Czy w Polsce studia są dziś jeszcze po coś potrzebne? Może tylko niepotrzebnie zabierają czas młodym, zdolnym ludziom, którzy zaczynają pracować na swój sukces pięć lat później. Burzliwą dyskusję o tym wywołała na blogu Weronika Lewandowska, która przekonuje, że jeśli tylko uznamy studia za przeszkodę w realizacji planów, powinniśmy je rzucić. Ale to tylko jeden punkt widzenia.
Studia nie są niezbędne, by odnieść sukces na rynku pracy – przekonuje Weronika J. Lewandowska na swoim blogu w naTemat. Opisuje swoją przygodę ze szkolnictwem wyższym, ale i z pracą zawodową, która zaczęła cierpieć przez studia. Przekonuje, że jeśli młodzi ludzie są postawieni przed takim wyborem, powinni bez skrupułów zrezygnować z tytułu magistra i zająć się wykuwaniem swojej pozycji zawodowej, tworzeniem nowych projektów i nawiązywaniem kontaktów zawodowych.
Wśród czytelników naTemat, którzy intensywnie dyskutowali pod tekstem Lewandowskiej, zdania były bardziej podzielone i niektórzy zwracali uwagę na trudności, jakie może wywołać brak wykształcenia – chyba nikt nie chce przechodzić tego, z czym musiał się mierzyć Aleksander Kwaśniewski. Anna, jedna z czytelniczek, przypomina, że na wiele – szczególnie kierowniczych – stanowisk wymagane jest wyższe wykształcenie. "Ha, może czasy już faktycznie inne, i z dwudziestolatkami mi nie po drodze, ale szkoda trochę, że dyplom uniwerku stał się tylko "niepotrzebnym papierkiem", a zarzutem wobec uczelni jest to, że nie idzie na ustępstwa dwudziestoletnim rekinom biznesu" – pisze z kolei Lidia.
Część z Was przyznaje jednak, że studia były tylko stratą czasu i opóźniły marsz ku samorealizacji. "Ja BYŁEM farmaceutą. Ale już nie jestem. Teraz prowadzę działania w kilku fantastycznych kierunkach i przede wszystkim jestem SOBĄ - czego każdemu serdecznie życzę" – napisał Krzysztof. Wtóruje mu Piotr: "Zgadzam się w 100%. ważniejsze jest to, co potrafisz i masz w głowie, niż na papierku. Jeśli wiedzę/umiejętności zdobywasz poza murami uczelni, to w czym problem, aby rozwijać się w tak sposób?"
Jednak wydaje się to rozwiązaniem dla stosunkowo niewielkiej grupy ludzi. W końcu nie wszyscy są stworzeni do zostania nowym Stevem Jobsem albo Thomasem Alva Edisonem – dla wielu studentów szczyt marzeń to państwowy etat albo biurko w wielkiej korporacji. Tam, jak zresztą wskazuje w swojej polemice Alex Barszczewski, trzy literki "mgr" przed nazwiskiem to konieczność. Ukończenie studiów nie wydaje się natomiast obowiązkowe, jeśli chcemy uprawiać wolny zawód, tworzyć, odkrywać i działać poza zhierarchizowaną organizacją.
Jak przekonuje w swoim wpisie coach nawet rezygnacja ze studiów nie zwalnia nas z dalszego samodoskonalenia się. Poza tym wcześniej trzeba przejść przez złożony proces decyzyjny, w którym odpowiemy sobie na pytanie o nasze cele i sposób, w jaki chcemy je osiągnąć. Dlatego jeśli chcemy państwowej posady albo etatu w renomowanej korporacji czy pragniemy wykonywać reglamentowany przez państwo zawód, studia po prostu musimy skończyć. Jeśli nie, studia mogą okazać się zbędne.
Przed obronieniem pracy magisterskiej swoją przygodę ze studiami kończy wielu dziennikarzy. Ten zawód jest wymagający, czasochłonny i całkowicie pochłaniający energię. Na dokończenie studiów już jej nie starcza, więc wielu znanych dziennikarzy ma średnie albo niepełne wyższe wykształcenie. Tak jak nasz rozmówca – reporter głównego wydania "Wydarzeń" w Polsacie, który za uzupełnianie wykształcenia wziął się dopiero kiedy jego kariera była ustabilizowana. – Studia skończyłem, ale nie zdążyłem się obronić w terminie – mówi dziennikarz.
W dopełnieniu wykształcenia przeszkodził mu tryb pracy w mediach.
