Dziś wzięty golfista, biznesmen, multimilioner i filantrop. Przed laty najlepszy na świecie koszykarz, ale także baseballista i aktor. Ulubieniec marketingowców, lider "Dream Teamu", kumpel Królika Bug’sa. Dzięki jego nazwisku na rynek wprowadzono produkty warte 10 miliardów dolarów. Na zawsze zmienił koszykówkę, choć był dwa razy słabszy od... swojego brata. Genialny Michael "The Air" Jordan kończy właśnie 50 lat.
Jeżeli ktoś spróbowałby kiedyś określić "The Air" jednym słowem, musi powiedzieć o nim: "wielki". Dosłownie też, bo Michael Jordan mierzy 198 cm, ale bardziej wymierna jest przenośnia. Jubilat został kilka lat temu sklasyfikowany przez agencję Associated Press w plebiscycie na największych sportowców XX. wieku na drugim miejscu – za genialnym baseballistą George’m "Babe" Ruthem. W innym rankingu – telewizji ESPN – na największego sportowca Ameryki Północnej XX. wieku, Jordan nie miał sobie równych. Wyprzedził Rutha i boksera Muhammada Aliego.
Przez kilkanaście lat kariery przydomków dorobił się wielu. Był "The Air Jordanem", "Panem His Airness", czy po prostu "MJ". Wszystkie jednak oznaczały to samo: niespotykaną wyjątkowość. Można by się gimnastykować i unikać wyliczania jego osiągnięć – tak się jednak nie da. Bez tego nie będziemy w stanie dostrzec wielkości Jordana. A więc 50-latek to: 2-krotny złoty medalista Igrzysk Olimpijskich, 6-krotny mistrz NBA, 6-krotny MVP meczu finałowego, 5-krotny najbardziej wartościowy zawodnik ligi, 10-krotny król strzelców, 14-krotny uczestnik Meczu Gwiazd. A do tego najlepszy pierwszoroczniak, najlepszy obrońca, najlepszy przechwytujący, najlepszy w konkursie wsadów… Można tak bez końca. To właśnie on. Cały Michael Jordan. Numer 23.
Był dwa razy słabszy od brata
Skąd w ogóle wziął się legendarny numer 23? Jak tłumaczył sam Jordan w młodości… był dwa razy słabszy od swojego brata, rok starszego Larry’ego, który nosił numer 45, a z którym MJ codziennie mierzył się w kosza na boisku przy domu w Wilmington w Karolinie Północnej. Kiedy Michael powrócił na parkiety w roku 1995 miał na plecach… numer 45! A więc chyba uznał, że po latach dorównał bratu. Tylko jeden raz zdarzyło się, aby zagrał w trykocie z inną liczbą: w 1990 roku, w spotkaniu przeciwko Orlando Magic. Dlaczego? Powód był prozaiczny: przed meczem ktoś okradł szafkę Jordana.
Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale Jordan został wybrany przez Chicago Bulls dopiero z trzecim numerem w drafcie. Już w szkole średniej miał problemy z przebiciem się do pierwszego składu zespołu. Był stosunkowo niski – mierzył zaledwie 174 cm. Wisiał jednak na drążkach, próbował się rozciągać i… wyrósł. M.in. dzięki temu z miejsca stał się gwiazdą Byków. W debiutanckim sezonie został wybrany najlepszym pierwszoroczniakiem; w meczu rzucał średnio 28 punktów! Docenili go wybredni kibice, przez których został wybrany jednym z dziesięciu najlepszych koszykarzy ligi. Później było już tylko lepiej, ale o tym wszystkim można przeczytać w tysiącach artykułów i setkach książek poświęconych Jordanowi. Razem z Scottie Pippenem Michael zdominował ligę sprawiając, że kibice, którzy widzieli go w akcji, już na zawsze będą dzielić koszykówkę na tę sprzed Jordana i tę po nim.
Niezwykle ważnym w życiu Jordana, ale i całej światowej koszykówki jest lato 1992. Na Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie wybrała się reprezentacja Ameryki, która właściwie była reprezentacją NBA. M.in: Magic Johnson, Larry Bird, Charles Barkley i oczywiście Michael. Zespół bez najmniejszych problemów ograł wszystkich i na kartach historii sportu zapisał się jako "Dream Team". I choć cztery lata później w Atlancie reprezentacja USA znów wygrała olimpijskie złoto, to żadna drużyna nie mogła równać się tej z Jordanem i Magic'em Johnson'em w składzie.
O jego sportowej wielkości niech świadczy fakt, że kiedy 6 października 1993 roku po raz pierwszy zdecydował się zakończyć karierę najważniejsze stacje telewizyjne w USA – CBS, CNBC, NBC, CNN, ESPN przerwały swój program, aby na żywo transmitować pożegnalną konferencję prasową Jordana.
MultiJordan: baseballista, golfista, aktor i filantrop
Jordan nie znosi nieróbstwa. Po zakończeniu kariery (po raz pierwszy) postanowił spróbować swoich sił w baseballu. Nie była to jednak wyłącznie fanaberia spełnionego sportowo gwiazdora, ale raczej powrót do lat dzieciństwa. W młodości Jordan znacznie częściej rzucał drewnianą piłką i biegał od bazy do bazy, niż grał w kosza. Również jego ojciec James, były wojskowy, a później szeregowy pracownik elektrowni, marzył o karierze syna w Major Baseball League.
