Kradzieże, szantaż, znęcanie się, a nawet doprowadzenie do śmierci dziecka – to tylko początek listy zagrożeń, do których prowadzi zatrudnianie niani na czarno. A tak pracuje w Polsce 90 proc. z nich, czyli kilkaset tysięcy osób. Kiedy dochodzi do wypadku, to rodzice stają się przestępcami, którzy nielegalnie zatrudnili pracownika. Niani nic nie grozi. Dotarliśmy do kilku opiekunek, które opowiedziały nam wstrząsające historie.
– Moja koleżanka zostawiła swoje dziecko - kilkumiesięcznego niemowlaka z nianią i wyszła na umówione spotkanie. Przez 30 minut nie mogła odpalić samochodu w garażu w apartamentowcu, rozładował jej się akumulator. Uznała, że wróci do domu i poczeka tam na taksówkę. Kiedy wyszła z windy przeraziła się. Drzwi do domu były otwarte, jej dziecko raczkowało tuż przy schodach na korytarzu, a opiekunka upita w trupa leżała przy kanapie, z której chyba spadła. Opróżniła cały barek pełen bardzo drogich alkoholi. Kobieta była nieprzytomna, więc moja znajoma wezwała pogotowie, które zabrało ją na toksykologię. Powiedziała sanitariuszom, że to jej koleżanka, która miała tylko zerknąć na dziecko, kiedy ona zeszła na chwilę po zakupy – opowiada pani Anna z Warszawy.
Pijana niania była na tyle bezczelna, że oświadczyła w szpitalu, żeby to koleżanka pani Anny, mama dziecka pokryła koszty wizyty w szpitalu. Wiedziała, że ma nad mamą dziecka przewagę – ta zatrudniła ją na czarno. Rodzice dzieci, którzy płacą opiekunkom bez legalnego zatrudnienia stają się przestępcami. To oni ponoszą wszystkie konsekwencje karne i finansowe. Niestety, niewielu zdaje sobie z tego sprawę.
Niania na czarno
Szacuje się, że w Polsce w pełnowymiarowym wymiarze godzin pracuje 350 tys. niań. Zaledwie 10 proc. z nich pracuje legalnie. Drugie tyle dorabia sobie jako nianie na telefon, odbiera dzieci z przedszkola, zostaje z nim w weekend. To pokazuje, że nowelizowana ustawa żłobkowa z 2011 roku, która miała ten proceder ukrócić, niewiele zmieniła. Przede wszystkim dlatego, że zgodnie z nią wynagrodzenie niani ustalono na poziomie minimalnej pensji krajowej, czyli około 1600 zł. – To nierealne. Żadna niania w dużym mieście nie zarabia 1600 zł, tylko 2,5-3 tys. złotych na rękę. Jeśli nawet rodzina zatrudni ją legalnie, to pozostałe 1000 zł dostają pod stołem – przyznaje Katarzyna, niania z wieloletnim doświadczeniem. Dodaje, że niektórzy rodzice są na tyle nierozsądni, że co miesiąc nielegalną pensję wpłacają na konto.
Zgodnie z ustawą niania powinna pracować 8 godzin, to też jak tłumaczą nam nianie jest fikcją, bo przecież tyle pracują rodzice, a one muszą być przy dziecku zanim rodzic wyjdzie do pracy i czekać jak z niej wróci. – Różnicę wyrównują oczywiście w „kopercie” – dodaje pani Katarzyna. Nic więc dziwnego, że o rynku niań w Polsce mówi się jako o czarnym z małą szarą strefą na ustawę żłobkową.
Brak wiedzy na temat konsekwencji wpędza rodziców w cały szereg działań przestępczych. Niektórzy rodzice chcąc sformalizować zatrudnienie, zatrudniają opiekunku w swoich firmach. – Moje koleżanki pracują tam jako sprzątaczki, asystentki, mają funkcje w administracji – wymienia pani Teresa, niania z Warszawy. Oczywiście wszystko tylko na papierze, bo przecież pracują nie w biurze, a w domu z dzieckiem. Takie sytuacje najczęściej wychodzą na jaw, kiedy w miejscu pracy dochodzi do jakiegoś wypadku. Nielegalne zatrudnienie, niezależnie od tego czy dotyczy domu, czy dotyczy biura jest takim samym przestępstwem karno-skarbowym. Nie ma znaczenia lokalizacja, a fakt.
