"Żądamy czeskiej okupacji" – czytamy na rozpowszechnianym na Facebooku memie. Jego autorzy chwalą naszych południowych sąsiadów, za postęp który się u nich dokonał. Liberalne podejście do aborcji, posiadania niewielkiej ilości narkotyków czy choćby legalne picie piwa na ulicy, to tylko niektóre różnice, które przyciągają sympatyków Republiki Czeskiej. O tym jak naprawdę żyje się w Czechach mówi nam Jovita Praga, która ponad rok temu przeprowadziła się do Pragi.
Macie na nazwisko Praga. Czy miało to wpływ na waszą przeprowadzkę do czeskiej stolicy?
Jovita Praga: Absolutnie żadnego. Gdy mówimy ludziom jak się nazywamy, to spotykamy się z bardzo miłymi emocjami. Jest to jednak czysty przypadek.
Jak wam się żyło w Polsce?
Super. Mieliśmy praktycznie wszystko. Dobrą pracę, duży i ładny dom, wysokie zarobki.
To dlaczego wyjechaliście? Większość ludzi decyduje się na emigrację za chlebem?
To nie praca zmusiła nas do wyjazdu. To sposób życia. Nie chcieliśmy się martwić o przyszłość naszych dzieci i o to, w jakich realiach będą się wychowywać. Polska codzienność nas wypalała. To była przemyślana decyzja, aby zacząć wszystko od nowa.
Dlaczego właśnie Czechy? Większość moich znajomych wyjechało do Norwegii, Wielkiej Brytanii albo Danii.
Mieliśmy do wyboru wiele miejsc na świecie, bo w wielu miejscach mamy rodzinę. Zdecydowaliśmy się na Czechy z kilku powodów. To przede wszystkim blisko, więc mniej odczuwa się emigrację. Ludzie są z jednej strony podobni, ale życie tu wygląda zupełnie inaczej. Chcemy zapewnić dzieciom życie w lepszej atmosferze.
Co rozumiesz przez lepszą atmosferę?
Mam na myśli służbę zdrowia, system edukacji, sferę obyczajową. Mój syn Patryk nie chodził w Polsce na religię. Nie było do wyboru innych zajęć, jak np. etyka. Skutek był taki, że Patryk siedział sam w szatni jak wyrzutek, podczas gdy inne dzieci były na religii. Miał wtedy sześć lat. Nikt nie zaproponował, aby w tym czasie choćby pobawił się w jakiejś sali zabawkami. Później sam mnie prosił, czy może chodzić na religię, bo mu się nudzi i nie chce siedzieć sam w szatni.
W Czechach nie ma takiej dyskryminacji. W nowej szkole Patryka nie ma takiego problemu. Jest na przykład wiele dzieci arabskiego pochodzenia. Temat wyznania nie jest poruszany w szkołach. W Czechach to odrębna sprawa każdego człowieka. Dla mnie to ważne, bo umysł dziecka jest bardzo chłonny i podatny na wszelką indoktrynację. Jeśli rodzice dziecka są religijni, to w Czechach mogą chodzić na zajęcia pozalekcyjne w kościołach.
Czy podejście do religii to jedyna różnica w naszych systemach edukacji?
Tych różnic jest zdecydowanie więcej. Tu nauczyciele mają inne podejście. Nie próbują zdominować dziecka, traktują je niemalże na równi, jak dorosłego. Są też bardzo przyjaźnie nastawieni do rodziców, jest z nimi naprawdę świetny kontakt.
W szkołach prowadzi się też wiele zajęć, które przystosowują dzieci do późniejszego życia. Dzieci w gimnazjum uczą się, jak założyć własną firmę i odnieść sukces w biznesie. Są też zajęcia chociażby z gotowania, aby młody człowiek umiał sobie poradzić bez rodzica. Dziesięcioletnia koleżanka mojego syna umie już ugotować zupę, bo musiała zaliczyć z tego egzamin. Problemem nie jest też dla niej upieczenie ciasta.
Jesteście w Czechach już od roku. Mieliście jakieś problemy w znalezieniu pracy?
Nie szukaliśmy pracy. Ja i mąż założyliśmy firmy, praktycznie zaraz po przyjeździe. Nie stanowiło to najmniejszego problemu. Tu są mniejsze podatki, a państwo ma mniej rozwinięty system urzędniczy. Formalności załatwiliśmy w jeden dzień. Państwo skupia się tu na pomocy obywatelowi.
Zastanawiałam się kiedyś, czy założyć działalność w Polsce, ale to by mi się nie opłacało. Tu zaraz po przyjeździe weszłam w spółkę i rozwijamy salon piękności. Mój mąż też ma firmę, którą założył z Czechem.
Mówisz o tym kraju, jak by nie miał żadnych minusów. Czy Czechy to faktycznie raj?
