Robin, Barnett, ambasador Wielkiej Brytanii
Robin, Barnett, ambasador Wielkiej Brytanii Fot. Ambasada brytyjska
Reklama.
Ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce bije rekordy popularności na YouTube robiąc show ze swoimi pracownikami, ma pan na to jakąś odpowiedź?
Robin Barnett: Niestety nie mam tego talentu muzycznego co pan Mull. Wolę słuchać, niż samemu być wykonawcą. Jednak od razu dodam, że ambasada Wielkiej Brytanii robi swój własny wielki show, czyli GREAT. Już teraz po Polsce jeździ nowy londyński autobus. Ostatnio robił furorę na forum gospodarczym w Krynicy, czy na lotnisku we Wrocławiu. Do tego mamy małą grupę minis, które paradują po kraju. Tak więc my także próbujemy z humorem promować Wielką Brytanię. Pokazujemy wszystkim, że jesteśmy wesołym i otwartym narodem.
Za pomocą autobusów dbacie o dobry wizerunek Wielkiej Brytanii w Polsce?
Niestety nie mam tego talentu wokalnego co pan Mull, więc muszę zrobić coś innego. Jednak naszymi akcjami nie chcemy wyłącznie czarować Polaków. Chcemy osiągnąć coś więcej. Zamierzamy budować mosty pomiędzy moim krajem a Polską. Więc by to zrobić używamy najnowszych technologii.

Czyli jesteście aktywni na Facebooku i Twitterze...
Tak, stały się teraz normalnymi narzędziami w pracy dyplomaty. Trochę się te czasy zmieniły...
W jaki sposób?
Pamiętam, że kiedy byłem w Polsce po raz pierwszy na początku lat osiemdziesiątych podczas strajków na Wybrzeżu władze wyłączyły system telefoniczny w czterech województwach. Dzięki temu informacja bardzo wolno się rozprzestrzeniała. W obecnych czasach, co pokazuje Facebook i Twitter blokowanie informacji nie byłoby możliwe. Jednak ambasada brytyjska nie ogranicza się do tylko i wyłącznie do znanych portali społecznościowych. Wychodzimy naprzeciw trendom i sami zaczynamy tworzyć swoje rzeczy.
Może pan wyjaśnić o co chodzi?
Ruszamy z cyfrową agencją matrymonialną dla biznesu. We wrześniu mamy pierwszy etap naszego portalu B2B (Business To Business), który ma na celu zapoznanie polskich biznesów z brytyjskimi. Już teraz Polska dużo eksportuje do mojego kraju, natomiast Wielka Brytania ma wiele do zaoferowania Polsce. Widzi pan dyplomacja się zmienia...
To znaczy?
Oczywiście odpowiadamy za dwustronne relacje. Zajmujemy się prewencją wojen, rozwiązujemy problemy. Jednak w dzisiejszych czasach prawie wyłącznie pracujemy nad sprawami gospodarczymi i handlowymi.

I nie zmieni tego nawet zmiana rządu w naszym kraju?
Wiadomo, że każda partia ma trochę inną politykę, ale nie sądzę, żeby warunki biznesowe znacząco się zmieniały. Rządy zawsze się będą zmieniały. Takie są zasady demokracji. A w Polsce obserwujemy w miarę normalną debatę polityczną. Rolą opozycji jest krytykowanie rządu i tak też czyni. Bardziej bym się bał, gdyby ktoś chciał zmienić system polityczny, ale to nam nie grozi.
A czy obserwuje pan polską politykę, czy patrzy pan z zainteresowaniem na to, co się teraz dzieje?
Jestem apolityczny. A dodam tylko, że Polska jest stabilnym krajem i nie martwi mnie zmiana władzy. Polska to dobre miejsce dla biznesu, a Wielka Brytania ma odpowiedni know-how by jej pomóc.
W jaki sposób?
Jest wiele sektorów w których możemy służyć radą. Jest kolej, czy energetyka. Myślę, że możemy doradzać przy wydobyciu gazu łupkowego, czy przy budowie elektrowni jądrowych. Możemy rozmawiać na temat bezpieczeństwa obronnego. Świetnie zarządzamy różnymi projektami i programami, a naszą wizytówką są ostatnie Igrzyska Olimpijskie. Dodam, że w naszych celach nie błądzimy po omacku. Regularnie staramy się jeździć po Polsce i spotykać się z lokalnymi władzami, dzięki temu możemy poznać gdzie i jaki jest potencjał.