Sny spełniły się 7 lutego 1994 roku. Wtedy Jordan parafował umowę z zespołem Chicago White Sox, którego właściciel, Jerry Reinsdorf, był także szefem… Chicago Bulls. W ten właśnie sposób kontrakt MJ nie został rozwiązany, a jedynie przeniesiony z koszykówki do baseballu. Przygoda z MBL skończyła się jednak klapą i większość sezonu zasadniczego "The Air" spędził w III lidze grając w filialnej drużynie Chicago WS Birmingham Barons. Ostatecznie Jordan porzucił baseball 10 marca 1995 roku.
Na koszykówce i baseballu świat się jednak nie kończy. Jordan został także golfistą i regularnie startuje w turniejach pokazowych. Jest również właścicielem profesjonalnego zespołu motocyklowego, oraz zespołu NBA Charlotte Bobcats, w którym pełni funkcję członka zarządu. Nie jest to pierwszy raz, kiedy Jordan zasiada w radzie nadzorczej klubu. Już w 2001 roku, kiedy po raz kolejny wrócił na parkiet, w tamtym przypadku w barwach Washington Wizards, nie tylko grał, ale i pełnił posadę członka zarządu. Łącznie funkcji nie wyszło mu jednak na dobre, bo klub nie awansował nawet do play-off. 7 maja 2003 r. właściciel Wizards Abe Pollin zwolnił MJ ze stanowiska dyrektora ds. operacji koszykarskich. Był to także definitywny koniec zawodowej kariery MJ.
MJ zadebiutował także jako aktor. I choć wszyscy pamiętają go głównie z filmu "Kosmiczny mecz", gdzie był partnerem m.in. królika Bugs’a, to nie jest to jedyna rola, w jakiej obsadzony został legendarny koszykarz. Jeszcze przed "Kosmicznym Meczem” Jordan grał w sportowych produkcjach: "Michael Jordan: Chodź polatać ze mną”, "Super Slams NBA”, "Malcolm X”, "Michael Jordan: Czas latania” i „Niebezpieczny”. Natomiast po hitowym i kasowym „Space Jam” przyszedł czas na m.in. „Grę o honor”, „NBA: Jego Wysokość Jordan”, „Looney Tunes – znowu w akcji” i „NBA prosto z ulicy: Czarodzieje Boiska”. Epizodycznie Jordan występował także w serialach i teledyskach.
Zwieńczeniem całości jest kilka fundacji charytatywnych, z którymi Jordan aktywnie współpracuje.
Nie tylko poziom sportowy Jordan osiągnął na najwyższym poziomie. Również w finansach okazał się królem parkietu. W czerwcu 1998 roku magazyn „Fortune” opublikował tabelę z kontraktami Jordana. I tak jego pierwsza umowa opiewała na "zaledwie" 550 tys. dolarów rocznie – był to rok 1984. Dziesięć lat później nowy kontrakt gwarantował mu prawie 4 miliony dolarów rocznie. Natomiast w swoich dwóch ostatnich sezonach Jordan zarobił więcej niż przez całą karierę! Po powrocie do koszykówki działacze "Byków" zaoferowali MJ ponad 60 mln. dolarów za dwa lata gry. Szacuje się, że z samych kontraktów sportowych Amerykanin zainkasował blisko 100 milionów dolarów.
Ale to tylko niewielka część jego zysków. Za film "Kosmiczny mecz" na jego konto wpłynęło 15 mln dolarów. Do dziś możemy kupić wodę kolońską sygnowaną jego nazwiskiem, ale także bieliznę, jedzenie i oczywiście słynne buty Nike Air. To właśnie kontrakt z amerykańską firmą odzieżową, której twarzą został na lata, przyniósł mu krocie. Dzięki umowie z potentatem na jego konto popłynął strumień zielonych banknotów. No i oczywiście butów, które Michael kochał od zawsze. Podobno na każdy mecz i trening zakładał nową parę.
Wielkie pieniądze pozwalają zaspokoić drobne i trochę większe potrzeby. A więc szafach "Air" ma setki garniturów, tysiące par butów. Na zakupy idzie z portfelem pękającym w szwach od kart kredytowych. Lubi też o siebie zadbać. W zawodniczych czasach regularnie chodził na najdroższe zabiegi manicure i pedicure. To paradoks, że kiedy był młody, nie stać było go na kupno najtańszego roweru. Po latach regularnie sprawiał sobie najnowsze modele najbardziej ekskluzywnych marek samochodowych na świecie z Ferrari na czele.
Co ciekawe, prawie rok temu magazyn finansowy "Forbes" opublikował raport, który mówił, że Jordan w ciągu roku zarabia… dwa razy więcej, niż w swoim najlepszym sezonie. Według specjalistów eks-koszykarz ma kasować do 60 mln. rocznie! Jak? Z kontraktów reklamowych (buty i odzież, gry wideo, napoje energetyczne, kolekcje kart). MJ posiada także kilka restauracji i salon samochodowy.
Jeszcze bardziej zdumiewające są inne dane. Według wspomnianego wcześniej magazynu "Fortune" wszystkie produkty wprowadzone na rynek, a sygnowane, bądź inspirowane Michaelem Jordanem mają wartość… 10 miliardów dolarów! Połowę tej kwoty zarobił Nike. Wartość marketingowa samego zawodnika w jego najlepszych czasach szacowana była na ok. 200 mln dolarów.