Katarzyna Wiatr, 32-letnia lekarka weterynarii już rok walczy o powrót do sprawności. Mimo zaangażowania lekarzy i fizjoterapeutów nie wiadomo, czy to kiedykolwiek się uda. Podczas masażu pseudospecjalistka doprowadziła do niedrożności tętnicy, co wywołało udar. Kobieta jest sparaliżowana. Masażystki nie spotkały żadne konsekwencje. Do dziś przyjmuje pacjentów. Jak wielu innych "ekspertów'' bez uprawnień, którzy codziennie narażają zdrowie i życie osób szukających pomocy. Są bezkarni, bo nie ma ustawy o zawodzie fizjoterapeuty.
Do tragedii doszło rok temu w Kluczborku w woj. opolskim. – To był wrzesień. Kasia była na kajakach i po powrocie wszystkie mięśnie ją bolały. W weekend miała wesele koleżanki, więc stwierdziła, że pójdzie na masaż – wspomina w rozmowie z naTemat ojciec kobiety Jan Wiatr.
Paraliż po masażu
Masażystka miała gabinet w Kluczborku, ogłaszała się w internecie, mieszkańcy ją znali. Jak się okazało, prowadziła gabinet i masowała, nie posiadając wykształcenia fizjoterapeutycznego. Katarzyna podczas masażu szyjnego odcinka kręgosłupa poczuła drętwienie lewej kończyny górnej, pieczenie w klatce i ból głowy. Masażystka wezwała pogotowie. Kiedy karetka przyjechała, Katarzyna straciła przytomność.
W badaniu rezonansem magnetycznym stwierdzono rozległy obszar udaru niedokrwiennego obejmujący pień mózgu i lewą półkule móżdżku. Kobieta przez trzy dni walczyła o życie. Doszło do uszkodzenia tętnicy, a bezpośrednią przyczyną uszkodzenia był masaż. Masaż, który jak ustalili bliscy Katarzyny, był wykonany przez osobę, która przeszła prywatny kurs u kręgarza z Rosji.
Od tamtej chwili Katarzyna jest sparaliżowana. Dziś oddycha już samodzielnie. Jest poddawana rehabilitacji i stymulacji bodźcami zewnętrznymi w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym "Światło" w Toruniu. – Kasia potwierdza oczami, że nas rozumie. Nie wykonuje jednak żadnych ruchów, sparaliżowana, nie porusza żadnymi kończynami. Również lekarze sprawdzali, że mrugając okiem Kasia odpowiada poprawnie na pytania medyczne. Nie mają wątpliwości, że jest świadoma. Widać, kiedy śpi, kiedy jest przytomna – mówi Jan Wiatr.
Bez ubezpieczenia, bez konsekwencji
Mimo że od wypadku minął już rok, Jan Wiatr cały czas ma przy sobie kartę córki ze szpitala. Trudno się pogodzić z takim nieszczęściem - w jednej chwili zdrowa, sprawna i pogodna dziewczyna straciła szansę na normalne życie. Bliscy i przyjaciele nie poddają się i walczą o jej powrót do sprawności, zbierają pieniądze na rehabilitację. Lekarze stan kobiety oceniają jako nieoperacyjny. Jest jednak szansa na specjalistyczną rehabilitację w ośrodku w Krakowie, która może pomóc. Koszt szacowany jest jednak na kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie.
Masażystka, do której trafiła Katarzyna Wiatr jest jedną z tysięcy osób przyjmujących pacjentów właściwie bez uprawnienia. Narażających ich zdrowie i życie, powodujących trwały uszczerbek, kalectwo. – Nikt nas nie przeprosił. Skontaktowaliśmy się z nią raz, pytając czy jest ubezpieczona. Gdyby Kasia mogła dostać jakieś odszkodowanie, byłaby szansa na lepszą rehabilitację, ale tamta kobieta nie była ubezpieczona – mówi z rozżaleniem Jan Wiatr.
To charakterystyczne dla pseudospecjalistów, że nie mają ubezpieczenia. Wykupienie takiego zmusza ich do złożenia na piśmie oświadczenia, że prowadzą taką praktykę i wykonują zabiegi, do których tak naprawdę nie są uprawnieni. Większość z nich robi to więc i bez wykształcenia, i bez ubezpieczenia. Niektórzy mają kilkudniowe, inni kilkugodzinne kursy, po których otrzymują dyplom masażysty, kręgarza, czy fizjoterapeuty. Niektórzy robią takie kursy dla siebie, do użytku domowego, ale nie brakuje tych, którzy widzą w tym szybki zarobek.
