Nie Hiszpania, Grecja czy Włochy, ale właśnie Francja może być niedługo największym problemem Europy. W tym kraju, jeszcze niedawno uważanym za jednego z dwóch głównych tenorów UE, bardzo źle się dzieje. Radykalni prawicowcy atakują antyfaszystów, lewicowcy demolują katedry, lotniska strajkują, a gospodarka leci w dół na łeb na szyję. I nic nie zapowiada, że miałoby się to poprawić.
Jeszcze kilka lat temu Francja grała, wraz z Niemcami, absolutnie pierwsze skrzypce w Unii Europejskiej. Ale od kiedy rządy objął Francois Hollande, francuskie skrzypce zaczęły mocno fałszować, aż w końcu kompletnie wypadły z rytmu. I to właśnie Francja, a nie Hiszpania czy Grecja, może być największym problemem UE w najbliższych latach. Francja stała się chorym człowiekiem Europy i wszystko wskazuje na to, że władze tego kraju nie tylko nie chcą iść do lekarza, ale wręcz podają swojemu państwu nieodpowiednie leki.
Wściekli Francuzi
Trudną sytuację najłatwiej dostrzec we francuskim społeczeństwie. Przeciwko wprowadzonym przez Hollande'a małżeństwom homoseksualnym protestowały setki tysięcy ludzi. Według organizatorów protestu – był ich około milion w samym Paryżu. To sprawa, która nie tylko podzieliła Francuzów, ale i wywołała burzliwe reakcje obu stron. Teraz zaś Paryż zdecydował, by z oficjalnych dokumentów zniknęły pojęcia: "ojciec" i "matka", zastąpią je "rodzice". Francuzi znowu protestują.
Efekty tych sporów są tragiczne: 7 czerwca francuskie media donosiły o śmierci 19-latka, antyfaszysty, pobitego przez prawicowych skinheadów. Druga strona nie pozostaje dłużna – 10 czerwca lewicowi działacze zdemolowali katedrę w Nantes, dzień wcześniej zrobili to samo z katedrą w miasteczku Limoges.
Jak by podziałów było mało, to Francuzi mają też problem z mniejszościami religijnymi. W ramach poprawności politycznej we Francji zakazano m.in. noszenia burek przez muzułmańskie kobiety, co rozwścieczyło wyznawców islamu. Na tle religijnym we Francji regularnie dochodzi do rozmaitych incydentów, kilka lat temu muzułmanie palili na ulicach samochody. Innym razem Francuzi protestowali przeciwko podniesieniu podatków. To jednak, zdaniem politologa dr Wojciecha Jabłońskiego, nie jest największy problem tego kraju.
– Dzisiaj społeczeństwa składają się z wielu mniejszości i one po prostu lobbują tak, by prawo było tworzone po ich myśli. A narzędzi lobbowania mają sporo: od delikatnych do brutalnych – przekonuje dr Jabłoński. I dodaje: – Francja przechodziła pod tym względem już większe burze i jest do tego przyzwyczajona.
Fatalna gospodarka
Społecznie więc Francja jest schorowana, ale nie bardziej, niż inne kraje Europy. O wiele gorzej jest w polityce i gospodarce – tutaj Francuzi tracą na znaczeniu i nie da się tego ukryć. – Dzieciom wciąż jednym tchem każe się wymieniać Francję i Niemcy jako dwie części lokomotywy ciągnącej Unię Europejską, ale chodzi o potencjał tych państw, to takie zestawienie jest nieprawdą – ocenia dr Jabłoński i podkreśla, że Francja "od dawna jest przeszacowana", jeśli chodzi o jej siłę w Europie.
Wynika to głównie z faktu, że francuska gospodarka radzi sobie fatalnie, a to właśnie dane ekonomiczne są dziś jednym z najważniejszych wyznaczników tego, kto rozdaje karty w polityce. Jak mówi nam prof. Krzysztof Rybiński, ekonomista: – Francja jest w bardzo ciężkiej sytuacji i nie wygląda to na chwilowe spowolnienie. Ten kraj cierpi z powodu chronicznego braku reform od dekady.
Widać to na twardych danych. W maju kraj ten wpadł w recesję, odnotowując spadek PKB dwa kwartały z rzędu. Spadek nieduży, bo na poziomie 0,2 proc., ale wystarczający, by wywołać strach w Unii Europejskiej. Do tego dochodzi rekordowo wysokie bezrobocie: pod koniec maja bez pracy było 3 miliony 260 tysięcy Francuzów, najwięcej od 1997 roku. Tylko w ciągu roku zlikwidowano tam 100 tysięcy miejsc pracy. I o ile Międzynarodowy Fundusz Walutowy w swoim niedawnym raporcie twierdził, że Francja może wyjść z recesji jeszcze w wakacje, to już z bezrobociem tak szybko sobie nie poradzi.
A to właśnie brak pracy frustruje i straszy Francuzów. Swój strajk właśnie zaczęli kontrolerzy lotów, oburzeni faktem, że do ich zawodu dopuszczona zostanie prywatna konkurencja. W związku z tym staną największe lotniska we Francji, odwołano już ponad 2 tysiące lotów, w tym wiele międzynarodowych. To rodzi kolejne podziały, kolejną złość, tym razem podróżujących, ale też rządu – 3 dni bez kursujących samolotów to cios dla gospodarki, bezpośredni i pośredni.
My wiemy lepiej!