Winny jest jeden
A gdy zdarzy się wypadek, nianie - nawet te od wielu lat pracujące dla rodziny - nie mają skrupułów i wsypują pracodawców, którzy zatrudniali je na czarno. – Polskie prawo nie zakłada współodpowiedzialności za nielegalne zatrudnienie. Jedyną stroną winną tego przestępstwa jest pracodawca. Polskie prawo zawsze traktuje pracownika nielegalnego, półlegalnego lub pracującego w innych warunkach niż te w umowie jako poszkodowanego. Mamy domniemanie przymuszenia przez sytuację materialną pracownika do podjęcia się pracy niezgodnie z prawem. Winny jest jedynie pracodawca i to on ponosi wszystkie konsekwencje prawne i finansowe – mówi pani Anna, której koleżanka właśnie z tego powodu powiedziała na pogotowiu, że pijana niania była tylko jej znajomą, nie opiekunką. – Wystarczy, że pracownik powie, że nie miał za co żyć, że pracodawca odmówił mu podpisania umowy o pracę i prawo stoi po jego stronie – dodaje Anna.
Bardzo często opiekunki świetnie orientując się w sytuacji, szantażują swoich pracodawców. – Znam dziewczyny, które potrafią nagrywać moment przekazania pieniędzy, zbierają wyciągi z kont i później grożą, że pójdą z tym do fiskusa. Wiedzą, że wygrają – mówi pani Katarzyna. W takich sytuacjach na rodziców spada cały szereg konsekwencji finansowych. Pracownik ma prawo przed sądem domagać się uzupełnienia składek za cały okres pracy. ZUS ustala wtedy pensję na wysokości średniej krajowej, bada kiedy matka wróciła do pracy i na tej podstawie nalicza zaległe składki, odsetki i karę. W przypadku 4-5-latka to kwestia lat, więc zaległości są rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych. To samo robi również Urząd Skarbowy i też dokłada do tego mandat karno-skarbowy. Rodzice otrzymują mandat również od Państwowej Inspekcji Pracy.
Życie w niebezpieczeństwie
Konsekwencje prawne i finansowe to tylko jedna strona medalu. Na szali leży bezpieczeństwo, zdrowie i życie dziecka. Ustawa żłobkowa nie określa kompetencji, które musi mieć niania. Rodzice polegają więc na swojej intuicji, obserwacjach i referencjach. Referencjach, które bardzo często są nieprawdziwe, bo wystawiane są przez rodziców, którzy rezygnując z niani, nie chcieli mieć kłopotów i wystawiali jej dobrą opinię. Niektóre są w ogóle fałszywe, bo kobiety proszą o ich wystawienie kogoś bliskiego z rodziny.
Wiele objawów, chorób, alergii ma szansę zauważyć właśnie niania, bo to ona spędza z dzieckiem większą część dnia. To od jej refleksu i doświadczenia zależy, czy zachowa się właściwie w sytuacji kiedy dziecko np. uderzy się w głowę, zadławi czymś, poparzy. Ponieważ ustawa nie reguluje przysposobienia zawodowego niań, nie wymaga się więc od nich nawet ukończenia kursu z zakresu pierwszej pomocy, a to prosta droga do nieszczęścia.
Do takiej tragedii doszło niedawno niedaleko Warszawy. Dwóch chłopców: 5-latek i 2-latek wygłupiali się skacząc po kanapie. Mniejszy spadł z łóżka, uderzył się mocno głową w podłogę i stracił na chwilę przytomność. Po chwili ją odzyskał, więc niania która się dziećmi zajmowała, uznała że nic poważnego się nie stało. Nie zawiadomiła rodziców, pogotowia. – 2-letnie dzieci nie mówią dobrze, a na pewno nie że coś je boli, albo mają mdłości. Niania położyła dzieci do łóżeczek, a mama przyszła, kiedy dzieci już spały. Niania nic nie powiedziała o upadku chłopca. Kiedy mama weszła w nocy do pokoju, żeby okryć dzieci 2-latek już nie żył – opowiada pani Teresa. Chłopczyk zmarł we śnie na skutek obrzęku mózgu po tym uderzeniu.
Nieświadomi przestępcy
To nie był koniec dramatu. Matka zadzwoniła do niani w środku nocy, pytając czy nic się nie stało pod jej opieką, bo dziecko nie żyje. Wtedy niania w stresie odpowiedziała, że dziecko uderzyło się głową w podłogę i straciło przytomność, ale wszystko było z nim dobrze. Niania była blisko z tą rodziną, bo pracowała dla nich wiele lat już ze starszym chłopcem zanim poszedł do przedszkola. Rodzice jej mocno ufali, ale kiedy policja zapytała ją co się stało, zaprzeczyła. Powiedziała, że nie zna ani rodziców, ani dzieci i że to jakaś pomyłka.