Fizjoterapeutyczne bezprawie
Oszacowanie, ilu nieuprawnionych ''fizjoterapeutów'' prowadzi działalność jest niemożliwe. Wiadomo, że w Polsce jest około 60 tys. fizjoterapeutów, którzy mają uprawnienia do wykonywania zawodu fizjoterapeuty – mają skończone szkoły i studia dawniej rehabilitacyjne, dziś fizjoterapeutyczne. – To od pacjentów dowiadujemy się o nowych metodach, dziwnych gabinetach. Kiedy do nich dzwoniliśmy, pytając o kwalifikacje najczęściej odkładano słuchawkę – mówi nam dr Agnieszka Stępień, fizjoterapeutka ze Stowarzyszenia Fizjoterapia Polska.
Wspólnie z innymi specjalistami przez kilka miesięcy pracowała nad raportem, który ma przestrzec Polaków przed korzystaniem z pomocy pseudoekspertów. Fizjoterapeuci mają też nadzieję, że raport pokazujący dramatyczne konsekwencje braku ustawy o zawodzie fizjoterapeuty, zmusi w końcu rządzących do zmiany prawa. – Staramy się o to od lat. Jesteśmy jedynym zawodem medycznym, który nie ma regulacji. Nawet mniejsze grupy, jak ratownicy medyczni je mają. Właściwie nie funkcjonujemy jako zawód dlatego każdy, kto skończy nawet kilkugodzinny kurs może sobie otworzyć gabinet i powiesić tabliczkę "fizjoterapeuta" lub "terapia kręgosłupa" – wyjaśnia dr Stępień.
Przy rejestracji działalności nie potrzeba żadnych dokumentów potwierdzających wykształcenie. To oczywiście codziennie prowadzi do absurdów i wielu ludzkich tragedii. Dr Agnieszka Stępień w ciągu 21 lat pracy spotkała wielu pacjentów, u których tacy pseudospecjaliści doprowadzili do uszkodzenia ciała. – Przynajmniej raz w miesiącu trafia do mnie taka osoba. Ale podobne doświadczenia mają koledzy. To są czasem naprawdę zdumiewające, ale i tragiczne historie – podkreśla.
Skrzywdzeni na całe życie
Niedawno przyszli do niej rodzice z 2-miesięcznym dzieckiem, które miało opóźnienie ruchowe i zaburzenia pokarmowe. Wcześniej trafili do pseudospecjalisty, który przekonał ich, że manipulacja kręgosłupa zlikwiduje problemy pokarmowe. – Manipulacja oznacza siłowe, gwałtowne działanie w obrębie stawów i tkanek kręgosłupa, co w przypadku takiego malucha jest niedopuszczalne. Na całym świecie fizjoterapeuci ograniczają manipulacje nawet w przypadku nastoletnich dzieci, bo może to doprowadzić do trwałego uszkodzenia tkanek i stawów. U tego dziecka niekorzystne efekty manipulacji w postaci zaburzeń funkcji i struktur kręgosłupa być może zobaczymy za kilka lat – zaznacza dr Agnieszka Stępień.
Takich historii i przypadków jest niestety więcej. Niewykształceni kręgarze, masażyści podejmują się manipulacji nie tylko bez doświadczenia, ale i bez diagnozy. W trakcie pracy nad raportem fizjoterapeuci ze Stowarzyszenia odwiedzili kilka gabinetów, żeby sprawdzić, jak one funkcjonują. – Dla nas, jako ludzi z wieloletnim doświadczeniem zawodowym to naprawdę przerażające. ''Eksperci'' po kilkugodzinnych przeszkoleniach podejmują się działań, które mogą uszkodzić rdzeń kręgowy, pacjent może skończyć na wózku. Sama, mimo że uczyłam się tego kilka lat i mam wieloletnie doświadczenie, nie podejmuję się manipulacji, jeśli mam jakikolwiek cień wątpliwości. A niektórzy bez wykształcenia medycznego przeprowadzają tego typu zabiegi od razu po zakończeniu kilkudniowego kursu – mówi dr Stępień.
Psudoeksperci narażają zdrowie i życie chorych ludzi, a do tego bezkarnie ich oszukują i naciągają. Do dr Stępień trafili również rodzice, których dziecko z mózgowym porażeniem dziecięcym wykazywało znaczne ograniczenia ruchowe i komunikacyjne. Chłopiec nie potrafił zmieniać pozycji, samodzielne utrzymywanie pozycji siedzącej było dla niego niewykonalne. "Ekspert", do którego poszli rodzice obiecał im cuda poprzez uciskanie stóp. Za 30 minutowy zabieg brał 250 zł. – Terapia takiego dziecka to tysiące godzin terapii ruchowej prowadzonej w różnych pozycjach ciała oraz współpraca całego zespołu specjalistów. Zrozpaczeni pacjenci, rodzice są w stanie uwierzyć, że przykładowo masując linię na ręku, można wyleczyć z bólu kręgosłupa, że noworodki masowane jajkami będą się lepiej rozwijać – mówi fizjoterapeutka i dodaje, że bez postawienia diagnozy nie wiadomo skąd bierze się ból, czy jakaś nieprawidłowość ruchowa. Ktoś może mieć np. nowotwór, a ból kręgosłupa może to sygnalizować.
