
Pan Profesor na przedmiocie 'Historia Stosunków Międzynarodowych' nazwał mnie 'DURNĄ' gdyż nie słuchałam go i rozmawiałam po cichu z koleżanką. Szczęście chciało, że kolega, który nagrywał wykład położył na biurku Pana Profesora dyktafon (na nagranie jeszcze czekam). Pan Profesor Nadzwyczajny Doktor Habilitowany [sic!] okazał totalny brak szacunku do studentki, której nie zna, o której nic nie wie, której wiedzy jeszcze nie sprawdził nazywając ją przy 22 osobowej grupie DURNĄ.
– Profesorowie starszej daty mają inne standardy – zauważa Mateusz Klinowski. Wykładowca prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim twierdzi, że kiedyś inaczej rozmawiało się ze studentami, lecz było to przez nich akceptowane. – Nawet takie zwroty jak "dureń" nie były uznawane za obraźliwe. Wszystko zależało od kontekstu –
Wykład był nudny...
Brakiem szacunku jest dla mnie marnowanie mojego cennego czasu na zajęcia, za które płacę ciężkie pieniądze i które nic nie wnoszą do mojego światopoglądu, nie rozwijają mnie, nie są konstruktywne - wręcz przeciwnie są to tak zwane zajęcia pt. 'zakuć, zdać, zapomnieć'. Nie chcę przelewać na konto prywatnej uczelni, która mianuje się 'uczelnią nr 1 w Wielkopolsce' co miesiąc 350zł po to, żeby ktoś obrażał mnie [nawet Szanowny Pan Profesor Nadzwyczajny Doktor Habilitowany] na zupełnie bezproduktywnych wykładach.
Studia to "kiepsko wymyślona szopka"
Całą grupą śmiejemy się, że jesteśmy rekrutami bardziej do poznańskich "Biedronek" niż do ambasad, czy urzędów. Myślę, że cała ulica Wiejska w Warszawie powinna całą sprawę przemyśleć i dojść do bardziej konstruktywnych wniosków niż tylko to, że nie będą rozmawiać o związkach homoseksualnych (bo po co dyskusja w naszym kraju? pewnie jest tak samo niepotrzebna jak na przedmiocie o historii)
"Nie dam się systemowi"
Jak wracałam do Szczecina [mieszkam w Szczecinie, studiuję w Poznaniu] to natknęłam się na swojej ulicy na słynny już szyld. W połączeniu z napisem, dał mi jeszcze mocniej do myślenia NA TEMAT 'czy warto studiować?'