Prezes Polskiej Akademii Nauk prof. Michał Kleiber przyznaje, że osiągnięcia naszych naukowców są dalekie od zadowalających. W porównaniu z innymi krajami wypadamy zdecydowanie gorzej. Na 536 unijnych grantów dla naukowców dostaliśmy tylko jeden. Polscy naukowcy są aż tak kiepscy?
Na 536 grantów dla młodych naukowców dostaliśmy tylko jeden. Przez 5 lat, na 3 tys. przyznanych przez UE grantów nasi naukowcy – ci młodzi i ci doświadczeni – otrzymali łącznie jedynie 12. Z naszą nauką jest aż tak źle?
Prof. Michał Kleiber: Wyciąganie daleko idących wniosków na podstawie jednego unijnego konkursu jest krzywdzące. Są inne konkursy, w których Polacy wypadają znacznie lepiej. Żeby pozostać przy finansowaniu unijnym – w trwającym w tej chwili tzw. 7 Programie Ramowym polscy uczeni realizują około 1500 różnych projektów we współpracy z kolegami z innych krajów unijnych. Bierze w nich udział parę tysięcy polskich badaczy. Nie zmienia to jednak faktu, że rzeczywiście nasze osiągnięcia są dalekie od zadowalających. Statystyki są bezlitosne. W porównaniu z innych krajami wypadamy zdecydowanie gorzej niż powinniśmy, biorąc pod uwagę nasz naukowy potencjał.
A jaki mamy potencjał?
Daleki od pełnego wykorzystania. Weźmy np. krajowe finansowanie badań. Nasz budżet na ten cel nie przekracza 1 proc. sumy wydawanej na badania przez wszystkie kraje unijne. Ponieważ efekty udziału w konkursach na badania w Unii Europejskiej są silnie skorelowane z poziomem finansowania krajowego nie możemy niestety oczekiwać lepszych wyników naszych naukowców niż ów 1-procetowy udział. Nawet jeśli mamy osoby wyjątkowo utalentowane (a mamy!), nie przekłada się to na tę bezlitosną statystykę.
Pieniądze zdobywane przez naukowców w Unii są związane z tym, ile pieniędzy przeznacza się na naukę w kraju. Co oczywiście nie oznacza, że na nasze międzynarodowe osiągnięcia nie wpływają także inne czynniki, takie jak przeciążenie dydaktyką czy brak wiary we własne siły na konkurencyjnym polu nauki światowej wśród badaczy pracujących w mniejszych ośrodkach.
Nie wygląda to optymistycznie.
Mimo, iż w ostatnich 20 latach polska nauka nie była rozpieszczana przez decydentów, wiele z naszych osiągnięć naukowych liczy się w Europie. Zdobywamy nowe źródła jej finansowania, także we współpracy z gospodarką. Pytanie tylko, czy te zmiany są dostatecznie szybkie. To pytanie pozostawiam otwarte, ale nie mam wątpliwości, że politycy powinni się bardziej zaangażować w sprawy polskiej nauki.
Wiesław Studencki, koordynator unijnego programu zwraca jednak uwagę, że polscy naukowcy po prostu nie składają wniosków. Wpływa ich maksymalnie kilkadziesiąt.
Nie ma wątpliwości, że niski odsetek zwycięskich projektów to również wynik małej liczby wniosków. To problem kulturowy. Dam przykład. Jako członek Europejskiej Rady Badań jeździłem przez parę lat po ośrodkach naukowych w Polsce i zachęcałem do składania wniosków. Nie było to łatwe. O ile w najsilniejszych ośrodkach – w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu czy Trójmieście nie ma problemu z aktywnością badaczy w sprawie zdobywania środków unijnych, o tyle mniejsze ośrodki, rozrzucone po całym kraju, mają już zupełnie inne podejście. Tam nikt nie wierzy, że w Europie ktoś może się zainteresować ich projektem i badaniem.
Na jednym z takich spotkań pewien profesor powiedział mi, że jest historykiem sztuki i bada historię pobliskiego kościoła. Stwierdził, że dla nas ma to ogromne znaczenie, ale nikogo w Europie to nie zainteresuje. Tak się złożyło, że dosłownie następnego dnia poleciałem na spotkanie Europejskiej Rady Badań, gdzie podejmowano decyzję o podziale grantów. 1,5 mln euro otrzymał hiszpański historyk sztuki, który prowadził identyczne badania tyle, że dotyczące kościoła w Hiszpanii. Złożył wniosek i wierzył, że ma szansę. Polak tego nie zrobił. Naszym naukowcom brakuje odwagi, wiary w siebie. To tylko przykład, ale to typowe zachowanie w środowisku naukowym,
Prof. Tomasz Dietl, który jako jeden z niewielu zdobył unijny grant twierdzi, że nasi naukowcy nie tylko nie wierzą we własne siły, ale są też "niechętni do współpracy, a często zawistni".
Prof. Dietl jest moim następcą w roli członka Europejskiej Rady Badań. Mówi to, bo tak jak ja wcześniej, obserwuje takie zachowanie na co dzień. Naukowcy są takimi samymi ludźmi jak wszyscy. Są niestety nieskorzy do współpracy – to przecież ów tak fatalny, bardzo niski kapitał społeczny. W nauce jest oczywiście element konkurencyjności, ale dzisiaj sukcesy odnosi się po osiągnięciu odpowiedniej masy krytycznej – aparatury, pieniędzy, ludzkich kompetencji – osiągalnej tylko przez współpracę. Tego u nas często brakuje i to się fatalnie odbija na wynikach.
A na opinii naszych naukowców na świecie?
Mamy ciągle lepszą opinię niż moglibyśmy się spodziewać. Jesteśmy uznawani za kraj o dużym naukowym potencjale. Unijne konkursy są powodem rozczarowania, ale na szczęście ciągle nie brakuje życzliwości. Pytają nas tylko, dlaczego nadal nie wykorzystujemy naszego potencjału. Może więc rzeczywiście warto zacząć go wreszcie wykorzystywać.