
Prawica ma kolejny argument przemawiający za tym, że do katastrofy smoleńskiej nie mogło dojść tak, jak twierdzi polski rząd i rosyjski MAK. Koronnym dowodem na to, że samolot nie ma prawa rozbić się o brzozę, ma być... nowy amerykański film sensacyjny "Lot" Roberta Zemeckisa. Tam bowiem odrzutowiec rozbija się o wieżę kościoła i katastrofę przeżywa większość pasażerów.
REKLAMA
Powątpiewający w oficjalne przyczyny katastrofy smoleńskiej odkryli nowy argument za tym, że to niemożliwe, by prezydencki Tu-154M rozbił się 10 kwietnia 2010 roku o zwykłą brzozę. Najpierw szukali oni wsparcia wśród naukowców. Teraz twierdzą, że z pomocą w walce o prawdę wychodzi im naprzeciw Hollywood. A dokładnie twórcy nowego filmu "Lot" z Denzelem Washingtonem w roli głównej. W jednej z kluczowych scen dochodzi tam bowiem do katastrofy pasażerskiego samolotu, którą przeżyło 96 osób. Mimo iż w filmie odrzutowiec rozbija skrzydło nie o drzewo, a wieżę kościoła.
"96 ocalonych. Samolot, który skrzydłem ściął wieżę kościoła jak zapałkę, a potem, uderzając w ziemię, nie został rozszarpany na tysiące kawałków, ale zaledwie pękł, pozwalając przeżyć niemal wszystkim. Amerykański film „Lot” opowiada historię takiej właśnie katastrofy i pokazuje ją bardzo dokładnie" - pisze z przejęciem reżyser i konserwatywny publicysta Maciej Pawlicki w portalu wPolityce.pl.
Twórca przyznaje co prawda, że to irracjonalne, by wierzyć w tzw. prawdę ekranu, jednak natychmiast dodaje: "trudno oprzeć się wrażeniu, że scenarzysta John Gatins oraz reżyser i producent Robert Zemeckis („Powrót do przyszłości”, „Forrest Gump”) pokazują światu jak wygląda koszący lot 80 tonowej fortecy nad polem, jakie ma szanse drzewo, albo wieża, by uszkodzić jej skrzydło, jakie miało szanse 96 pasażerów, by przeżyć".
Zdaniem Pawlickiego, nowy hollywoodzki hit pokazuje też, jak powinno przebiegać śledztwo w sprawie katastrofy lotniczej. Od trzymania się drobiazgowych procedur, przez złożenie wraku z prawie wszystkich elementów, po przesłuchanie przed komisją senacką i w świetle kamer. Podsumowując to wszystko publicysta portalu wPolityce.pl i pisma "wSieci" sugeruje, że więcej wiarygodności ma chyba studio Paramount Pictures, które wyprodukowało "Lot", niż stacja National Geographic Channel, która niedawno przedstawiła film dokumentalny starający się zrekonstruować przebieg katastrofy pod Smoleńskiem.
"Producentem tego opowiadającego historię fikcyjna filmu jest Paramount Pictures. Bo przecież gdyby był nim National Geographic Channel, który specjalizuje się w historiach prawdziwych, na pewno po uderzeniu w wieżę, to nie wieża, ale skrzydło prysłoby jak zapałka, samolot poderwałby się nagle kilkanaście metrów, by móc obrócić się wokół swej osi, a potem nagle zostałby rozszarpany na tysiące kawałków. No i nie przeżyłby nikt" - ironizuje Maciej Pawlicki.