To jak to wygląda od strony brytyjskiej?
Z moją drużyną jeździmy po kraju. Na szczęście są teraz tanie linie lotnicze, więc koszt podróżowania nie jest tak wysoki. Podobnie jak w Polsce spotykamy się różnymi grupami osób, których przekonujemy do robienia biznesów tutaj. Myślę, że skoro wiele Polaków mieszka w Anglii i kupuje tamtejsze produkty w sklepach to dlaczego tu nie mieliby tego robić. Mamy więcej serów od Francuzów. Podczas ostatniej imprezy Ambasady z okazji urodzin Królowej cieszyły się wielką popularnością.
Dobrze, że pan mówi o królowej... może pan wie skąd się bierze ten fenomen rodziny królewskiej, że nawet w Polsce potrafią śledzić każdy ich ruch?
To chyba z powodu tego, że to symbol tradycji i starego świata. Proszę zobaczyć, że żyjemy w czasach kiedy świat się unowocześnia, a oni są przedstawicielem dawnych epok. Jednak wzbudzają wielkie zainteresowanie, bo wraz z tym światem także się zmieniają. Wzbudzają pozytywne reakcje i pracują pozytywną reputację Wielkiej Brytanii na świecie. Co też przekłada się na gospodarkę mojego kraju. „Royal Baby” przyniosło naszej ekonomii ponad 400 milionów funtów.
Tak z ciekawości się zapytam, dlaczego pan się uparł, by rozmawiać ze mną po polsku, kiedy równie dobrze możemy po angielsku?

Skoro wywiad idzie do polskich mediów, to powinniśmy mówić po polsku. Tam gdzie mogę, staram się mówić w tym języku. Tak więc skoro teraz nadarzyła się ku temu okazja, że możemy rozmawiać po polsku, to czemu mielibyśmy tego nie robić?

Z Radosławem Sikorskim również pan rozmawia po polsku?
Bywa różnie. Sikorski jest bardzo utalentowany językowo i mówi lepiej po angielsku niż ja po polsku. To wszystko zależy od sytuacji.
A gdzie się pan nauczył mówić po polsku?
W 1981 roku w okolicach Baker Street. Czyli mniej więcej tam, gdzie kiedyś działał Sherlock Holmes. Sam przyznam, że polski to dobry i fascynujący język, ale momentami bywa bardzo trudny.
A co pana skłoniło do nauki polskiego? Może rodzina?
Nie, nie mam żadnych rodzinnych koneksji, tylko ogromny sentyment. Pierwszy kontakt z waszym krajem miałem jako ośmioletni chłopiec. Czytałem książkę Iana Serrailliera „Silver Sword” (po polsku Srebrny Miecz), który opowiadał o losach grupy dzieci z Warszawy podczas okupacji. Od tamtej pory zacząłem czuć coś specjalnego do Polski. A od kiedy chciałem być dyplomatą to chciałem być na placówce tutaj. W sumie to mój trzeci pobyt w tym kraju.
Zdążył pan polubić polską kuchnię?
Tak. Mam wiele ulubionych dań. Bardzo lubię śledziki, no i zaraz zacznie się sezon na bigos. Pamiętam także z dawnych czasów patriotycznego mielonego i schabowego. Nawet opracowałem swój własny przepis na żurek. Zamiast kiełbasy i boczku dodaję łososia wędzonego. Sekret w nim tkwi taki, że nie kupuje się ryby najlepszej jakości. Im tańsza tym lepsza.
Wyraża się pan bardzo pochlebnie o Polakach. Teraz co by pan tu zmienił?
Mentalność. Chodzi mi o ten sposób myślenia, że można kierować zbyt szybko samochodem. Jednak jest na to jeden doskonały sposób, czyli rozwój kolei. Dzięki temu ludzie mogą szybko i bezpiecznie podróżować po kraju. A Wielka Brytania wie, jak rozwijać kolej, więc w Polsce w tym pomoże.
Dziękuje panu za rozmowę.
Dziękuję i zachęcam do odwiedzania i polubienia naszych stron na Facebooku.