Mało kto zdaje sobie sprawę, jakie gwiazdy reprezentują Polskę w mało popularnych w naszym kraju dziedzinach. "TaZ" ma 26 lat, zdobył 7 tytułów mistrza świata, a jego drużyna zasłynęła sukcesem, jakiego nie powtórzył dotąd żaden inny zespół na świecie. Poznajcie Wiktora Wojtasa, polskiego e-sportowca, który od dłuższego czasu próbuje łamać stereotypy.
W grach można przebierać do woli. Każdy znajdzie coś dla siebie. Jeden lubi postrzelać do żołnierzy przeciwnika, ktoś inny preferuje walkę ogniem i mieczem z bandą potworów. Niezależnie od gatunku, najwięcej emocji daje granie przez sieć z innymi entuzjastami. Choć w Polsce może wydawać się czymś odległym, gracze z całego świata tłumnie zjeżdżają na przeróżne turnieje, by pokazać, na co ich stać. To już nie jest zabawa i zabijanie wolnego czasu. To sport i pasja, tyle, że w wersji elektronicznej. Tak, jak w przypadku tradycyjnych dyscyplin, tego rodzaju rywalizacja potrafi dostarczyć widzom niesamowitych emocji.
E-sport to wyrażenie, które w Polsce brzmi nieco egzotycznie. Wciąż raczej próbujemy obalić stereotypy na temat gier komputerowych, niż interesujemy się poczynaniami profesjonalnych graczy. A jest czego żałować, bo na tym polu odnosimy duże sukcesy. Wiktor "TaZ" Wojtas w Korei Południowej byłby sławny, u nas rozpoznają go entuzjaści.
O polskich e-sportach i potencjale, jaki ma ten sektor, rozmawiamy z Wiktorem "TaZem" Wojtasem, członkiem zespołu AGAiN, wielokrotnymi mistrzami świata w Counter-Strike'a 1.6 oraz Tomaszem "Tarsonem" Boroniem, jednym z najbardziej utytułowanych polskich graczy w StarCraft.
Wiktor, masz 26 lat i 7 tytułów mistrza świata w Counter-Strike'a, nie wspominając już o wielu nieco mniej doniosłych osiągnięciach. Od jak dawna grasz?
"TaZ": (śmiech) Wiek mi służy. Gram od 13 lat.
AGAiN, zwana także "Złotą Piątką", jest pierwszą drużyną na świecie, która zdobyła mistrzostwo World Cyber Games 3 razy. Między innymi dzięki temu zapisano was do Hall of Fame, jako drugą drużynę w historii. To niebanalne osiągnięcie.
"TaZ": To przede wszystkim bardzo przyjemne uczucie, lecz nie przyszło łatwo. Od lat udaje nam się osiągać sukcesy, ale mieliśmy swoje lepsze i gorsze momenty.
Byliśmy piątką ludzi, których nie zawsze cechowała jednomyślność.
Właśnie. W ogólnej klasyfikacji medalowej tych prestiżowych zawodów Polacy już tak dobrze się nie prezentują. Mamy 3 krążki, a Koreańczycy 30. Tam byłbyś sławny, a Polsce?
"TaZ": Nie mogę powiedzieć, że tego sukcesu całkowicie nie zauważono. Zapraszano nas do telewizji, lecz nie dano nam zbyt dużo czasu na zaprezentowanie, czym jest e-sport. Pytania były tendencyjne, np. czy da się na tym zarobić. Lecz ogólnie do mediów trzeba było się dobijać. Ciężko o promocję dla e-sportów.
Wybacz zatem tendencyjne pytanie, ale da się w Polsce na tym zarobić?
"TaZ": Nie będą to wielkie pieniądze. Zdecydowanie lepiej płacą za granicą, gdzie e-sport jest bardziej popularny.
"Tarson": Jest jednak plus. Pensje i nagrody za zwycięstwo płacone są w euro.
Jak się ma e-sport w Polsce?
