
W dwóch pierwszych wyścigach o Puchar Louis Vuitton – zawodów wyłaniających załogę, która będzie walczyła o Puchar Ameryki – startowała tylko jedna łódź. Pozostałe załogi wycofały się ze względów bezpieczeństwa. To efekt zmian, które rozgrywkom o najstarsze trofeum sportowe na świecie ordynuje Larry Ellison – człowiek z ogromnym portfelem i jeszcze większą ambicją. Chorobliwą ambicją.
Pozostałe dwie łodzie – szwedzki Artemis i włoska Luna Rossa Challange – nie są gotowe do ścigania się lub odmówiły wyjścia na wodę. O tym, że ta edycja będzie mniej liczna było wiadomo już od jakiegoś czasu – niewiele teamów było w stanie zgromadzić środki na łodzie według nowego projektu.
Zabawa? Myślicie, że jesteście tutaj dla zabawy? Myślicie, że przegrywanie to zabawa? Ja tak nie sądzę. To profesjonalny sport, nie trzeciorzędny mecz T-balla [baseball w wersji dla dzieci - przyp. red]. A może żeglarstwo to zabawa? Tak, to zabawa, jeśli chcesz pożeglować do Sausalito, usiąść i powędkować albo poopalać się ze swoją rodziną. Jeśli żeglujesz w Pucharze Ameryki, żeglowanie jest twoją pracą powinieneś pracować bardzo ciężko. Jesteśmy tu po to, by wygrywać. Wygrywanie – to mój pomysł na zabawę. CZYTAJ WIĘCEJ
Kiedy wreszcie zespół Ellisona wygrał regaty w 2010 roku, miliarder przedstawił swój plan: przesiadka z łodzi jednokadłubowych na katamarany (w 2010 r. jego zespół wygrał na trimaranie) – ogromne AC72 (72 stopy, czyli 22 m długości), napędzane nie tradycyjnym żaglem, a skrzydłem. Aby przystosować się do nowych warunków zorganizowano serię regat na mniejszych jachtach AC45.
I z gorzką satysfakcją przyznaje, że jego słowa z wywiadu dla naTemat się sprawdziły. Już wtedy przewidywał, że opanowanie dużych łodzi przysporzy żeglarzom trudności.