– Studiowałem w połowie lat 90-tych, kiedy media dopiero się tworzyły, a my mieliśmy poczucie, że bierzemy udział w czymś wyjątkowym. Nie zrezygnowałem specjalnie ze studiów, ale to stało się samoistnie – po kilkunastu godzinach pracy ciężko było mi się wziąć za pisanie pracy. Poza tym mieliśmy przeświadczenie, że w mediach będziemy pracować do końca życia. Dziś ten punkt widzenia znacznie się zmienił – wyjaśnia nasz rozmówca.
Teraz jednak ma już absolutorium i wkrótce będzie bronił pracy magisterskiej. – Powoduje mną przede wszystkim ambicja, bo chcę sobie udowodnić, że te pięć lat, kiedy łączyłem studia z pracą, na coś się zdały. Chcę mieć chociaż papier. Przez lata to nie przeszkadzało, bo w pracy dziennikarza ważniejsze było to, jakie masz doświadczenie, a nie czy jesteś magistrem. Teraz jednak sytuacja się zmieniła i nasza praca nie jest już tak pewna. Więc jeśli nie będę pracował w mediach, może chociaż zostanę jakimś urzędnikiem – mówi.
Podobnie zresztą zrobiło wielu kolegów nie tylko z redakcji, ale i branży. Jednak są też tacy, którzy starają się pogodzić pracę ze studiami, choć przyznają, że cierpią na tym obie rzeczy. – Studia realizuję w programie minimum – przyznaje Łukasz, młody reporter i student politologii. – Na wykłady nie muszę chodzić, więc nie chodzę. Pojawiam się tylko na ćwiczeniach i konwersatoriach, i to tylko dlatego, że jest wiele grup i mogłem zajęcia ułożyć tak, żeby nie przeszkadzały w pracy. Nie jest to łatwe, bo w poniedziałki na 6.00 przychodzę do pracy, z niej biegnę na uczelnię i tam siedzę do 20.00. A następnego dnia znowu muszę wstać na 6.00 do pracy. To strasznie męczące – przyznaje nasz rozmówca.
Nie jest więc zaskoczeniem, że takie rozerwanie pomiędzy pracą a studiami odbija się na wynikach egzaminów. – Trója to dla mnie zupełnie zadowalająca ocena. Ważne, że kolejny egzamin z głowy. Sesja jest ciężka, brakuje czasu na spanie, ale daję radę. Wtedy spada trochę moje zaangażowanie w pracy, ale wydaje mi się, że szef to akceptuje, bo wie, że jestem studentem. Ale gdybym tylko miał bardziej wymagające studia, pewnie nie mógłbym pracować przez pięć dni w tygodniu już od drugiego miesiąca studiów – ocenia Łukasz. Pewnie podobne dylematy miał Tomasz Machała, który otwarcie przyznaje w wywiadach, że czasem na listę obecności musiała wpisywać go dziewczyna (dzisiaj żona).
Zapewne jeszcze trudniej jest pogodzić pracę "na swoim" ze studiami. Własna działalność pochłania całą energię i cały czas, którego na studia po prostu już nie ma. Dlatego zamiast szarpać się z wykładowcami i usprawiedliwiać kolejne nieobecności lepiej zainwestować w sukces swojego start-upa, zdobywanie doświadczenia pracując – nawet za niewielkie pieniądze, ale za to z najlepszymi w swojej dziedzinie. – Poza politologią chciałem zacząć studiować dziennikarstwo, ale po kilku tygodniach pracy przekonałem się, że przez rok pracy nauczę się więcej niż studiując pięć lat – mówi Łukasz.
Dlatego przed podjęciem tak ważnej decyzji warto się zastanowić nie raz, nie dwa, ale co najmniej dziesięć razy. Gdy ma się 30 lat, albo więcej trudno znowu wbić się w studencki kierat i poświęcić godziny na siedzenie nad książkami. A nigdy nie wiadomo, kiedy nasza firma upadnie i będziemy musieli (albo chcieli) zająć państwową posadę. Jednak tekst Weroniki Lewandowskiej pokazał, że jest alternatywa i mimo wszystko młodzi ludzie próbują osiągnąć sukces zawodowy bez ukończonych studiów.
Aby z tej opcji skorzystać zastanów się naprawdę intensywnie co z całego serca chciałbyś robić w życiu, a potem zostań ekspertem w tej dziedzinie.
Masz do tego 3 sposoby działania, które w miarę możliwości powinieneś zastosować jednocześnie:
• znajdź sobie mentora […].
• równolegle studiuj z całych sił samemu. Naucz się choćby angielskiego […].
• cokolwiek byś nie studiował zainwestuj wiele czasu w rozwój Twoich umiejętności interpersonalnych – w dzisiejszych czasach i przy obraniu tej drogi życia są one wręcz konieczne. CZYTAJ WIĘCEJ