To rodzice zostali pociągnięci do wszelkiej odpowiedzialności. Sami przyznali się przecież, że nielegalnie zatrudniali nianię, bo to pod jej opieką doszło do wypadku. Nałożono na nich olbrzymie kary, zaległy ZUS i podatek. Sąd orzekł o popełnieniu przestępstwa i ojciec stracił pracę w zarządzie firmy, w której zasiadał. Ubezpieczyciel nie wypłacił też rodzinie nawet złotówki odszkodowania – bo dziecko było pozostawione bez opieki. – Oprócz tego sąd rodzinny prowadzi sprawę nad ograniczeniem praw do opieki nad drugim chłopcem. Rodzice nie byli w stanie udowodnić, że to nie oni doprowadzili do śmierci dziecka. Świat im się zawalił totalnie, a niania nie poniosła żadnych konsekwencji, bo nikt nie miał dowodu, że tam pracowała – dodaje pani Terasa, która zna poszkodowaną rodzinę.
Z braku dowodów wobec opiekunki tego typu sprawy najczęściej się umarza. Rodzice nie mają dowodu o ich zatrudnianiu, a sąd nie ma dowodu, że to nie rodzice porzucili dziecko, albo zapewnili mu nienależytą opiekę, czy nie dochodzi do przemocy.
Konsekwencje na całe życie
Rodzice tragicznie zmarłego dwulatka nawet nie mogą wziąć kredytu, bo żaden bank im go nie udzieli - są przecież karani. To dotyczy zresztą wszystkich osób, które zostały skazane za nielegalne zatrudnienie. Jako karani nie mogą również pracować w radach nadzorczych, czy samorządowych. To z tego powodu ojciec chłopca stracił pracę.
Ta historia to dramatyczny przykład tego, jak może się skończyć zatrudnianie nielegalnej niani. Nawet ta z wieloletnim doświadczeniem, ale bez przygotowania może w sytuacji wypadku zachować się nierozsądnie. Co więcej zdarza się, że dziećmi opiekują się również kobiety, które mają zaburzenia psychologiczne. – Znam historie rodziców, u których takie babcio-nianie pracowały przez lata i przez przypadek wychodziło, że niania jest niezrównoważana i np. bije dziecko, znęca się – opowiada pani Katarzyna.
Nie brakuje również tych nieuczciwych, które zatrudniają się do opieki nad dzieckiem, tylko po to żeby okraść dom. Oczywiście niewiele robi to od razu. Bardzo często najpierw miesiącami zdobywają zaufanie gospodarzy, a później konsekwentnie wynoszą powolutku co cenniejsze przedmioty. – Moi znajomi mieli gosposię, która pracowała u nich 7 lat. Jak urodziło się dziecko awansowała na nianię i od pół roku zauważyli, że niania im wykrada różne rzeczy z mieszkania. Znikają proszki do prania, szampony, część wyposażenia lodówki, kosmetyki – nowy, drogi krem po dwóch dniach jest nagle prawie pusty, giną filmy DVD. Ona chyba myśli, że rodzice tego nie zauważają – mówi pani Ilona, która opiekuje się dziećmi w Warszawie. Rodzice szukają teraz szybko nowej, legalnej niani. – Mówią, że ona bardzo dobrze opiekuje się dzieckiem, ale to przecież złodziejka. Jak widać nie ma dla niej znaczenia, że pracuje dla nich już 7 lat – dodaje kobieta.
Kradzieży, zniszczenia mienia, a nawet znęcania się nad dzieckiem rodzice przeważnie nie zgłaszają na policję. Wiedzą, że wtedy będą musieli przyznać się do nielegalnego zatrudnienia, więc i tak nie dostaną odszkodowania, a sami zapłacą kary. Niektórzy nawet nie wiedzą, gdzie szukać niani, która znika z ich rzeczami. Przez kilka lat nawet nie skserowali jej dowodu, bo była np. polecano przez koleżankę, której dzieckiem też się kiedyś zajmowała.
Pseudoustawa?
Rodzice przy rozstaniu z nianią, która kradła, albo np. krzywdziła dziecko i tak często piszą jej dobre referencje, a później potwierdzają je w rozmowach telefonicznych, bo chcą się z nią rozstać w dobrych relacjach. Niektóre grożą przecież donosem, inne domagają się kilkukrotnej pensji przy rozstaniu. Dlatego na rynku pracują osoby, które w ogóle nie powinny się dziećmi zajmować.
Przyczyniają się do tego rodzice i państwo, które zostawiło sprawę rynku opiekuńczego po nowelizacji ustawy żłobkowej. Sam fakt że dotyczy ona jedynie dzieci od 6. miesiąca życia do 3. roku jest prostym dowodem na to, że prawo ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. – Co mają zrobić rodzice z dzieckiem, które skończy 3 lata, a nie ma miejsca w żłobku, a nie mają pieniędzy na prywatny, albo nie chcą go posłać? Tracimy i my, i rodzice. Najgorsze, że wszystko odbija się na dziecku i dochodzi do tragedii – podsumowuje pani Katarzyna.