fot. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta

Nadal nie wiadomo, kiedy Polska wejdzie do strefy euro. Premier zdementował informacje przewodniczącego Parlamentu Europejskiego - według niego miało się to stać w 2015 roku. Ta data jest jednak nierealna. Co trzeba zrobić, by przyjąć euro i jak daleko Polsce do spełnienia kryteriów?

REKLAMA
Polska wejdzie do strefy euro w 2015 roku. W 2012 roku. W 2011 roku. We właściwym momencie. Premier Donald Tusk wiele razy informował już, kiedy Polska przyjmie wspólną walutę. Inaczej było w poniedziałek. Na wspólnej konferencji prasowej szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz przyznał, że Tusk zobowiązał się przyjąć euro do 2015 roku.
Data wejścia Polski do strefy euro
Jak premier Tusk zmieniał zdanie

2008 rok – przyjęcie w 2011 lub 2012


2009 rok – przyjęcie w 2015 roku


2010 rok – przyjęcie w odpowiednim momencie


2011 rok – przyjęcie w odpowiednim momencie

Premier przyznał na poszczytowej konferencji, że Schulz się pomylił, że debiutował na szczycie i musi być wielkim przyjacielem Polski, życząc nam takiego tempa. Ciężko podejrzewać przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, że ma słaby słuch – Tusk mógł za to, by zwiększyć pozycję negocjacyjną Polski, przyznać, że przyjmiemy euro za trzy lata. Taka deklaracja umocniłaby naszą rolę "przy stole", mogłaby też zmniejszyć siłę Sarkozy'ego, który sprzeciwiał się obecności Polski i innych państw spoza strefy euro na spotkaniach eurogrupy. W Unii Europejskiej toczyła i nadal toczy się rozgrywka o jej kształt. O to, czy będziemy w jednej Unii, silnie pracującej nad wyrównywaniem różnic, czy w Unii kilku prędkości, gdzie wiecznie ktoś będzie gonił, wiecznie uciekającą czołówkę.
Na szczycie w Brukseli osiągnięto kompromis. Czytaj: Polska poszła na kompromis. Szczyty ministrów finansów strefy euro będą poprzedzane szczytami ministrów finansów 25 państw Unii, które podpisały Pakt Fiskalny. Jednak na spotkaniach dotyczących kryzysu strefy euro obecni będą jedynie ministrowie państw z euro. Dla Polski ważniejsze niż podpisywanie Paktu, powinno być zatem przyjęcie wspólnej, europejskiej waluty. Wtedy już zawsze, a przynajmniej do momentu, gdy strefa euro się nie rozpadnie, bylibyśmy - zgodnie z wolą premiera Tuska - w centrum Europy. Nie ma jednak szans, by przyjąć euro w 2015 roku. Wtedy Polska powinna osiągnąć kryteria wymagane do jego wprowadzenia. Gdy tak się stanie, czekają nas dwa lata w unijnej poczekalni - ERM II - i uspokajanie wahań kursu złotego. Najwcześniej zatem Polacy będą masowo wymieniać pieniądze dopiero w roku 2017.
Ceny
Wejście do strefy euro nie jest sprawą łatwą, szczególnie w kryzysowych czasach. Dziś Polska nie miałaby najmniejszych szans, by przyjąć wspólną walutę – chociażby ze względu na wysoką inflację. Zgodnie z tzw. kryteriami konwergencji, czyli ujednolicania, doganiania innych państw – wzrost cen w Polsce nie mógłby być wyższy niż średnia inflacja z trzech państw o najniższym jej wskaźniku powiększona o półtora punktu procentowego. Skomplikowane? Wyjaśniamy. Najniższa inflacja w krajach strefy euro w grudniu była w Szwecji (0,4 proc.) oraz Bułgarii – 2 proc. i Słowenii – 2,1 proc. Średnia inflacja w tych trzech krajach wyniosła więc 1,5 proc. Do tego dodajemy półtora punktu procentowego i wychodzi nam, że gdybyśmy chcieli przyjąć euro, inflacja w Polsce nie powinna przekroczyć trzech procent. A w grudniu wyniosła 4,5 proc.
Długi niezbyt długie
