Plaga szczurów opanowuje kolejne polskie miasta. To ustawa śmieciowa przyczyniła się do tego, że gryzonie czują się w zaśmieconych aglomeracjach coraz lepiej?
Plaga szczurów opanowuje kolejne polskie miasta. To ustawa śmieciowa przyczyniła się do tego, że gryzonie czują się w zaśmieconych aglomeracjach coraz lepiej? Fot. Jeremy Vandel / Flickr tinyurl.com/memyps / CC BY
Reklama.
Mieszkańcy wielkich miast myślą, że są w nich panami. Nic bardziej mylnego. Prawdziwymi władcami każdej metropolii są... szczury. Według wyliczeń naukowców, w Nowym Jorku jest ich pięciokrotnie więcej niż ludzi . Szczurza populacja czterokrotnie przewyższa ludzką także w Paryżu, Londynie, czy Chicago. I polskie aglomeracje powoli idą tym szczurzym tropem. Najnowsza "Polityka" alarmuje, że w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu szczurów jest trzy razy więcej niż mieszkańców. Nie lepiej jest w Gdańsku, czy Opolu, gdzie szczury z łatwością można zobaczyć w środku miasta w biały dzień.
Szczury jak na Zachodzie
Dla wielu Polaków było to dotąd nie do pomyślenia. Gdy ciągła deratyzacja nie jest niczym dziwnym nawet w luksusowych apartamentach Manhattanu, szczur wypełzający z kanalizacji w polskim bloku wywołuje wrażenie, jakby nadciągał koniec świata. Tymczasem takie sceny zdarzają się dziś we Wrocławiu. Od lat z plagą szczurów walczy Opole. – Są wszędzie. Wieczorem nie można wytrzymać, biegają w tę i z powrotem po podwórku, jest ich mnóstwo. W nocy słychać głośne piski. Przestałam otwierać okno, bo boję się, że wejdą do mieszkania – skarżyli się lokalnym mediom mieszkańcy tego miasta.
Lęgną się wszędzie tam, gdzie znajdą starą zabudowę. Eksperci od deratyzacji dawno przestali bowiem uważać tylko na kanały, w których szczury królują od zawsze. Kiedy zaczyna im się tam robić zbyt ciasno, nowego terytorium szukają w wielkich, starych piwnicach, gdzie pełno korytarzy. Nie gardzą też przejęciem klatek schodowych. Szczególnie tam, gdzie wciąż działają zsypy.
Latem jednak szczury wychodzą jeszcze bardziej "do ludzi". Specjaliści ostrzegają, że kiedy zaczyna się sezon dokarmiana gołębi, kaczek i innych stworzeń na starówkach i w parkach, po swoją porcję przychodzą także szczury. – Mamy okres letni i zwierzęta nie muszą być dokarmiane. Resztki żywności mogą z kolei zachęcać gryzonie do częstszych odwiedzin takich miejsc – ostrzegali kilka dni temu urzędnicy Zarządu Infrastruktury Miejskiej w Słupsku. Tam szczury postanowiły stołować się w parku już nie tylko po zmroku, ale szukać łatwego łupu także w biały dzień. Oczywiście ku przerażeniu spacerowiczów.
Szczur w mieście być musi?
Gdańsk z plagą szczurów walczy natomiast od ubiegłorocznego lata. Alarm podnieśli wówczas gdańscy restauratorzy, którym szczury spacerujące po reprezentacyjnym Głównym Mieście odstraszają klientów. Opanowały nawet słynna ulicę Mariacką, gdzie dla wielu turystów stały się swoistą atrakcją godną uwiecznienia na pamiątkowej fotografii z Gdańska. Tu szczury wychodziły na powierzchnie głównie tam, gdzie w pobliżu znajdowała się jedna z osławionych "dziur wstydu". Miejsc, w których od lat bez zmian pozostają wykopy pod nierozpoczęte budowy lub zakończone dawno badania archeologiczne. Są brudne, zaśmiecone i często umożliwiają wydostanie się szczurom z kanałów przez odsłonięte rury.
