53 proc. Polaków dopuszcza eutanazję, 79 proc. popiera zapłodnienie in vitro, a 51 proc. akceptuje konkubinaty. To wszystko w kraju, gdzie prawie 100 proc. mieszkańców to katolicy… - Bo Kościołowi brakuje argumentów. Skończyły się czasy, gdy wystarczyło „nie, bo nie” – przekonuje w rozmowie z naTemat Marek Zając, dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”.
„Ponad połowa Polaków skłonna jest akceptować eutanazję rozumianą jako podanie przez lekarza środków przyspieszających śmierć ciężko, nieuleczalnie choremu, cierpiącemu pacjentowi, jeśli jest on w pełni świadomy i sam o to prosi” – ten wniosek z ostatniego sondażu przeprowadzonego przez CBOS zaskoczył wielu. Katoliccy publicyści ruszyli, by szukać winnych, a dr Paweł Wosicki, prezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony życia, komentował dla naTemat, że robienie takich badań to „przekroczenie granic”, bo „naginanie prawa do życia może doprowadzić m.in. do ludobójstwa”.
Jeszcze bardziej zaskakująca, szczególnie dla dr. Wosickiego i jemu podobnych, wydaje się być inna konkluzja wspomnianego sondażu. Podkreślono w nim bowiem dobitnie, że ponad 50-procentowe poparcie dla eutanazji jest w gruncie rzeczy porażką Kościoła Katolickiego. „Chociaż wyraźnie odróżnia rezygnację z uporczywej terapii od eutanazji, zupełnie odmiennie wartościując je moralnie, jego stanowisko nie znajduje odzwierciedlenia w opiniach osób religijnych” – stwierdzili autorzy badania.
Wiara na papierze
Określenia „Polak-katolik” używa się w naszym kraju od lat. Sugeruje ono, że przeciętny mieszkaniec ma związek z Kościołem, a jeśli nawet nie jest praktykujący, to chociaż wsłuchuje się w głos hierarchów, kiedy zabierają głos w najbardziej kontrowersyjnych społecznie sprawach. Ci zaś, jakby na potwierdzenie swojego prawa do uczestnictwa w debacie, przytaczają statystykę mówiącą o tym, że ochrzczonych jest aż 97 proc. Polaków, a więc niemal wszyscy.
Problem w tym, że ostatnie sondaże dotyczące najbardziej kontrowersyjnych spraw kładą się cieniem na takim wizerunku katolickiej Polski. I to już nie są tylko głosy socjologów, przekonujących, że z tych 97 proc. katolików może połowa (albo nawet mniej) regularnie chodzi do kościoła i przystępuje do sakramentów. Teraz głos zabrali sami wierni, przy okazji wymierzając kościelnym hierarchom bolesny cios.
– Bolesny szczególnie dlatego, że trudno uniknąć wniosku, iż nauczanie Kościoła swoją drogą, a poglądy wiernych swoją – mówi w rozmowie z naTemat prof. Henryk Domański z Polskiej Akademii Nauk.
"Za", czyli przeciw kościelnej nauce
Eutanazja to tylko jeden przykład . Równie wymowny jest sondaż CBOS z września ubiegłego roku. Jak się wtedy okazało, 79 proc. dorosłych Polaków popiera zapłodnienie in vitro dla niepłodnych małżeństw, a przeciw jest jedynie 16 proc. Co nawet bardziej znamienne, 60 proc. badanych popiera taką metodę zapłodnienia także w przypadku par nieformalnych, a 48 proc. w przypadku samotnych kobiet..
Co w tej kwestii ma do powiedzenia swoim wiernym Kościół? „Z troski o dobro każdego człowieka, wierzącego i niewierzącego – opowiada się przeciwko takim praktykom jak doświadczenia na ludzkich zarodkach, (…) klonowanie ludzi czy zapłodnienie in vitro” – brzmi fragment oświadczenia ekspertów Episkopatu sprzed dwóch lat. Jak widać, takie stanowisko przyniosło nikły rezultat.
Jeden z ostatnich ciosów Kościół otrzymał w grudniu 2012 roku. Ankieterzy TNS Polska zapytali o konkubinaty i wyszło im, że do ponad połowy ankietowanych nie dotarła nauka o szczególnej (i jedynej dopuszczalnej) roli małżeństwa. 51 proc. powiedziało „tak” nieformalnym związkom.
Kościół bez mocy
Co właściwie oznaczają te wyniki? Jak mówi dla naTemat Marek Zając, dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, pierwszy wniosek jest taki, że społeczeństwo się liberalizuje. A to oznacza zmierzch Polaka-katolika. – Widać wyraźnie, że ludzi o poglądach konserwatywnych ubywa. Pytanie, jaki procent Polaków pozostanie przy nauce Kościoła, gdzie jest ta granica – zaznacza.
Prof. Ryszard Cichocki, socjolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, wskaźniki poparcia dla eutanazji, in vitro czy konkubinatów wskazują na to, że Kościół, choć wciąż głośny i wpływowy, coraz szybciej traci siłę oddziaływania na społeczeństwo. – Gdyby zmierzyć, w jakim stopniu jego nauka reguluje podstawowe zachowania i poglądy, okazałoby się, że dotyczy to mniej niż 30 proc. ochrzczonych – stwierdza.
Moi rozmówcy zgadzają się również co do tego, że wysokiej aprobaty dla rozwiązań sprzecznych z nauką Kościoła nie można tłumaczyć jedynie tym, iż większość z tych 97 proc. katolików to osoby niepraktykujące.
– Kościół ma problemy z argumentacją. Nawet wierzącym nie wystarczy powiedzieć ‘nie, bo nie”, bo ludzie chcą usłyszeć odpowiedź na pytanie „dlaczego”. Chcą być przekonywani. Tymczasem w tematach takich jak eutanazja czy in vitro i brakuje odpowiednich argumentów i języka. Proszę zauważyć, że np. jeśli chodzi o aborcję, od lat 90. liczba jej przeciwników rośnie. W takich kwestiach jak przerywanie ciąży Kościół potrafił dobrać argumentację. Szkoda, że nie w innych – mówi dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”.
Może więc wkrótce stwierdzenie "Polak-katolik" będzie takim archaizmem, jakim jest na przykład "pokolenie JP2". - W 2005 roku głośno mówiono o tym, że coś takiego istnieje. Dziś w ogóle to pojęcie nie powraca, nawet na ustach Kościoła - stwierdza Marek Zając.
W 2003 r. konkubinat był uważany za zasadniczo zły przez 44 proc. respondentów, w 2012 r. za zły uważa go już jedynie 32 proc., a 51 za zasadniczo dobry (dziewięć lat temu za dobry uważało go 43 proc. badanych). CZYTAJ WIĘCEJ
Marek Zając
dziennikarz "Tygodnika Powszechnego"
Kościół ma problemy z argumentacją. Nawet wierzącym nie wystarczy powiedzieć ‘nie, bo nie”, bo ludzie chcą usłyszeć odpowiedź na pytanie „dlaczego”.
Prof. Henryk Domański
Polska Akademia Nauk
Polacy mają bardzo pragmatyczny stosunek do spraw, które wchodzą w obszar Kościoła. Z jednej strony nasuwa się myśl, że katolik to ten, który przestrzega nauki Kościoła, ale z drugiej tak nie jest. W kwestii eutanazji czy in vitro nakazy religijne przesuwają się na dalszy plan. To jest tak: chodzimy do kościoła i wierzymy w Boga, ale to wszystko ustępuje przed realiami.