Oczywiście, że są i minusy. Największy problem Czech, o którym się mówi głośno, to korupcja. Nam to jednak w niczym nie przeszkadza, bo inne udogodnienia nam to rekompensują.
Jakie to udogodnienia?
Chodzi mi raczej o sferę obyczajową. Jest to kraj zlaicyzowany i jest w nim dużo mniej kościołów, niż w Polsce. Oczywiście jeśli ktoś chce, to je znajdzie. Tu jednak ludzie wierzący nie narzucają swojej religii i światopoglądu innym.
Mówiłaś, że w Polsce niczego wam nie brakowało. Jak wyglądają zarobki u naszego południowego sąsiada? Czy po roku żyjecie już na podobnym poziomie, co w Polsce?
Czechy nie kojarzą się z wielkimi pieniędzmi, ale zarobki są tu wyższe. Jednak tutaj nie okazuje się swojego bogactwa. Czesi nie wywyższają się, gdy osiągną sukces. Nie widać po nich na pierwszy rzut oka, że są zamożni. To jest po prostu źle widziane, gdy ktoś za bardzo przechwala się kim jest lub tym, co ma.
A co jest ważne dla Czechów?
Bezwzględnie rodzina. Nie praca, nie zarobki, ani też nie religia. Ważne jest, aby zadbać o dom i swoich bliskich. Czesi poświęcają rodzinie praktycznie każdy weekend. Chodzą wspólnie na koncerty, spotykają się też z przyjaciółmi. Dlatego jest tu tak wiele knajp, w których jest bardzo smacznie i tanio. Każdy może sobie na to pozwolić.
Czy zdarza wam się tęsknić za Polską?
Pierwszego października minął rok od przyjazdu. Ani razu nie zatęskniliśmy za krajem. Myśli się jedynie o rodzinie, przyjaciołach, którzy zostali w kraju. Mam znajomą Polkę, która mieszka tu jedenaście lat i twierdzi, że nigdy nie wróciłaby do Polski. Powtarza to zawsze po powrocie od rodziny.
Chcecie zostać tam na stałe?
Myślimy o tym. Czechy to państwo dla obywateli i to się czuje. Nie dla urzędników, nie dla polityków. Zastanawiamy się nawet nad zmianą obywatelstwa. Musimy jednak na to zaczekać. Aby to zrobić, trzeba zarejestrować się na policji i przejść pięcioletni okres próbny. Jak się nie zrezygnuje, mogą przedłużyć o kolejne dziesięć. Po piętnastu latach można się starać o obywatelstwo.
Co Czesi myślą o Polsce i Polakach?
Wielu Czechów myśli, że Polska to kraj trzeciego świata. Śmieją się z nas, że zajmujemy się tyloma nieważnymi sprawami. Mają na myśli religię, politykę, kłótnie o sprawy obyczajowe. Ich polityka koncentruje się na tym, aby polepszyć swój byt ekonomiczny, opiekę zdrowotną czy emerytury.
A czym oni żyją na co dzień, jeśli nie przywiązują wagi do polityki?
Kulturą. Bardzo mocno dbają o życie kulturalne. Dzieci raz w tygodniu chodzą do teatrów, zwiedzają muzea. Czesi uczą swoje dzieci wrażliwości na sztukę. Ludzie nie gadają bez przerwy o aborcji, która jest tu do trzeciego miesiąca legalna. I tak wykonuje się jej mniej niż w Polsce. Pigułki antykoncepcyjne są refundowane.
Inny styl życia widać także, gdy patrzy się na ludzi starszych. Są mili, spokojni i często się uśmiechają. Mówią sobie "dzień dobry" i często proponują pomoc. W Polsce starsze osoby są zupełnie inne, choć to nie ich wina, a systemu. Są sfrustrowani.
Jeśli Czesi żyją spokojnie i nie szukają sensacji, jak wyglądają u nich media? Czy też widać tabloidyzację, która jak twierdzą niektórzy, jest spowodowana oczekiwaniami widza?
Tu także jest ogromna różnica. Jak oglądam TVN24 to tylko się denerwuję. Ostatnio zadałam sobie pytanie, po co to właściwie robię? W polskich mediach mówi się wciąż o tych samych tematach, aborcja, afery, lub że posłanka powiedziała do posła "spier...". Czesi się z nas śmieją. Ostatnio jechałam metrem i Czesi naśmiewali się z pojawienia się w Polsce magazynu "Egzorcysta". Dla nich świadczy to o tym, że nasz kraj stoi w miejscu.
Czesi przedstawiają informacje spokojnie. Nie oglądają debat z kłócącymi się politykami. Poruszają naprawdę ważne problemy, politykę zagraniczną. Czesi interesują się również polityką krajową, ale podchodzą do niej racjonalnie i z dystansem. Mówi się o kryzysie, częste są też dyskusje o wprowadzeniu waluty euro. W mediach jest też bardzo wiele informacji o kulturze. Informuje się o koncertach, wystawach, czy ktoś ważny przyjechał.