– Gdańsk jest miastem portowym i te gryzonie zawsze u nas będą – odpowiedziała wówczas dziennikarzom lokalnego portalu Trojmiasto.pl Krystyna Wenzel z Zakładu Higieny Komunalnej gdańskiego sanepidu. Dzieje się jednak coś, co sprawia, że tego lata te gryzonie w całej Polsce rzucają się w oczy o wiele mocniej niż dotąd.
Im więcej śmieci, tym więcej szczurów
W rozmowie z naTemat Jan Bondar z Głównego Inspektoratu Sanitarnego dość łatwo wskazuje jedną z przyczyn tego stanu rzeczy. – Prawo zakłada przecież, że za utrzymanie porządku na danym terenie odpowiada odpowiednia gmina. O tym mówi właśnie ta głośno komentowana tzw. ustawa śmieciowa. I zarówno przy dyskusji na temat problemów z wywozem śmieci jak i teraz, gdy widać, że w miastach rozprzestrzeniają się szczury, wydaje się, że coś po jej wejściu w życie nie działa. Może samorządy mają za dużo zadań lub za mało pieniędzy – stwierdza.
Bondar dodaje, że na pojawienie się plagi szczurów wpływ mają także inne problemy z czystością, z którymi od dawna zmagają się polskie miasta. – To też kwestia liczby toalet w mieście. Przypomina mi się przypadek, gdy jeden z naszych inspektorów został wezwany na świadka przez człowieka, który został ukarany za oddawanie moczu w miejscu publicznym. I powoływał się właśnie na brak toalet. Bo taka jest właśnie w polskich miastach rzeczywistość – mówi urzędnik sanepidu. Z właściwą odpowiedzią na tego typu palące potrzeby mają nawet duże miasta turystyczne. Turyści we Wrocławiu, Krakowie, czy Gdańsku załatwiają się więc gdzie popadnie. Dla szczurów to znak, że na starówce jest równie dobrze, co w kanale.
Szczury wzbudzają przerażenie głównie wśród osób starszych. Tych, które pamiętają jeszcze czasy, gdy grasowały po polskich ulicach zaraz po wojnie. Żywiły się zwłokami, atakowały ludzi, a ich ugryzienie kończyło się często tragicznie. Komuniści postawili więc sobie za cel walkę także ze szczurami. I przez lata w polskich miastach była ona wygrana. – Tam gdzie jest bałagan, dzikie wysypiska i tereny nieuprzątnięte, zawsze są szczury. Były więc i w czasach PRL-u. Wtedy udało się z nimi jednak jakoś sprawniej walczyć. Choćby dlatego, że było jasne, kto jest odpowiedzialny za odszczurzanie - tłumaczy mój rozmówca.
Deratyzacja bałaganu niczego nie daje
Jan Bondar podkreśla bowiem, że dzisiaj powodem problemów ze szczurami jest nie tylko bałagan panujący w wielkich aglomeracjach. Skuteczność walki z gryzoniami utrudniają przepisy, które pozwalają zrzucić odpowiedzialność za zabrudzone miejsce na kogoś innego. W ten sposób gminy walczą na publicznym terenie ze szczurami, które legną się... w ruinach prywatnej posesji. – Państwo jest słabe, nie potrafi ustalić do kogo należy zanieczyszczony teren, no i szczury się tam z powodzeniem rozmnażają – przekonuje.
Choć, gdy tylko gdzieś szczur się pojawia, pierwszy zwykle dowiaduje się o tym sanepid, przedstawiciel tej instytucji przyznaje, że rację mają też ci naukowcy, którzy tłumaczą, że szczurów z miast na dobre nie powinniśmy się pozbywać. – Szczury w miastach były i będą. Jeżeli jednak występują w pewnych normalnych, możliwych do zaakceptowania ilościach i miejscach, nie należy robić z tego powodu żadnego problemu. Teraz w niektórych miejscach w kraju pojawiają się jednak czasem ilości plagowe i wtedy jest to już poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa sanitarnego - ostrzega Bondar.