W internecie można znaleźć setki ogłoszeń, w których terapeuci zapewniają, że wyprostują kręgosłup w ciągu miesiąca. Nawet jeśli skolioza przekracza 70 stopni, czyli jest to stan jedynie operacyjny, i żaden szanujący się specjalista czegoś takiego nie obieca. – Ludzie przez niewiedzę są naciągani i oszukiwani. Płacą ogromne pieniądze za zabiegi, które nie tylko nie pomagają, ale robią im krzywdę. Spotkaliśmy się z przykładami różnych praktyk, takich jak leczeniem złamań przez okłady z sadła, czy zmniejszanie dolegliwości bólowych za pomocą skór kocich. Ci ludzie potem cierpią – mówi dr Stępień. Podkreśla, że największą tragedią jest fakt, że tego typu zabiegi wykonywane przez pseudospecjalistów opóźniają właściwą diagnozę i terapię. – To może mieć wpływ na całe życie. Nie powinniśmy mieć złudzeń, opóźniona terapia może się skończyć śmiercią – przestrzega.
Bezkarni pseudoeksperci
Niestety nawet w przypadku stałego uszczerbku na zdrowiu i uszkodzeniu ciała takim samozwańczym ekspertom nic nie grozi. Katarzyna Wiatr, która do tej pory walczy o zdrowie, jest tego najlepszym przykładem. Osoba odpowiedzialna za uszkodzenie jej kręgosłupa do tej pory przyjmuje pacjentów. Policja i prokuratura praktycznie nigdy nie wszczyna postępowania w takich przypadkach, bo nie ma znamion przestępstwa. Pacjent sam się do eksperta zgłosił, bardzo często podpisał umowę, że godzi się na przeprowadzenie zabiegów wybranymi metodami. Ponieważ nie ma ustawy o zawodzie fizjoterapeuty, nie wiadomo też, co właściwie jest błędem w sztuce, co jest dopuszczalną metodą, co nie. Nigdzie nie jest to zapisane. To dlatego fizjoterapeuci domagają się zmiany prawa. – Chcą, żeby ludzie którzy zrobią pacjentowi krzywdę, prawnie i moralnie odpowiadali za swoje czyny – podkreśla dr Stępień.
W tej chwili poszkodowanym pozostają jedynie procesy cywilne, które toczą się latami, są kosztowne i wcale nie muszą skończyć się pomyślnie. Trzy lata temu pewien ekspert z Krakowa, który prowadzi prywatną Klinikę Rehabilitacji Indywidualnej leczył pacjenta z przerwanym rdzeniem kręgowym doprowadzając do uszkodzeń okostnej. Wziął za 4-dniowy pobyt w swojej klinice 100 tys. zł. Pacjent zapłacił. Terapia oczywiście nie pomogła, a lekarze wyjaśnili mężczyźnie, że zrobiono mu krzywdę. – Proces trwa do dziś, pan G. nadal działa. Zabezpieczył się tym, że podpisał z tym mężczyzną umowę, że ten godzi się na wykonanie technik – opowiada Aleksander Lizak, fizjoterapeuta ze Stowarzyszenia Fizjoterapia Polska.
Krakowskiemu ''ekspertowi'', który na swojej stronie chwali się ukończonym studium medycznym, nie zaszkodziły nawet reportaże telewizyjne. To poszkodowany pacjent miał większe problemy, bo musiał uzasadnić urzędnikom, skąd wziął 100 tys. zł na leczenie. – Bez zmiany prawa dotyczącego fizjoterapeutów w Polsce można bez konsekwencji prawnych podszywać się pod ekspertów, można otworzyć gabinet i można skrzywdzić ludzi – podsumowuje dr Stępień.
POMOC DLA KASI WIATR
Invest Bank, Oddział Opole
Książąt Opolskich 32, 45-005 Opole
nr konta: 34 1680 1235 0000 3000 1461 2426
z dopiskiem: Darowizna na rzecz Katarzyny Wiatr
Jako jeden z ostatnich krajów w UE nie mamy regulacji, walczymy o nie od wielu lat. Na świecie umożliwia się bezpośredni dostęp do fizjoterapeutów. Raport World Confederation for Physical Therapy wskazuje, że dziewięć krajów afrykańskich umożliwiło swoim obywatelom bezpośredni dostęp do fizjoterapii, a my zastanawiamy się w Polsce kim właściwie jest fizjoterapeuta.