"TaZ": Strasznie kuleje. Nie jest popularny w szerokich kręgach, ciężko o trenerów, którzy mogliby ukierunkować i zapanować nad młodymi graczami. Choć muszę przyznać, że widzę niewielką poprawę. Gdy League of Legends przebiła się do mainstreamu, spotkałem się z ciekawymi inicjatywami, jak np. pokazy w kinie. To postęp. Było widowisko, ludzie przychodzili, oglądali, poznawali, czym jest e-sport. Dodatkowo lokalizacja tej imprezy była świetna, blisko dworca. Widziałem tam kilku 12-latków, którzy przyjechali popatrzeć i jeszcze tego samego dnia wrócili do domów.
Wiktor, w jednym z wywiadów powiedziałeś, że talent w e-sporcie to tylko 5 proc. sukcesu.
"TaZ": Ale bardzo istotne 5 proc.
Nie wątpię. Co jeszcze się liczy?
"TaZ": Najważniejsze, to zebrać ludzi do kupy, zapanować nad nimi. W Counter Strike'a gra się zespołowo. Mamy w drużynie pięciu dorosłych facetów, o różnych charakterach. Podczas gry muszą być idealnie zgodni, dlatego na uznanie zasługuje nasz trener Filip Kasprowicz. Wielu młodych utalentowanych graczy nie zaistniało właśnie ze względu na charaktery. Nie mogli się dogadać, nie mieli kogoś, kto byłby mediatorem w konfliktach i rozładowywał napięcie.
I trening.
"TaZ": Oczywiście. Sukces to ciężka praca. Trenujemy praktycznie cały dzień, zwłaszcza przed turniejami. Bez motywacji i starań niczego się nie zdobędzie. Jeśli nie siedzimy przed komputerami i nie mamy akurat przerwy, analizujemy wydrukowane mapy danych plansz i obmyślamy strategie.
Rozumiem, że gdy trenuje się w StarCrafta dzień wygląda podobnie?
"Tarson": Tak. W praktyce poświęcam na to cały dzień. Gdy nie gram, podglądam, jak robią to inni. Obserwuję ich strategie, przy tym sam się czegoś uczę.
Cały dzień przy komputerze. Zakładam, że ma to swoje koszty. Co trzeba było poświęcić, by zostać zawodowym graczem?
"TaZ": Studia, kontakty ze znajomymi. Ja wybrałem sobie jeden z najgorszych kierunków do studiowania, przy tak małym zasobie wolnego czasu - czyli prawo. Dziekan spytał mnie kiedyś, jak to jest, że zdobywam mistrzostwa świata, a nie potrafię zdać zwykłego egzaminu. Mój kolega z drużyny studiował turystykę. Potrafił zacząć uczyć się do testu dzień wcześniej i wystarczyło. Ja patrzyłem na te kodeksy i myślałem sobie, że tego nie wystarczy się nauczyć, to trzeba wykuć, a jeden dzień to stanowczo za mało. Zresztą po turnieju człowiek jest w rozsypce, wyczerpany, mózg nie pracuje na najwyższych obrotach. To nie sprzyja nauce. Lecz studia nie uciekną. W końcu dochodzi się do momentu, w którym trzeba zdecydować - czy chce się dalej rozwijać się jako gracz, czy też wrócić na uczelnię.
Wiktor, lata temu w akademiku graliśmy w strzelanki, to było Call of Duty. Każdy jak mógł, na kolanach, na krześle, na łóżku, tym, co kto miał pod ręką, ale było przyjemnie. Muszę jednak przyznać, że bałbym się z tobą usiąść do wspólnej rozgrywki…
"TaZ": (śmiech) Gdybym grał z tobą w akademiku, prezentowałbym się znacznie lepiej, niż na turniejach. Luźna atmosfera, granie dla zabawy, a nie zwycięstwa, odpręża. Dodatkowo wiedziałbym, że ja jestem dominatorem, a ty się mnie boisz. Polowałbym na ciebie, planując na spokojnie swoje akcje. My na turniejach rzadko mamy taki komfort. Nasza passa bywa nierówna. Raz wygrywamy, stoimy na pozycji lidera, potem mamy słabszy okres, przyjeżdżamy na turniej, patrzymy na przeciwników i myślimy sobie: "jak oni mogą tak dobrze grać". Wtedy znów zaczynamy jako ta "zwierzyna", na którą polują inni gracze. Taktyka, tak jak w tradycyjnych sportach zespołowych, również odgrywa wielką rolę.