Media często informują o poziomach długu publicznego i deficytu do Produktu Krajowego Brutto, czyli wartości wytworzonej przez całą polską gospodarkę. Mówiąc najogólniej, różnica między długiem a deficytem jest jak między kredytem hipotecznym i kartą kredytową. Dług to nasze całkowite zadłużenie, ogromna kwota (w tej chwili ponad 816 miliardów złotych), pieniędzy, które kiedyś pożyczyliśmy i pożyczamy, bo mamy deficyt. Deficyt więc jest kwotą pieniędzy, której w danym roku brakuje w budżecie – dla przykładu w 2011 roku było to około 25 miliardów złotych. Kolejne kryteria do spełnienia, by przyjąć euro, dotyczą relacji długu publicznego i deficytu do PKB. Kryterium długu spełniamy – nie może przekraczać 60 proc. PKB. W Polsce oscyluje w okolicach 55 proc. Gorzej jest, jeśli chodzi o deficyt sektora finansów publicznych – ten pod koniec zeszłego roku wynosił 5,6 proc.
Minister Finansów Jacek Rostowski zapowiada, że na koniec tego roku deficyt spadnie poniżej 3 proc. PKB, a więc spełni kolejne kryterium niezbędne do przyjęcia europejskiej waluty. Mniej optymistyczna jest Komisja Europejska, która zakłada, że za 12 miesięcy dziura w budżecie wyniesie 3,3 proc. PKB. To może być i tak dobry wynik, Komisja będzie brała pod uwagę fakt wprowadzenia w Polsce reformy emerytalnej. A więc złagodzi swoje wymogi, biorąc pod uwagę koszty, jakie niesie ze sobą funkcjonowanie w Polsce systemu opartego na Otwartych Funduszach Emerytalnych.
Waluty spokojne, waluty płynne
Ostatnim niezbędnym do spełnienia wymogiem jest dwuletnia obecność w ERM II - Europejskim Mechanizmie Kursowym. Znaczy to, że kurs złotego wobec euro nie może wahać się mocniej niż o 15 proc. w każdą ze stron. Zakładając, że rząd ustaliłby kurs euro na 4,20 zł, przez dwa lata euro nie mogłoby być tańsze niż 3,88 zł i nie droższe niż 4,51 zł. Dla porównania w 2011 roku euro kosztowało w Polsce 3 złote i 84 grosze najmniej i 4 złote 58 groszy najwięcej. Wniosek - nawet będąc w ERM II nie spełnilibyśmy tego wymogu. Ostatnie kryterium dotyczy oprocentowania papierów dłużnych. Rentowność polskich obligacji dziesięcioletnich nie mogłaby być wyższa niż średnia rentowność trzech krajów (tych od inflacji) o więcej niż 2 punkty procentowe.
Wejście do strefy euro to bardzo poważna decyzja, która z jednej strony może pozytywnie wpłynąć na polski biznes - łatwiejsza wymiana handlowa, brak ryzyka kursowego, z drugiej zaś strony może zmniejszyć konkurencyjność polskiej gospodarki, z tych samych powodów. Polska, zajmując się budżetem, zmniejszając deficyt i pracując nad zaufaniem rynków do gospodarki, jest w stanie osiągnąć kryteria z Maastricht - zdaniem premiera do 2015 roku. Nie wszystko jednak zależy od działań rządu. Zdaniem Przemysława Kwietnia, głównego ekonomisty X-Trade Brokers, do 2015 roku jest mnóstwo czasu i, teoretycznie, wszystko można osiągnąć. Ważne, by na rynkach była dobra koniunktura - Wtedy dług i deficyt będą mniejsze, rentowności obligacji spadną. Co do inflacji, można to załatwić wcześniejszymi podwyżkami stóp procentowych - Problem zaczyna się jednak, gdy przyjrzymy się kursowi walut. Kwiecień powiedział nam, że Polska sama w sobie nie ma szans na utrzymanie złotego w ryzach, a jedyną szansą jest dogadanie się z Europejskim Bankiem Centralnym w kwestii interwencji na rynku - Taka zapowiedź mogłaby przestraszyć spekulantów i uspokoić polską walutę - Pytanie, po co ERM II, jeżeli stabilność walut nie wynika z ich siły, lecz z siły perswazji banków centralnych.