żartobliwe.
Odbiór danego słowa przez słuchaczy ma chyba decydujące znaczenie. To na tej podstawie powinniśmy decydować, czy jakiegoś słowa użyć czy nie.
Ma pan rację. Ja na przykład używam słowa "Murzyn", bo dla mnie nie ma ono żadnego obraźliwego charakteru. Wiem jednak, że przez niektórych tak jest postrzegane i dlatego nie mówię "Murzyn" w sytuacjach oficjalnych, publicznych. Chyba, że chciałbym sprowokować, tak jak Korwin-Mikke. Dawno go nie było w telewizji i tyle.