Władze zdają się nie przejmować, być może dlatego, że i tak trudno będzie Francji osiągnąć znowu wzrost gospodarczy. Powodem tego jest wspomniany wcześniej przez prof. Rybińskiego brak reform, a także buta francuskich polityków. Ekonomista podkreśla, że nawet w kryzysie Francji wciąż wydaje się, że jest mocarstwem. A w związku z tym francuskie władze odporne są na wszelkie sugestie, rady czy nakazy z Unii Europejskiej. – Francuskie władze sądzą, że same wiedzą lepiej, co robić – ocenia prof. Rybiński.
Podobnie sytuację widzi europoseł PiS Konrad Szymański. – Francja na pewno nie jest jedynym krajem, który sprawi problemy Unii i nie jedynym, który Brukseli odpowiada, że sobie sama poradzi. Tylko, że Grecja może mówić, że czegoś nie zrobi, ale w końcu Unia Europejska jakoś ją zmusi do wprowadzania zmian. A w przypadku Francji to niemożliwe, nie da się jej zmusić do reform – przekonuje Szymański.
I nie są to tylko opinie, ale fakt. W maju 2013 roku bowiem Komisja Europejska zażądała od Francji przeprowadzenia szeregu reform strukturalnych oraz uzdrowienia finansów publicznych. Francois Hollande odpowiedział na te żądania, że "Bruksela nie może dyktować Francji, co ma robić". – To do nas należy wybór właściwej drogi – odpowiadał Komisji Hollande. Wtórowali mu premier Jean-Marc Ayrault i minister finansów Pierre Moscovici, którzy mówili, że Francja przeprowadzi reformy "na swój sposób" i "w swoim tempie".
Francja za wolna dla Europy
Niestety, tempo francuskich władz może być zbyt wolne, by uratować ten kraj od upadku z hukiem. – Dodatkowo w sytuację Francji uderza fakt, że Hiszpania czy Włochy zaczęły wprowadzać reformy, które skutkują poprawą sytuacji. Hiszpańskie i włoskie firmy stają się bardziej konkurencyjne od francuskich i będą podgryzać francuskie biznesy. A trudno oczekiwać, by nagle Francja wygenerowała pakiet niezbędnych reform – podkreśla prof. Rybiński.
Warto jednak zaznaczyć, że – jak mówi nam prof. Rybiński – niezdolność Francuzów do zreformowania kraju jest tylko pośrednio winą polityków. – Przyczyn takiej sytuacji należy szukać w społeczeństwie. Francja przez lata budowała kulturę państwa socjalnego, młodzi marzą tam o pracy w administracji publicznej. I takie społeczeństwo wciąż wyłania polityków z modelu Europy socjalnej, który to model jednak właśnie się załamuje – wyjaśnia ekonomista.
Zdaniem naszego rozmówcy, w takim społeczeństwie trudno jest przeprowadzić duże reformy, bo zazwyczaj są one kosztowne społecznie. A francuscy socjaliści nie chcą za bohaterskie zmiany płacić słupkami popularności. – Dopiero głęboki kryzys zmusi Francję do zmian, ale tak naprawdę będzie to właśnie najbardziej kosztowny i bolesny dla społeczeństwa sposób – zaznacza Rybiński.
Hollande leci w przepaść
Wszystko to odbija się na popularności Francois Hollande'a, choć już w momencie jego kandydowania wiadomo było, że jego obietnice gospodarcze są niespełnialne. Francuzi, zgodnie z teorią prof. Rybińskiego, pokładali w nim jednak spore nadzieje – wszak Hollande obiecywał kraj mlekiem i miodem płynący i to bez żadnych oszczędności. Teraz się to na nim mści: w marcu popierało go już tylko 30 proc. obywateli i był to, jak podkreślał "Le Figaro", najgorszy wynik wśród prezydentów Francji od 1981 roku.
Konrad Szymański potwierdza, że pozycja samego Francois Hollande'a słabnie, ale nie powinniśmy się temu dziwić. – On rozbudził ogromne emocje i oczekiwania, które jednak po prostu nie mogą być zrealizowane – stwierdza Szymański. Nasz rozmówca przypomina, że prezydent obiecał Francuzom, że Bruksela przestanie oszczędzać, że zmieni Unię Europejską, że nie będzie nacisków UE na Paryż. Oczywiście, żadnej z tych obietnic nie spełnił i to kolejny – po drastycznie słabnącej gospodarce – powód spadku jego popularności.
Francja się rozpada?
Również na scenie europejskiej Hollande traci. Angela Merkel z czasem coraz bardziej dystansuje się od francuskiego przywódcy, Francji trudno jest znaleźć partnerów w UE poza Hiszpanią, Grecją i Włochami, które też nie chcą kolejnych cięć. Prezydent Francji stawia się Komisji Europejskiej, ale jak wyjaśnia dr Wojciech Jabłoński, jest to buta mająca wyłącznie zamaskować faktyczną słabość kraju. – Francois Hollande robi teraz to samo, co Charles de Gaulle – przekonuje politolog. Ponieważ Hollande nie może chwalić się sukcesami gospodarczymi, to robi wszystko, by wizerunkowo i politycznie uważano jego kraj za mocarstwo. – Ale ten mit Francji jako mocarstwa europejskiego od czasów Napoleona właśnie się rozpada – ocenia politolog.
Politycznie i gospodarczo więc Francja jest bardzo chora, a tamtejsi politycy nawet jeśli próbują znaleźć lekarstwo, to robią to zdecydowanie za wolno. I, niestety, to w dużej mierze wina rozdmuchanego ego. – Z punktu widzenia ryzyka dla Europy to Francja faktycznie może być większym zagrożeniem, niż Hiszpania, Grecja czy Włochy. Ta kombinacja: myślenia o sobie jako mocarstwie, z niezdolnością do przeprowadzenia reform, może być tragiczna w skutkach – przewiduje prof. Rybiński.