
Choć Rafał Ziemkiewicz, odchodząc do tygodnika "Do Rzeczy" zapowiedział, że nie będzie pracować już dla wydawcy "Rzeczpospolitej", jego tekst ukazał się kilka dni temu w gazecie. Publicysta skłamał? "Oczywiście, powyższa deklaracja miała oznaczać, że nigdy nie zamierzam w żadnej firmie należącej do Hajdarowicza pracować. Przywykłem myśleć po free-lancersku" – tłumaczy w sobotnim felietonie.
A tu się okazuje, że nawet po pacyfikacji nie udało się znaleźć dla „Rzeczpospolitej” innego naczelnego i innego zespołu, niż taki, który jeśli chce napisać na przykład o ruchu narodowym, to zamówią tekst nie u nich, a u kogoś, kto ma nazwisko i własny pogląd na sprawę. Okazuje się, że bez Semki, Mazurka, Warzechy czy Ziemkiewicza wciąż ani rusz. CZYTAJ WIĘCEJ
Na publicyście nie zostawili suchej nitki jego czytelnicy. Zarzucali mu hipokryzję i brak konsekwencji.
Oczywiście, powyższa deklaracja miała oznaczać, że nigdy nie zamierzam w żadnej firmie należącej do Hajdarowicza pracować. Przywykłem myśleć po free-lancersku; od 20 lat żyję ze sprzedawania tekstów to tu, to tam, tak jakbym sprzedawał jabłka ze swego sadu. Sprzedając to akurat Dominkowi Zdortowi [szef działu Opinii "Rz" - red.] nawet nie pomyślałem o Hajdarowiczu. CZYTAJ WIĘCEJ
Zarzucił też, że część z komentarzy mogła być pisana na zlecenie nieprzychylnych mu środowisk.

