
Dał się tam złapać policji, a następnie przeprowadził z funkcjonariuszami długą dyskusję na temat tego, czy istnieją podstawy prawne do wlepienia mu mandatu. Nabrzeże nie jest bowiem wymienione w żadnym przepisie jako miejsce, gdzie zabrania się spożywania alkoholu w plenerze. Po długim sporze, w którym policjanci posiłkowali się internetem z komórki w poszukiwaniu przepisów, na podstawie których mogliby wypisać mandat, Marek Tatała ten spór wygrał. Z butelką w ręku odszedł bez mandatu.
Idąc z otwartą butelką piwa wzdłuż nabrzeża Wisły (...) usłyszałem wezwanie ze stojącej nieopodal (na ulicy) policyjnej furgonetki. (...) Oddając dowód osobisty od razu poprosiłem o wskazanie podstawy prawnej interwencji (...). Po wskazaniu podstawy prawnej (czyli art. 431, który jednoznacznie nawiązuje do art. 14) poinformowałem, że w artykule tym jest mowa o ulicy, placu i parku, a więc spożywanie napojów alkoholowych na nadbrzeżu rzeki nie jest zabronione w tych artykułach... CZYTAJ WIĘCEJ
A teraz radzi, że obywatele powinni dokładnie sprawdzać, czy w danym miejscu i sytuacji policja może ich ukarać. "Policja może wykorzystywać nieznajomość prawa. W miejscu, w którym przechodziłem, przewijają się w weekendy setki osób, wiele z nich z otwartymi napojami alkoholowymi. Jestem pewien, że 90 proc. z nich wezwanych do radiowozu nie wchodziłoby w żadne prawnicze dyskusje tylko przyjęło mandat wystawiony niezgodnie z prawem" - ostrzega bloger.
Marek Tatała podkreśla też, że zgodnie z linią orzeczniczą Sądu Najwyższego, przepisy precyzujące, gdzie panuje zakaz picia alkoholu nie mogą być ogólnikowe. Nie wystarczy więc określenie "miejsce publiczne", czy "teren przeznaczony dla dzieci". SN tłumaczy, iż przepisy powinny posługiwać się takimi zwrotami, które pozwalają te miejsca "indywidualizować i odróżniać (także ze względu na ich charakter) od innych tego samego rodzaju miejsc, obiektów lub obszarów publicznych na terenie gminy".
Źródło: MarekTatala.pl