Mentalność, motywacja? Tu również mamy pole do popisu dla trenera?
"TaZ": Jasne. Na niejednym turnieju początkowo przegrywaliśmy, a zmotywowani po przerwie potrafiliśmy się podnieść i wygrać.
"Tarson": Ważna też jest dyspozycja dnia. Wiadomo, na turniejach nie spotyka się słabiaków. Każdy ma swoje podejście, lecz presja bywa ogromna. W StarCrafcie plusem jest to, że gra się w pojedynkę. Nie muszę martwić się o nastroje kolegów czy osobiste konflikty między nami.
Ta presja potrafi dać się we znaki, prawda?
"TaZ": Oczywiście. Czasem niewiele trzeba, by całkowicie wybić gracza z rytmu. Przykładowo podczas rozgrywki zrobiłem coś źle, kolega z drużyny zapytał mnie: "człowieku, dlaczego to zrobiłeś?". Te kilka słów potrafią wytrącić z równowagi, a w drużynie każdy musi grać perfekcyjnie, jeśli chce wygrać. Nie zapominajmy też o przypadkach losowych.
Co masz na myśli?
"TaZ": (śmiech) Była taka sytuacja, gdy na pięć minut przed rozpoczęciem ważnego meczu, musiałem pilnie udać się do toalety. Organizator mnie nie puścił. Powiem tylko, że było ciężko i przeciwnicy zdobyli znaczną przewagę. W przerwie mogłem już iść, ale do tego czasu mecz był w zasadzie przegrany.
A sprzęt? Na ile pomagają specjalne akcesoria projektowane dla graczy?
"TaZ": W strzelankach to bardzo ważne. Używam słuchawek o wartości około 1500 złotych. Muszę słyszeć każdy szelest przeciwnika. Podobnie sprawa ma się z myszką. Musi dobrze leżeć w dłoni, szybko reagować na moje ruchy. Tu preferencje są bardzo zróżnicowane, wiadomo, każdy gracz potrzebuje czegoś innego. Klawiatury nie są aż tak istotne. Podobnie podkładki. Pamiętam, gdy mój kolega zaczynał grać, używał
jakiegoś wyciętego kawałka materiału. Co ciekawe, bardzo dobrze mu szło. Firmy zapraszają graczy do współpracy przy projektowaniu takich akcesoriów, bo oni najlepiej wiedzą, czym tak naprawdę dany sprzęt musi się odznaczać. Oczywiście ważny jest sam komputer, by gra działała płynnie.
W StarCrafcie sprzęt też gra pierwszoplanową rolę?
"Tarson": Gadżety nie są aż tak istotne, jak w strzelankach. W StarCrafcie liczy się bardziej procesor komputera. Nie muszę tak precyzyjnie celować. Ważniejsze jest otoczenie. Młodzież nie zawsze ma odpowiednie fundusze, by kupić sobie wymagany sprzęt.
Gdy tak na was patrzę, uderza mnie stereotyp, jaki urósł wokół graczy. Nie wyglądacie na typowych "nerdów", którzy całymi daniami siedzą przy komputerach...
"TaZ": Przecież nie jest tak, że gracz nie wychodzi z domu i w ogóle się nie rusza. My wyczynowo sportów nie uprawiamy, ale staramy się dbać o formę.
Kolejny stereotyp - gry uzależniają i ogólnie to zło. Niektórym wciąż trudno postawić je na równi obok książki czy filmu...
