
Reklama.
Małgorzata Wassermann opowiedziała, jak przyjęła wczorajsze wystąpienie premiera w Sejmie. – Z ogromnym smutkiem i żalem, dosyć mocno popłakałam nad nieszczerym słowem "przepraszam" i zarzutami pod adresem rodzin – mówiła w "Jeden w Jeden" w TVN24. Pytała też o nieścisłości w relacjach Ewy Kopacz. – Jak mogła uczestniczyć w czynnościach lekarzy, skoro ich nie było? – pytała.
Córka Zbigniewa Wassermanna mówiła o swoim rozczarowaniu wystąpieniem Donalda Tuska. – Usłyszeliśmy jak bardzo się starał, a my o to nie pytaliśmy, tylko o to, jak ci państwo wykonywali swoje obowiązki – mówiła. Mecenas wyrażała swoje wątpliwości co do słów premiera o 2 tysiącach urzędników, którzy zajmowali się katastrofą smoleńską. Podawała relacje rodzin, które nie miały kontaktu ani z psychologiem, ani z lekarzami. – Były tam 3 czy 4 osoby, powinno być 30-40 – zarzucała Wassermann.
Pytała, czy realne było, że w jedną dobę wydobyto i przeprowadzono sekcje zwłok 96 ciał. – Wiadomo, że sam teren był olbrzymi i są czynności procesowe niepowtarzalne, oględziny miejsca zdarzenia. Jak 4 osoby mogły ogarnąć kilka hektarów? – zastanawiała się. – Oczekuję informacji, w których czynnościach uczestniczyli prokuratorzy – dodała.
Mówiła, że w kryzysowej sytuacji państwo nie poradziło sobie z obowiązkami, jakie na nim spoczywają. – Czy Prokurator Generalny i premier zapominają o procedurach w sytuacjach kryzysowych? – pytała w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim. – Nie zarzucam minister Kopacz złej woli, mówię o faktach. Ewa Kopacz mówiła: "uczestniczyłam ramię w ramię". Czy wie w czym uczestniczyła? (…) Czy chciała przypisać sobie zasługi, w których nie uczestniczyła? – pytała Małgorzata Wassermann.
Zapewniała też, że zaraz po katastrofie informowała o swoich wątpliwościach co do działań służb po katastrofie. – Miałam sygnały i o tym mówiłam, a słyszałam, żebym dała popracować, że jestem niecierpliwa, że jątrzę – relacjonowała. – 13 kwietnia dyktowałam na lotnisku notatkę, kilka punktów, że jest mało ludzi, że nie dają rady ze wszystkim – dodała.
– Ci ludzie pracowali trzecią dobę bez snu, byli zaangażowani, ale nie byli koordynowani. Nie było nikogo z rządu, kto by nimi pokierował – zarzucała córka Zbigniewa Wassermanna. – Strona rosyjska była przygotowana administracyjnie, a polska nie? Nie było ministra sprawiedliwość, nie było premiera – wyliczała. Według niej polskie władze nie poradziły sobie także z kwestiami prawnymi.
– Jestem bliska tego, ze złamię prawo i pokażę państwu akta. Wtedy zadacie pytania na jakim szczeblu proszono, by nie dotykano czarnych skrzynek dopóki nie przybędą Polacy – mówiła. – Nie potrafię sobie wyobrazić, że osoba tak skompromitowana jak Ewa Kopacz pełni już drugą funkcję w państwie. Do arogancji premiera zdążyłam się już przyzwyczaić – powiedziała.