Ewa Wanat nie zapomni tej nocy do końca życia. Około godz. 1. w nocy została zatrzymana przez policję za jazdę rowerem po alkoholu. – Dziennikarze to kłamcy, a jak sobie pani posiedzi w izbie wytrzeźwień, to zobaczy pani, czym jest prawdziwe życie – usłyszała dziennikarka.
– Nie próbuję odwracać uwagi od tego, co zrobiłam, a czego nie powinnam robić – mówi nam redaktor naczelna Polskiego Radia RDC. – Z pokorą przyznaję, że wiem, jakie są przepisy. Jechałam na rowerze w stanie, w którym nie powinnam, za co poddam się osądowi. Ale sposób zajmowania się mną na komisariacie oraz fakt, że aż tylu chamskich policjantów pilnuje trójkę rowerzystów, uważam za absurdalne. To armata na muchy! – mówi nam dziennikarka.
Co właściwie się wydarzyło? Ewa Wanat jechała w nocy rowerem przez ulicę Miodową w Warszawie. Kilkadziesiąt metrów przed jej domem została zatrzymana przez policję, która poddała ją badaniu alkomatem. Badanie wykazało, że Wanat miała minimalnie przekroczone dopuszczalne stężenie alkoholu. Policja zabrała ją wraz z rowerem na komisariat.
– Ja nie bylam "oblana wódą" – napisała na Facebooku. Na komisariacie policji przy ulicy Wilczej 21 znalazła się wśród trojga zatrzymanych osób. Gdy policjanci dowiedzieli się, że Wanat jest dziennikarką, usłyszała: "Dziennikarze to kłamcy, a jak sobie pani posiedzi w izbie wytrzeźwień to zobaczy pani, czym jest prawdziwe życie".
Wanat zdążyła wykonać telefon do swojego prawnika i przyjaciela Krystiana Legierskiego. Później zabrano jej telefon i odmówiono możliwości kontaktowania się z kimkolwiek. Gdy stróże prawa zobaczyli na komendzie Krystiana Legierskiego stwierdzili: "Ale sobie pani mecenasa wybrała". To jednak był dopiero początek chamskich odzywek pod adresem Legierskiego
Policjanci zaczęli się o nim wyrażać per pedał, na co zareagowała Ewa Wanat. Od policjanta usłyszała jednak: "Jak chcę, to będę mówił pedał. Przecież żyjemy w wolnym kraju" – stwierdził funkcjonariusz. Później agresja słowna przeniosła się już na samą dziennikarkę – Ma pani dzieci? – zapytał policjant. Wanat odparła, że nie. – To dobrze. Bo co by im pani powiedziała, gdyby zobaczyło dwóch całujących się mężczyzn – miał stwierdzić jeden z dziesięciu policjantów obecnych na komendzie.
Założycielka radia TOK FM zareagowała także, gdy do zatrzymanego obcokrajowca (Turka lub Pakistańczyka) policjanci zaczęli zwracać się na "ty". Zapytała, czy policjant zna tego człowieka i dlatego nie mówi do niego na pan. – Popatrzyli na mnie jak na wariatkę – stwierdziła Wanat.
Wszystko trwało ponad 4,5 godziny. Zaniepokojony Krystian Legierski zapytał, dlaczego tak długo. Policjant odparł, że to wina Ewy Wanat "bo przedłuża i zadaje trudne pytania". Problemem też było zbyt szczegółowe przeglądanie protokołu zatrzymania.
– Ciekawe swoją drogą, ile przestępstw tej nocy w Warszawie popełniono. A po drugie, kto i na jakich szkoleniach oraz za ile, pierze tym policjantom mózgi. Bo to, co wygadywali na temat karania narkomanów i związków partnerskich powoduje, że włos się na głowie jeży – napisała dziennikarka na swoim profilu na Facebooku.
Jest 1.00. Wypiłam 1 piwo. Zatrzymały mnie 2 suki policyjne, jechałam rowerem, o 0,1 promila przekroczyłam normę. Jadę na komendę na Wilcza 21. I co mam teraz zrobić? CZYTAJ WIĘCEJ