"TaZ": Gry mogą mieć bardzo pozytywne oddziaływanie. Widziałem niedawno prezentację, która pokazywała, jaki wpływ mają strzelanki na dziecko, oczywiście jeśli nie jest na nie wystawione non stop. Polepsza mu
się zdolność percepcji. Dorosły człowiek zazwyczaj może podzielić swoją uwagę na 3-4 rzeczy na raz. Dziecko natomiast po styczności z grami typu First Person Shooting potrafi zwracać uwagę na 7-8 obiektów. Co do uzależnień, wszystko jest dla ludzi i od wszystkiego można się uzależnić. To kwestia indywidualna. Warto dodać, że są gry praktyczne i te, które kradną czas.
Bardzo jestem ciekaw, które są "tymi złymi".
"TaZ": Nie mam tu na myśli konkretnych tytułów. Chodzi mi o tryb. Single player to strata czasu. Granie w ten sposób może i jest przyjemne, ale niczego nie daje. Z kolei gry, w które gramy przez sieć, gdzie mamy styczność z innymi ludźmi, o różnych poglądach, kolorach skóry, wierzeniach, naprawdę uczą - tolerancji, radzenia sobie w życiu. Grając z kimś jesteśmy tak samo narażeni na zdradę, przekupstwo, kłamstwo jak w realnym świecie. Tam też spotyka się "złe" jednostki, które chcą zniszczyć ten "ekosystem". Nic nie powtarza się tak samo, nie da się przewidzieć, co zrobi druga strona. Tymczasem w grając w trybie single player mamy tych samych przeciwników, którzy zaprogramowani są na to, by nas zniszczyć, działając według określonego schematu. To tak, jakby walczyć na ringu z manekinem, podczas gdy w trybie multiplayer walczymy z prawdziwym przeciwnikiem.
Na czym polega fenomen Koreańczyków? Dlaczego są takimi dobrymi graczami?
"Tarson": Myślę, że chodzi głównie o kult pracy w ich kulturze, sumienność, dążenie do doskonałości. Dodatkowo mają świetne zaplecze - trenerów, sprzęt, domy gry, wymieniają się uwagami, poglądami, strategiami.
Jak wygląda taki osławiony dom gry, w którym trenują Koreańczycy?
"Tarson": To po prostu mieszkanie. We wspólnym pokoju mają rozstawiony sprzęt, w mniejszych piętrowe łóżka. Jednorazowo w ten sposób trenuje 10-15 graczy. Nadzoruje ich trener, gosposia dba, by mieli co jeść i było czystko. Nic specjalnego, nie ma wielkich luksusów, lecz trzeba przyznać, że wielu graczy z Europy czy USA jedzie trenować do Korei.
Gry są waszą pasją, to zrozumiałe, że spędzacie nad nimi całe dnie. Ale czy nie nudzi wam się to czasem? Grać wciąż w to samo?
"TaZ": Oczywiście. Dlatego, gdy potrzebuję odskoczni, gram w coś innego, np. League of Legends. Dzięki temu mogę się wyładować, zmniejszyć poziom niepotrzebnych frustracji. Co ciekawe, gdy poświęcę trochę czasu na inną grę, lepiej idzie mi w CS-a.
Wiecznie wygrywać nie będziecie. Jak zapatrujecie się na młode pokolenie polskich graczy? "TaZ": Młodzież nie ma dużego dostępu do e-sportów. Brak w Polsce turniejów, w których mogliby się rozwinąć, zobaczyć, jak to wygląda. Tu potrzebna jest metoda małych kroków i ciężkiej pracy. Trudno młodych zmobilizować. Jednak i tak jest lepiej, niż gdy ja zaczynałem. Pamiętam, jak jechaliśmy na swój pierwszy turniej do Hiszpanii. Podróż samochodem zajęła nam 28 godzin. Dziś byłoby to nie do pomyślenia.
Zapewne cieszysz się na myśl, że końcem stycznia w Katowicach odbędzie się Intel Extreme Masters?
"TaZ": Jasne. To jedna z najważniejszych lig e-sportowych na świecie i po raz pierwszy w historii pojawi się w Polsce. Do tej pory, jeśli brać pod uwagę nasze najbliższe sąsiedztwo, odbywały się tylko w Kijowie. Taka impreza zgromadzi około 8
tysięcy młodych graczy. Do tego dodajmy 1,5-2 miliony ludzi na Streamie. To potężny sektor dla inwestorów.
Tymczasem oni…
"TaZ": Nie są zainteresowani. Ciężko o promocję, sponsorów. Wiem, że Justyna Kowalczyk spotka się z większym zainteresowaniem, ale e-sporty w innych krajach to potężny i dochodowy biznes. Zwłaszcza, że Polska jest tam dużą siłą, jeśli chodzi o zawodników. Trzeba nagłośnić e-sporty w naszym kraju. Przecież nawet Snickers mógłby dzięki nim rozkręcić niezłą kampanię. Gracz siedzi cały dzień przed komputerem, jest głodny, sięga po coś do jedzenia, np. batona. Podobnie z napojami energetyzującymi.
Możemy brać przykład choćby z krajów azjatyckich, gdzie organizuje się niektóre zawody na stadionach, co gromadzi wiele osób. Nie zapominajmy też o Streamie, którego wielu ludzi używa, by imprezy oglądać zdalnie. To także niezły kąsek dla reklamodawców. Muszę przyznać, że AGAiN nie przegrało w Polsce od 7 lat żadnych zawodów, a mimo to nie mieliśmy nigdy polskiego sponsora. A bez tego jeszcze e-sportowcom jeszcze trudniej zaistnieć.
Czy e-sporty są tak niszowe tylko ze względu na brak wsparcia firm?
"TaZ": Nie. Często przeszkadza też sam stosunek graczy. Ludzie myślą, że w Polsce uda się z e-sportu wyciągnąć 40 tysięcy miesięcy. Jednak rzeczywistość wygląda inaczej. Dodatkowo są przekonani, że od razu będą najlepsi. Po kilku porażkach dają sobie spokój mówiąc, że dana gra jest "głupia". Przecież Michael Jordan przez długie lata był niezauważany, zanim został gwiazdą.
Jak długo jeszcze zamierzasz grać?
"TaZ": Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Co prawda starzejemy się razem z grami, lecz tu nie ma określonych ograniczeń wiekowych. Liczy się pasja i chęć.
Twój zespół, AGAiN, należał do znanej polskiej drużyny sportów elektronicznych Frag eXecutors. Dlaczego od nich odeszliście?
"TaZ": Powiedzmy, że potrzebowaliśmy szerszego pola do manewru, więcej możliwości. Nie chcę wdawać się w szczegóły.
Przeszliście do niemieckiego klanu ESC Gaming. Podoba się wam?
"TaZ": Tak. Jest dobrze. Dzięki temu możemy jeździć na ważne turnieje.
Reklama.
Tomasz "Tarson" Boroń
To po prostu mieszkanie. We wspólnym pokoju mają rozstawiony sprzęt, w mniejszych piętrowe łóżka. Jednorazowo w ten sposób trenuje 10-15 graczy. Nadzoruje ich trener, gosposia dba, by mieli co jeść i było czystko. Nic specjalnego, nie ma wielkich luksusów. Lecz trzeba przyznać, że wielu graczy z Europy czy USA jedzie trenować do Korei.
Wiktor "TaZ" Wojtas
Single player to strata czasu. Granie w ten sposób może i jest przyjemne, ale niczego nie daje. Z kolei gry, w które gramy przez sieć, gdzie mamy styczność z innymi ludźmi, o różnych poglądach, kolorach skóry, wierzeniach naprawdę uczy - tolerancji, radzenia sobie w życiu. Grając z kimś jesteśmy tak samo narażeni na zdradę, przekupstwo, kłamstwo jak w zwykłym życiu.
Wiktor "TaZ" Wojtas
Ludzie myślą, że w Polsce uda się z e-sportu wyciągnąć 40 tysięcy miesięcy. Jednak rzeczywistość wygląda inaczej. Dodatkowo są przekonani, że od razu będą najlepsi. Po kilku porażkach dają sobie spokój mówiąc, że dana gra jest "głupia". Przecież Michael Jordan przez długie lata był niezauważany, zanim został gwiazdą.